Archiwa autora: Admin

Swoja historia

Pokażcie każdemu rycinę a każdy będzie mówił, że widzi co innego.

Stąd wynika, że to co każdy mówi nie jest prawdą o rycinie tylko o nim samym.

To co mówi pokazuje jakie ma myśli.

 

Ważniejsze jest jednak, że myśli te nie są prawdą o tym co jest.

Każdy jednak uwierzył, że świat jest taki jak myśli.

Wielu myśli: robię dobrze, robię źle, cierpię ponieważ…, będę szczęśliwy gdy…

Jest to prawdą o tym co myśli.

Sam tworzy historię o rycinie, historię o sobie, o prawach i prawdach.

Następnie wierzy w swoją historię i ją wypełnia, nie wiedząc, że wypełnia jedynie historię, którą wymyślił.

Wszystko co myśli, że się w jego życiu wydarza jest tylko myślą o historii jaką na temat swój i świata stworzył.

W ten sposób człowiek sam tworzy historię swojego życia.

Jest to jednak historia.

To co jest, nie jest historią.

Gdy człowiek przestaje wytwarzać historię wraca do tego co jest.

 

autor: marcinszymala@gmail.com

Odrobina holistycznej inspiracji, czyli o wskazówkach usprawniających biznes.

Odrobina holistycznej inspiracji, czyli o wskazówkach usprawniających biznes.

Prowadzisz swój biznes? Czasami czujesz, że Twoje zaangażowanie nie jest współmierne z Twoim przekonaniem do tego, co robisz? Zwyczajnie tracisz siły? Czytaj dalej. Czasami wystarczy zmiana perspektywy czy drobna rewolucja, kilka pytań, których sama sobie nigdy byś nie zadała. Mój tekst pomoże Ci nakreślić właściwe dla Ciebie źródła mocy i działania.

Co jest na Twoim horyzoncie, jaki jest cel Twojego poświęcenia?

Jak daleka sięga Twój wzrok w rozwoju Twojego biznesu? Widzisz w jaki sposób Twój chleb powszedni przekształca się w pyszne babeczki posypane brązowym cukrem? To oczywiście metafora. Metafora służąca zilustrowaniu faktu, że nawet nasze codzienne zawodowe czynności mogą być pełne zachwytów i odkryć. Powyższe podejście to jedno z założeń holistycznego podejścia do biznesu. W efektywnym i twórczym rozwoju Twojej marki zachowuj się, jak ptak krążący nad oceanem. Pamiętaj o szeroko rozpostartych skrzydłach, ale nie zapominaj, że jeśli stracisz z oczu horyzont – to będzie koniec.

Zastanów się.

Co jest na Twoim horyzoncie?

Dokąd prowadzą Cię codzienne żmudne drobnostki?

Jaki jest cel Twoich działań, Twojego poświęcenia?

Pomyśl. Po co to wszystko. W imię czego budujesz swoje imperium? Ktoś kiedyś powiedział, że nie da się wszystkich uszczęśliwić. Ale wiesz co? Da się zrobić tak by Ci wszyscy dostrzegli w Twojej pracy to, że robisz coś ponad siebie, że patrzysz dalej niż na czubek własnego nosa. Czy postrzegasz otaczające Cię zjawiska w sposób całościowy i wielopoziomowy? Inspirowanie się podejściem holistycznym w biznesie zakłada odwagę do indywidualnego spojrzenia na biznes i prostotę we wdrażaniu rozwiązań i odczuwaniu satysfakcji.

Czy potrafisz połączyć swoje życiowe wartości z filarami, na których opiera się Twój biznes?

Czy to, w co angażujesz swoją codzienną aktywność jest spójne z Twoją wizją świata? Czy może wydzieliłaś sobie fragment życia na pracę i po prostu robisz swoje, czekając aż pojawią się pierwsze rezultaty?

Nie mówię, że którekolwiek ze wspomnianych podejść jest złe. Namawiam Cię tylko do tego, byś miała świadomość tego, które z nich jest Twoje. W jakim stopniu realizujesz swoje cele w swojej pracy?

Holistyczne podejście do biznesu nie przekreśla planowania. Ono zachęca by w równym stopniu koncetrować się na planowaniu, co na odkrywaniu nowych możliwości. Holistyczne podejście do biznesu rekomenduje przyjrzenie się temu, co robisz, z różnych perspektyw i ujednolicenie tego do spójnej strategii wybrzmiewania i działania. Spójrz na swój biznes oczami różnych ludzi.

Co o Twojej marce mogłaby powiedzieć najlepsza koleżanka z podstawówki?

Jakie zdanie o nim mogłaby mieć liderka w Twojej branży? Jak myślisz, w którym kierunku doradziłaby Ci rozwijać swój biznes?

A teraz cofnij się do czasów, gdy byłaś małą dziewczynką i dopiero wyobrażałaś sobie swoje dorosłe życie, swój zawód. Czy robiąc to, co teraz robisz, w jakiś sposób spełniasz marzenia tej małej dziewczynki?

Pomyśl nad tym wszystkim, zanim znowu przystąpisz do rytynowego wykonywania swoich obowiązków. Czy w Twojej głowie pojawia się jakaś nowa myśl związana z zaproponowanymi przeze mnie przemyśleniami? Możesz ją ująć w hasło albo motto? Spróbuj. Teraz je zapisz, w swoim dzienniku lub kalendarzu. Wróć do niego po pewnym czasie. Czy sądzisz, że powinnaś w jakiś sposób usprawnić lub zmienić swoje podejście do sprawowanych obowiązków? Jakie zmiany i ruchy mogłyby Ci pomóc? Wszystkie odpowiedzi są w Tobie. Daj sobei tylko czas. Obserwuj procesy, pragnienia i interakcje z otoczeniem. Klaruj swoją prawdziwą misję. Równie często, jak stan konta sprawdzaj swój poziom satysfakcji.

Gdy dowodzisz swoim biznesem, możesz się szybko wypalić. Nie daj się. Wzrastaj.

Autorką tekstu jest Justyna Poluta. Lubi zarówno odkrywcze, jak i prowokujące pytania. Zawodowo zadaje je ludziom, których wspiera w rozwijaniu twórczych biznesów. Zwolenniczka zrównoważonej kariery. Prowadzi blog Slowkariera.pl i fanpejdża na FB – 1001 rad, wskazówek i inspiracji dla freelancerów.

Pozostań niewzruszona.

Jesteś na etapie pierwszych kroków w swoim rozwoju zawodowym?

Nie wiesz, czym się kierować i czemu ufać, ale jesteś pewna, że denerwuje Cię ciągły szum rad i natłok wytycznych z rynku pracy? Obawiam się, że to i tak tylko narracja, bez gwarancji, że warto podążać w tym kierunku. Z całego tego rzężenia nie bierz do siebie nic ponad narzędzia, dzięki którym możesz znaleźć się tam, gdzie zamierzasz. Dotrzesz do swojego celu szybciej, niż myślisz. Wystarczy, że będziesz zadawała sobie odpowiednie pytania. Tak, sobie. Pozytywne przykłady z zewnątrz służą wzrostowi, ale czy to na pewno Twój wzrost?

Pozostań niewzruszona na celebracje innych.

Pozostań niewzruszona na kreowane i uważnie wypracowywane komunikaty.

Najważniejsze są Twoje, ciche toasty.

Myśl przewodnia tego tekstu nie nawołuje do zmian. Za dużo tych usprawnień i ulepszeń dookoła. Zanim zechcesz zbliżyć się do modelu, który imponuje Tobie – pomyśl, jakie jest właściwie Twoje źródło.

Zanim zabierzesz się do realizacji celów „Twojego pokolenia” pomyśl, czy aby na pewno są to też Twoje cele.

Tekst z nagłówka jest apelem. Wskazuje na to, by się nie chwiać, gdy ktoś próbuje zasiać w nas wątpliwość. Nie myśl teraz o okolicznościach i otoczeniu. Skoncentruj się na perspektywach. Nie podejmuj pochopnych decyzji, nie miotaj się i nie daj osłabić swoich aspiracji. Stój mocno na ziemi, stój w miejscu, w którym zaczynasz. Jeśli posłuchamy obserwacji znajomych, przyjrzymy się tendencjom i przejrzymy statystyki – będziemy miały już dość powodów, by zwątpić w siebie.

Wyłącz to.

Potargaj.

Poproś o zmianę tematu.

Skup się na sobie.

Kształtuj swój chartakter, ustal swoje osobiste wartości, nie oddalaj się od swojej wizji sukcesu.

To jest znacznie cenniejsze, niż wszystko, co Cię rozprasza – sukcesy, pomyślność i doświadczenia innych.

Inni wskazują Ci drogę, ale czy wyznaczają cel?

Pozostań niewzruszona i skup się na codziennym wypracowywaniu właściwego stosunku do pracy zawodowej. Takiego, który nie ma nic wspólnego z radami osób, które niewiele wiedzą o Twoich aspiracjach.

Podziękuj konsultantom. Odpuść wszelkie kursy. Daruj sobie wydawanie pieniędzy na doradców kariery. Dość już powiedzieli. Teraz skonfrontuj tę wiedzę ze swoim wewnętrznym źródłem mocy. Zastanów się, co jest dla Ciebie celem aktywności zawodowej. Czemu chcesz pracować? Co dzięki temu osiągniesz, do czego Cię to przybliży, w jaki sposób pomoże cieszyć się życiem?

Wszystko, co wiesz, pochodzi od Ciebie.

Wszystko, na czym możesz się oprzeć, masz w sobie.

Jeżeli otworzymy się na konstruktywną wartość pracy zawodowej, to będziemy osiągać bardziej pozytywne rezultaty naszych działań – nawet wkładając w to mniej wysiłku. Wynika to z jakości użytej energii – będziemy bardziej radośnie nastawieni do tego, co stanowi przedmiot naszej pracy.

Energia oparta na przymusie – czyli pójście za radami i wymaganiami innych, za wzorami – nie wzbudzi w nas chęci do działania, a rozczarowanie i poczucie utraty. Unikaj sabotażu Twoich umiejętności, wymuszeń byś poszła drogą kogoś, kto już nią szedł. Owszem, coś będziesz robiła. Prędzej, czy później. Zanim ruszysz, ustaw stopy w kierunku, z którego przyszli ci, których podziwiasz i cenisz.

Szukaj spokoju, równowagi i pewności. Znacznie bardziej szukaj tego, niż potwierdzeń, że „się nadajesz”, niż kolejnych „wpisów do CV”.

Gdy budzi się w nas głęboki spokój – możemy połączyć go z tym co robimy, dzięki czemu zaczynamy znacznie bardziej panować nad przebiegiem i kształtem naszego życia.

A teraz postaraj się odpowiedzieć na kilka ważnych pytań.

Które z otaczających mnie przekonań dotyczących mojego rozwoju zawodowego są moje? Może są takie myśli, które sobie przytuliłam ze strachu, że jest w tym sporo racji? Z którymi towarzyszącymi mi myślami na pewno się zgadzam? Czy mogłabym z nich ułożyć jakieś motta?

Jak mogę zwiększyć źródła siły w moim życiu? Czy jest coś, co szczególnie napada mnie energią?


Jak mogę osłabić źródła słabości w moim życiu? Z czego powinnam zrezygnować, jeśli nie chcę, by mnie to nadal niszczyło?

Zachowaj swoje odpowiedzi na zamieszczone w moim tekście pytania.
Obserwuj je.

Zaglądaj do nich co jakiś czas.

Po czasie sprawdź czy dowiedziałaś się o sobie czegoś nowego, co pozwala Ci przejrzyściej patrzeć w przyszłość?
Czujesz się na tyle silna, by nie pokonały Cię wzorce i wskazówki?

Autorką tekstu jest Justyna Poluta. Lubi zarówno odkrywcze, jak i prowokujące pytania. Zawodowo zadaje je ludziom, których wspiera w rozwijaniu twórczych biznesów. Zwolenniczka zrównoważonej kariery. Prowadzi blog Slowkariera.pl i fanpejdża na FB – 1001 rad, wskazówek i inspiracji dla freelancerów.

Technika uwalniania – David R. Hawkins

TECHNIKA UWALNIANIA

Czym jest uwolnienie?

Uwolnienie z jednoczesnym odpuszczeniem jest jak nagłe pozbycie się wewnętrznego napięcia albo jak zrzucenie ciężaru. Towarzyszy mu natychmiastowa ulga i lekkość oraz poczucie wolności i szczęścia. Jest rzeczywistym mechanizmem umysłu – każdemu zdarzyło się tego doświadczyć.

Dobrze zobrazuje to następujący przykład: Jesteś w trakcie poważnej kłótni – zdenerwowany, wściekły i nagle dociera do ciebie absurdalność i niedorzeczność tej sytuacji. Zaczynasz się śmiać i napięcie zostaje uwolnione. W jednej chwili znika gniew, strach, poczucie bycia atakowanym i czujesz uwolnienie i szczęście, których się nie spodziewałeś.

Pomyśl, jak wspaniale byłoby, gdyby to działało w ten sposób w każdym miejscu, czasie i każdym przypadku. Zawsze czułbyś się wolny i szczęśliwy, a twoje uczucia nigdy więcej nie przysparzałyby ci kłopotów. O to właśnie chodzi w całej tej technice – o świadome uwalnianie, które możesz stosować bez ograniczeń.

Wówczas to ty decydujesz o swoim samopoczuciu – świat nie ma już na nie wpływu i nie jesteś dłużej zależny od własnych reakcji na świat. Nie jesteś już ofiarą. Jest to zastosowanie podstawowych nauk buddyjskich, mówiących o pozbywaniu się przymusu odruchowego reagowania.

Wszędzie nosimy ze sobą ogromny, nagromadzony zasób negatywnych uczuć, postaw i przekonań. Zgromadzone napięcie sprawia, że cierpimy, jest przyczyną wielu chorób i problemów.

Zrezygnowani pogodziliśmy się z nim i usprawiedliwiamy, nazywając „ludzką naturą”. Pragniemy uciec od tego na niezliczone sposoby. Przeciętny człowiek spędza całe swoje życie na próbach uciekania od wewnętrznego zamętu spowodowanego strachem i stara się uniknąć cierpienia.

Poczucie własnej wartości jest stale narażane na niebezpieczeństwo pochodzące zarówno z zewnątrz, jak i od nas samych. Gdy przyjrzymy się uważniej, zobaczymy, że ludzkie życie jest niekończącą się skomplikowaną walką, której celem jest ucieczka przed wewnętrznymi lękami i oczekiwaniami, które projektujemy na świat.

Od święta udaje nam się od tego uciec, jednak wciąż mamy w sobie czyhający na nas lęk. Zaczęliśmy się obawiać swoich uczuć, ponieważ tak wiele związanej jest z nimi negatywności – boimy się, że uczucia nas obezwładnią, gdybyśmy tylko zaczęli się im uważniej przyglądać. Boimy się, ponieważ nie mamy żadnego narzędzia pomagającego świadomie sobie z nimi radzić. Boimy się skonfrontować z własnymi uczuciami, dlatego stale się kumulują i w końcu w skrytości ducha zaczynamy wypatrywać śmierci, by ten ból się nareszcie się skończył.

Bolesne nie są myśli ani zdarzenia, lecz uczucia, które im towarzyszą.

Myśli same w sobie są bezbolesne, lecz nie uczucia, które kryją się pod nimi!

Myśli wywoływane są przez napór nagromadzonych uczuć.

Na przykład wokół jednego uczucia może z czasem powstać dosłownie tysiące myśli.

Pomyśl o jakimś bolesnym wspomnieniu z wczesnego etapu twego życia, ogromnej przykrości, którą przechowujesz w pamięci. Zobacz, ile myśli związanych z tym jednym zdarzeniem pojawiało się w twojej głowie na przestrzeni minionych lat. Gdybyśmy mogli uwolnić uczucie, które było pierwszą przyczyną bólu, wszystkie te myśli natychmiast by zniknęły, a o wydarzeniu można byłoby zapomnieć.

Ta obserwacja jest zgodna z badaniami naukowymi. Teoria naukowa Graya-LaViolette’a połączyła odkrycia psychologii i neuropsychologii. Ich badania wykazały, że tak zwana tonacja uczuć (feeling tones) organizuje myśli i pamięć. Myśli są segregowane i zapisywane w „banku pamięci” według stopnia natężenia emocjonalnego związanego z tymi myślami. Dlatego też jeśli porzucimy czy też „odpuścimy” daną emocję czy dane uczucie, tym samym uwolnimy się od wszystkich powiązanych z nią myśli.

Warto pamiętać, że każde uczucie może zostać uwolnione natychmiast – w dowolnym czasie, dowolnym miejscu, i możemy to robić zawsze i bez wysiłku.

A czym jest stan poddania? To bycie wolnym w danym obszarze życia, od negatywnych uczuć, dzięki czemu bez oporu czy wpływu wewnętrznych konfliktów manifestuje się nasza kreatywność

i spontaniczność. Zaniechanie wewnętrznej walki i porzucenie oczekiwań to największy prezent, jaki możemy dać innym by wesprzeć ich wolność. Doświadczamy wtedy podstawowej natury wszechświata którą jest, jak sami odkryjemy – manifestowanie największego, możliwego w danej sytuacji dobra. Może to brzmieć filozoficznie, jednak gdy się wydarza wiemy, że to prawda.

Fragment pochodzi z książki „Technika Uwalniania. Podręcznik rozwijania świadomości” Davida R. Hawkinsa

Dostępna w sklepie internetowym Wydawnictwa Virgo:

http://virgobooks.pl/zapowiedzi/88-zapowiedz-tytul-oryginalny-letting-go-the-pathway-of-surrender-david-r-hawkins.html

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności.

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności.

Miejsce naszych podróży, to (choćby najpiękniejsze) i tak tylko miejsce. Miejsce tworzą ludzie. Cóż począć, gdy tworzą je fragmentarycznie ze swoich przemyśleń i doświadczeń? Czasami trafiamy do miejsca, w którym nie ma miejsca dla każdego. Jest tylko przestrzeń do szacunku, dla troski i dobrych wspomnień.

A ty, gościu, podróżniku, czy życiowy tułaczu możesz liczyć tylko na mierzenie Ciebie czyjąś miarą. Mimo to, rozgość się. Mam nadzieję, że wziąłeś w swoją podróż większą walizkę, by jadąc z powrotem zabrać ze sobą również odpowiednią perspektywę. I radość, że jesteś uszyty na własną miarę.

Czy to pokolenia zmieniają okoliczności, czy okoliczności zmieniają pokolenia?

Jadę pociągiem. W tle ciepły jazz, Laima w swoim utworze „What’s forever?’ skłania mnie do zastanowienia „Co jest wieczne?”

Wracam z miejsca, które nie jest wieczne, choć tak błędnie myślałam. Niestety, pokolenia zmieniły okoliczności, albo okoliczności zmieniły pokolenia. Tam, dokąd zawsze jechałam po zachwyt, dzisiaj przywożę perspektywę. Lato gaśnie, szarzejąc za oknem. Tylko mocna zieleń przyciąga wzrok. Kukurydza dojrzała. A ja wracam z moją perspektywą w walizce. I mogłabym się złościć na to, że starsze pokolenia zamiast słuchać, od razu porównują Twoje doświadczenia do swojego modelu życia i przekonań swojego środowiska. Odjeżdżam, machając temu światu, który żyje tak jednopoziomowo. Jestem bogatsza o obserwacje, które poczyniłam, chcąc nie pozwalać sobie na oceny. Obserwacja bez ocen – taki był cel mojej podróży. Został niemalże zrealizowany. Dlaczego nie został zrealizowany zupełnie? Poróżniły nas odbiory świata. Choć wracam po mistrzowskim szkoleniu z widzenia świata oczami ludzi, którym zawsze dobrze życzyłam. Całe szczęście, że więcej mówili z serca, niż ze swoich racji.

Miejsca nie są wieczne. Ale bywają takie z niezbywalnym urokiem. Urok polega na tym, że będąc tam, mamy szansę odbić się w ustach innych. Mimo wszystko lepiej było by odbić się w oczach.

Zaletą jest być niezmiennym przez pięć kolejnych pór letnich.

Choć właściwie jest coś, czego zazdroszczę mieszkańcom świata, z którego wracam. Przekonanie do tego, co mówią. Spaja się to niemal z brnięciem, klepaniem jednego i tego samego przez długie lata, w niezmieniających się okolicznościach przyrody, ale… zazdroszczę. Większe zrozumienie, wspaniałomyślność, nastawienie na potrzeby ludzi, z którymi rozmawiamy i oszczędzenie sobie projekcji własnych wartości na innych… – To długotrwały i bolesny proces. Jest trochę racji w tym, by ograniczyć się do tego, co się zna. Zaletą jest być niezmiennym przez pięć kolejnych pór letnich.

Nawet, jeśli nie jest to do końca przemyślane (Ba! Nawet do końca „przeżyte”!), to przynajmniej brzmi rozsądnie. A komuś młodszemu dobrze jest powiedzieć coś, co brzmi tak, że nie ma się tej wypowiedzi/wtrąceniu nic do zarzucenia.

Proszę, przestań pieprzyć, że życie mnie jeszcze zweryfikuje. Opowiedz mi o swojej drodze, o swoich błędach. Ja opowiem Ci o swoich.

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności. Dodatkowo – podkreślić rozdziały o indywidualnym rozpatrywaniu życiowych prawd i zasad, jak również o indywidualnej wrażliwości.

W niemal każdym małym miasteczku po wyjściu z dworca PKP, można znaleźć drewniano-plastikową budkę, oblepioną reklamami w stylu „lody” i „piwo”. Dobrze wiedzieć, że coś takiego tam jest. Tak, jak dobrze jest wiedzieć, że gdzieś na świecie masz takie miejsce, w którym ludzie nie będą się z Tobą zgadzać. Będziesz z tego miejsca wracał uradowany, że przynajmniej stać Cię na weryfikowanie własnych wyobrażeń. Własnych. Nie „tych, dzięki, którym mniej zaryzykujesz”, nie „tych, które były obecne w rodzinie od lat”, nie tych „bardziej doświadczonych ludzi”. Własnych. Ty masz własne i oni mają własne. Bezpiecznej drogi powrotnej do domu z Waszych podróży.

 

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

WYZWALAJĄCE DOŚWIADCZENIE REKOLEKCYJNE

Miniony środowy wieczór spędziłam z niezwykle spokojną i zrównoważoną osobą. Odkąd ją poznałam, chciałam poznać również odpowiedź na pytanie „Co daje tej dziewczynie taką wewnętrzną harmonię?” Tamtegoż wieczoru, przy herbacie z jeżynowego suszu uchyliła mi rąbka tajemnicy. Otóż odpowiedzią na jej życiowy rytm okazały się… wyjazdy do klasztoru.

Tak, mi też to z początku zabrzmiało zobowiązująco. W dodatku w głowie miałam cały szereg ograniczeń co do tego tematu, wynikających z faktu, że przecież jestem daleka od deklarowania głębokiej postawy religijnej. Doszłam zatem do wniosku, że to nie dla mnie. Nic bardziej mylnego. Moja koleżanka opowiedziała mi o pewnym miejscu, gdzie Trzej Towarzysze przyjmują na „odwyk od niepewności”. Otwartość, poszanowanie odmienności w stylach życia, ciepłe przyjęcie. – Cechy tego miejsca przytoczone przez Sandrę zabrzmiały mi, jak raj na ziemi.

„Klasztor, który stworzyli Trzej Towarzysze to miejsce, które pozwoli Ci się wyłączyć. Możesz tam przyjechać z różnymi motywacjami. To po prostu dobra przestrzeń, w której o 6.00 rano możesz wyżalić się w kuchni, przy kawie, osobie konsekrowanej.” – Przybliżała mi koleżanka. Choć akcenty i w ogóle sposób komunikacji z młodymi, jaki wybrali Założyciele – zachwycają, to nadrzędną możliwością, jaka towarzyszy Przyjeżdżającym jest konfrontacja swojej drogi życiowej. Konfrontacja z czym? Z wartościami innych ludzi, z ich opowieściami… całym jestestwem i wpływem, jaki wzajemnie na siebie wywierają. Towarzysze” zrodziła się z potrzeby lepszego odpowiedzenia na znaki czasów, które coraz bardziej ujawniały się w duszpasterstwie młodzieżowym i powołaniowym naszej Prowincji zakonnej.

Idea powstania Franciszkańskiego Centrum Młodzieżowo-Powołaniowego „Trzej Moja koleżanka stwierdziła, że wizyta w tym klasztorze jest swoistą „terapią dystansem”. Jest szansa na oderwania się od świata współczesnego. Jak informują na swojej stronie internetowej Założyciele – „Pewne style i metody pracy z młodzieżą wymagały rewizji oraz nowych inspiracji.” Jest zapotrzebowanie – Jest odpowiedź. I na dodatek udzielana głosem kogoś, kto ma życiową mądrość : )

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

Wolisz życie smyrać po podbrudku, czy brać za bary?

To miał być wywiad. Pytanie – odpowiedź, pytanie – odpowiedź. Ale forma zmieniła się w strumień. Strumień inspiracji. Rozmowa dotyczyła tego, jakie ograniczenia spotykają młodych ludzi na drodze do samorealizacji. Cóż bardziej autentycznego może być nad samo-doświadczenie i swobodne dzielenie się spostrzeżeniami?

Nic, co powiedział mój rozmówca nie spotka się z falą powszechnej akceptacji, skoro mówił, że warto się opamiętać.
Tekst ten wzywa więc do  powszechnego opamiętania. Byłam od samego początku oszołomiona jego podejściem do życia. On do niego podchodził i nie smyrał po podbrudku, tylko brał za bary. Był moim antiditum na poprawność. Zauważyliśmy, że często zdarza się tak, że wybieramy zawód pod aktualne trendy skazując się na powtarzalność. Co jest alternatywą? Ekscytująca droga pełna zakrętów. I cofania swoich decyzji, czasami kilkakrotnie – w rekordowym tempie. Słowem: Zajęcie twórczo buntowniczej powstawy.

Jesteś na ścieżce czy na autostradzie?

Ale czy zajęcie buntowniczo-twórczej postawy jest dla Ciebie?  Uświadom sobie, czego i kogo słuchasz. Co Cię karmi?
Czy to, co robisz jest Twoje czy jest powtarzaniem jakiegoś wzorca? Robisz coś, by być lepszy od kogoś, czy by być lepszym dla siebie? Albo jakimkolwiek. Tylko niech to poczucie do Ciebie dotrze.
Znużenie. Przesycenie. Nietrafność wszystkiego, co dotychczas robiłaś.
Podziwiam ludzi, którzy jeśli chodzi o siebie wykazują się odwagą. To inna odwaga, niż wyprzedzanie, to szczera troska o siebie.

Podążanie swoją ścieżką staje się modne. Niemniej jednak chyba nie da się podążać swoją ścieżką nie wpisując się w pewne konwencje, nie zdobywając kompetencji bez których „wyżej nie podskoczymy”.
Powyższa myśl generuje pytanie – Czy mówiąc o tym, że rezygnujemy z narzuconych nam wartości przez ogół jednocześnie nie przyjmujemy reguł narzuconych przez mniejszość?
Na ile to jeszcze jesteśmy my? A na ile nasze odniesienie do tego, co nam nie pasuje?
Może robimy to samo, ale dopisując do tego inną filozofię? Naszą. Taką, z którą dobrze nam się zasypia.
Na ile mówienie, że ograniczają nas wartości religijne, czy systemy edukacji jest tylko dostrzeżeniem faktu, a nie punktem wyjścia do budowania „alternatywnego modelu kariery”?

Jeśli zdecydujesz się na alternatywny model kariery będziesz miała inne ograniczenia. Ale nadal będą to bariery. Opinia środowiska, własne ambicje, poczucie i tracenie poczucia sensu.
Decydując się na „alternatywną postawę” po prostu wybieramy z innego worka. I również nie wybieramy sami – mamy konkurencję. Równie nakręconą, kreatywną i żądną poczucia, że robią coś w zgodzie ze sobą.

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

POLA MORFICZNE I UKRYTY PORZĄDEK

Rupert Sheldrake– znany brytyjski biolog pokazuje, opierając się na licznych badaniach, zupełnie nową wizję funkcjonowania świata:

Wielu uczonych wierzyło, że biologia molekularna jest u progu ujawnienia tajemnic życia– dzięki zrozumieniu kodu genetycznego oraz sterowania przez ten kod syntezą białka. W międzyczasie techniki skanowania mózgu miały ukazać mechanistyczne struktury działania umysłu. Dekada mózgu, zainaugurowana w 1990 r. przez prezydenta George’a Busha, doprowadziła do dalszego przyspieszenia rozwoju nauk neurologicznych i wzbudziła jeszcze większy optymizm w kwestii możliwości poznania zakamarków duszy dzięki skanowaniu mózgu. W międzyczasie entuzjazm dla sztucznej inteligencji sprawił, iż zaczęto oczekiwać, że nowa generacja komputerów wkrótce będzie zdolna konkurować z umysłowymi zdolnościami człowieka, a nawet je przewyższyć. Skoro inteligencję, a nawet samą świadomość można zaprogramować w maszynach, to i rozwiązać można każdą ostateczną tajemnicę. Życie i umysł byłyby w pełni wyjaśnialne w kategoriach molekularnej i neuronalnej maszynerii. Redukcjonizm zostałby zatwierdzony jako jedyna słuszna droga. Twierdzenia wszystkich tych, którzy nauczali, że umysły obejmują coś, co wykracza poza zasięg mechanistycznej nauki, zostałyby raz na zawsze obalone. Ale tak się nie stało.

CHWILA PRAWDY

W latach 80. XX w. zapanowało uniesienie, kiedy to nowe techniki umożliwiły klonowanie genów oraz odkrywanie poszczególnych sekwencji „liter” w kodzie genetycznym. Chwila ta wydawała się zwieńczeniem biologii: oto instrukcje życia jako takiego zostały wreszcie obnażone, stwarzając biologom możliwości genetycznej modyfikacji roślin i zwierząt (oraz – przy okazji –  wzbogacenia się w stopniu większym, niż kiedykolwiek byli w stanie sobie wyobrazić). Odnotowywano ciągły strumień nowych odkryć; prawie co tydzień nagłówki gazet obwieszczały jakiś nowy „przełom”: Uczeni odkrywają geny, które pokonają raka, Terapia genowa daje nadzieje ofiarom artretyzmu, Uczeni odkrywają sekret starzenia się itd.

To zadziwiające osiągnięcie w rzeczy samej odmieniło nasze myślenie o nas samych, jednak inaczej, niż oczekiwano. Pierwszą niespodzianką było to, że genów jest tak mało. Zamiast przewidzianych 100 000 czy jeszcze większej ich liczby, ostateczny rejestr liczący około 25 000 genów był wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza gdy porównano go z genomem innych zwierząt, znacznie prostszych niż my. Muszka kwiatowa posiada 17 000 genów, a jeżowiec – około 26 000. Wiele gatunków roślin ma znacznie więcej genów niż my – na przykład ryż ma ich około 38 000.
Szokiem było odkrycie, że odmienność struktur ciała u wielu odmiennych grup zwierząt nie odzwierciedla się w różnicach na poziomie genów. Jak stwierdziła dwójka czołowych specjalistów od rozwojowej biologii molekularnej, „tam, gdzie najbardziej liczyliśmy się z tym, że natrafimy na różnice, tam stwierdzamy konserwatywny brak zmian”.

W konsekwencji poznawania ludzkiego genomu nastroje uległy dramatycznej zmianie. Zamiast starego założenia głoszącego, że przeniknięto by tajemnicę życia, gdyby biolodzy molekularni poznali „program” jakiegoś organizmu, zaczyna pojawiać się świadomość istnienia potężnego rozziewu między sekwencjami genów oraz tym, w jaki sposób organizmy żywe rozwijają się i zachowują.

DZIEDZICZENIE PÓL MORFICZNYCH

Biolog Rupert Sheldrake w swojej przełomowej książce „Nowa Biologia” prezentuje hipotezę istnienia pól morfogenetycznych, które są odpowiedzialne za charakterystyczne formy i organizacje systemów na każdym poziomie złożoności, nie tylko w dziedzinie biologii, lecz również w chemii i fizyce. Pola te porządkują układy, z którymi się wiążą oddziałując na procesy, które z energetycznego punktu widzenia jawią się jako indeterministyczne czy też probabilistyczne; narzucają one ograniczenia na wyniki procesów fizycznych możliwe z energetycznego punktu widzenia – ograniczenia, które mają swoje własne wzory.

Skoro pola morfogenetyczne stanowią przyczynę organizacji i formy systemów obiektów materialnych, zatem same muszą posiadać charakterystyczne struktury. Skąd zatem biorą się owe pola-struktury? Pochodzą one od pól morfogenetycznych skojarzonych z wcześniejszymi podobnymi układami. Pola morfogenetyczne wszystkich wcześniej istniejących układów stają się obecne dla każdego podobnego systemu; struktury układów dawniejszych wpływają na późniejsze podobne układy poprzez skumulowany wpływ, który działa zarówno poprzez czas jak i poprzez przestrzeń.

Zgodnie z tą hipotezą układy zorganizowane są w taki, a nie inny sposób, ponieważ podobne układy w podobny sposób zorganizowane były w przeszłości. Na przykład molekuły złożonej organicznej substancji chemicznej krystalizują według charakterystycznego wzoru, ponieważ ta sama substancja już krystalizowała w podobny sposób w przeszłości. Roślina przyjmuje formę charakterystyczną dla jej gatunku, ponieważ wcześniejsze przedstawicielki tego gatunku przyjmowały tę formę. Zwierzę instynktownie działa w określony sposób, ponieważ podobne zwierzęta tak samo zachowywały się wcześniej.

Podczas gdy teoria mechanistyczna praktycznie wszystkie zjawiska związane z dziedziczeniem przypisuje dziedziczności genetycznej, utożsamianej z DNA, to hipoteza formatywnej przyczynowości dodatkowo postuluje, że organizmy żywe dziedziczą pola morficzne organizmów z przeszłości należących do tego samego gatunku. Ten rodzaj dziedziczenia ma miejsce dzięki rezonansowi morficznemu, nie zaś przez geny. Tak więc dziedziczność obejmuje zarówno genetyczne dziedziczenie białek, jak i rezonans morficzny od podobnych form z przeszłości.

PRZYKŁAD – TRENING SZCZURÓW

Jeśli jakieś zwierzę, powiedzmy szczur, nauczy się nowego wzoru zachowania, wówczas każdy następny szczur (z tej samej rasy, hodowany w podobnych warunkach itp.) będzie wykazywał tendencję do szybszego uczenia się tego samego wzoru zachowań. Im więcej będzie szczurów, które wyuczyły danego zadania, tym łatwiej nauczy się tego każdy kolejny podobny szczur. Np. gdyby w laboratorium w Londynie nauczyć tysiące szczurów jakiegoś zadania, we wszystkich innych laboratoriach podobne szczury wykonywałyby to samo zadanie szybciej. Gdyby szybkość uczenia się szczurów w jakimś innym laboratorium, powiedzmy w Nowym Jorku, została zmierzona przed treningiem, jakiemu poddano londyńskie szczury, i po owym treningu, okazałoby się, że szczury przetestowane za drugim razem uczą się szybciej niż szczury przetestowane za pierwszym razem. Efekt ten powinien nastąpić mimo braku jakiegokolwiek fizycznego związku ani komunikacji pomiędzy tymi dwoma laboratoriami.

Taka predykcja może się wydać tak nieprawdopodobna, że aż absurdalna. Jednak już od dawna istnieją dane z laboratoryjnych badań nad szczurami, świadczące o tym, że przewidywany efekt rzeczywiście ma miejsce.


NIEZALEŻNA NAUKA 

W przeszłości niektóre spośród najbardziej innowacyjnych badań naukowych prowadzone były przez amatorów. Na przykład Charles Darwin nigdy nie zajmował stanowiska w żadnej instytucji. Pracował niezależnie w swoim domu w Kent, badając skorupiaki wąsonogi, hodując gołębie i przeprowadzając wraz z dziećmi doświadczenia we własnym ogrodzie. Był on po prostu jednym z wielu niezależnych badaczy, którzy, nie licząc na granty, nie poddawani konserwatywnym naciskom anonimowych recenzji kolegów po fachu, byli autorami wysoce oryginalnych prac. Dzisiaj tego rodzaju wolność nieomal nie istnieje. Począwszy od drugiej połowy XIX w. nauka podlega coraz większej profesjonalizacji. Po II wojnie światowej nastąpiła potężna ekspansja badań instytucjonalnych. Obecnie działa jedynie garstka niezależnych uczonych.

Podobnie jak miało to miejsce w jej najbardziej owocnych okresach, nauka raz jeszcze może być budowana oddolnie, od samych podstaw. Badania mogą wyrastać z osobistego zainteresowania naturą przyrody, które to zainteresowanie zrazu skłania wielu ludzi do kariery w nauce, lecz jakże często obumiera z powodu wymogów życia w instytucjonalnych ramach.

Nierozwiązane problemy biologii zebrane w 1 rozdziale tej książki były nierozwiązane w 1981 r. i dzisiaj również nie są rozwiązane. Kwestie dyskutowane przez Ruperta Sheldrake’a pozostają całkowicie otwarte.

Debata trwa, ty zaś, Czytelniku, czytając tę książkę a także przystępując do wspólnych eksperymentów, też możesz mieć w niej swój udział. W książce „Nowa biologia” znajdziesz m.in. opis ciekawych eksperymentów naukowych oraz rozmowę Ruperta Sheldrake’a z Davidem Bohmem – wybitnym fizykiem kwantowym.

Bezpłatny fragment z książki
Ruperta Sheldrake’a „Nowa biologia”
można przeczytać na stronie
Wydawnictwa Virgo:

Zobacz tutaj

Pojedynek na czynnik zainteresowania

„Jesteś nią bliżej zainteresowany?” „Jest interesująca?” „Co Cię w niej zainteresowało?” – Takie pytania są niezupełnie uprzejme, ale przynajmniej w miarę neutralne.
Chociaż to bycie „interesującym” to i tak kupczenie zdolnością do zwrócenia na siebie uwagi połączone ze swobodą przyciągnięcia do siebie. „Budzenie zainteresowania” jest teraz popularniejsze, niż autentyzm, który cenią  sobie tylko co poniektórzy.
To dla jednych zbliżone poświęcanie się tym samym rzeczom, a dla innych „obiektywne” bycie interesującym. Innym, zjawiskowym, niestandardowym.

Komplikować zaczyna się w momencie, gdy to bycie „interesującym” można stopniować, a co za tym idzie – opiniować.
Gdy Twój partner informuje Cię oschle, że z kimś innym połączyły go tematy, na które nigdy nie rozmawiał z Tobą pojawiają się myśli „Co zrobiłam nie tak?”
Otóż nic. Uśmiechnij się. Nie bierz odpowiedzialności za to, że ktoś jest równie jak Twój partner zaczynany w tych samych autorach. Może to minie. Może to temat jest interesujący, a nie rozmówca. Może mu po prostu tego brakowało. Może te idee nie połączą ich za bardzo. Może codzienność ma wyższą moc. Jeśli chcesz unieść się honorem, unieś się honorem. Albo sprawdzić, co to za ziółko z tego Nowego Obiektu Zainteresowań, o którym tyle mówi w domu.

Scenariusze w głowie przypominają wojnę. Umówić się z nim i z nią na mieście, uwodzić wdziękiem i intelektem, aż do granic przyzwoitości? Tym samym udowodnić Nowemu Obiektowi Zainteresowania swojego partnera, że czujemy się pewnie z naszymi marnymi (?) pomysłami na relaks i zgłębianie świata.
Nic nie robić? I czekać zbawiennie, aż inny mężczyzna odnajdzie w nas urok?
Jak wiadomo, nie ma wojny bez oskarżeń. Jak brzmi oskarżenie „Jesteś taka tu-i-teraz, niewiele Cię wciąga z tego, co i mnie!” Śmiesznie, żeby nie powiedzieć – żałośnie.
Co za mężczyzna rzuca oskarżenie w stylu „Zgłębiasz świat na swój sposób! Nie tymi tytułami, które ja!”? Egoistyczny. Egoistyczny, choćby i te pretensje i żal były minimalistyczne, wyrażające się w znajdowaniu coraz to nowszych tematów do rozmów z Nowym Obiektem Zainteresowania.

Jesteś wspaniała taka, jaka jesteś. Na swój sposób starasz się dotrzeć, zrozumieć, czy przetworzyć. To, że nie idziesz na modny film jeszcze nie oznacza, że nie kino do Ciebie nie przemawia. Czegokolwiek pragniesz słuchać, może przemówić do Ciebie w dowolnej formie.
Bywa, że w formie przykrych komentarzy Twojego partnera. Nie rozżarzasz już jego duszy, tylko jesteś przyzwyczajeniem. Kimś, z kim się można dogadać i pogadać.
Dobrze jest być przyzwyczajeniem. Dobrze jest również dać się poznać naprawdę.
Powoli. Przy okazji. Dając sobie czas. Ale jeśli on mówi, zamiast rozmawiać, i słyszy zamiast słuchać – Może warto poszukać gdzie indziej?

Nie mówię by przy każdym mniejszym znużeniu szukać posłuchu i zrozumienia gdzie indziej, ale… Jeśli ktoś zarzuca Ci, że niewiele Cię w życiu pociąga? Zanim zaczniesz sobie wyrzucać, czy aby na pewno nie wchłonęła Cię bezrefleksyjność, zadaj mu pytanie „Naprawdę nie dostrzegasz we mnie tego, co mnie powołuje do życia?”
Może on nie chce tego zobaczyć? I długie wspólne lata, wspólny kosz na śmieci nic tu nie zmienią?

Jeśli ktoś, kogo chcesz kogoś ma problem z tym, kim jesteś… Czy jest sens stawać do pojedynku z kimś, kto ostatnio zachwycił go bardziej? To przypominało by zachowanie 14 latki, która lubi akurat to, co jej chłopak. Jeśli nie mamy do czegoś przekonania – nie warto. Najważniejsze, że masz przekonanie do siebie : )

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

Trend refleksyjności

Mam wrażenie, że wszystkich ostatnio ogarnął trend zaglądania w swoje wnętrze, analizowania i nadużywania słowa „dusza”. Od znajomej modelki, która wyjechała na kontrakt do Indii, po managerów szukających wyzwolenia od zdyscyplinowanego trybu pracy. Czytamy Bukowskiego, Hłaskę i ekshibicjonistycznych blogerów, którzy pierwsi zadali szyku kultywowaniu rozczarowania i celebrowaniu codzienności.

Robimy to jednak fragmentarycznie, nieco od święta, żeby nie powiedzieć „zgodnie z trendem”. A trend zaczął wyrażać się w FBkowych fanpejdżach w stylu „Z uniesień pozostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń – wzruszenie ramion.” Kończymy dzień kieliszkiem wina i sentencją, która może nas uchronić, pozwolić coś zrozumieć, bądź po prostu wziąść oddech. Cieszy nas poczucie, że nie jesteśmy sami, choć wciąż jesteśmy samotni. Kamień z serca spada nam na myśl, że inni też cierpią. Innym też brakuje. Zupełnie jakbyśmy potrzebowali społecznego przyzwolenia na wyzwolenie w sobie odrobiny przemyśleń. Coraz częściej słychać wieczorami delikatny smooth jazz, starannie zaprojektowanie dzienniki i pamiętniki sprzedają się coraz lepiej, a w relacjach ćwiczymy się w grzecznościowych uśmiechać i uśmierzającej poprawności. Pocieszamy się wzruszającymi słowami. Błagamy o głębie. Mamy nadzieję, że skoro to, co zostało napisane przeżył ktoś, kogo możemy włożyć w ramy autorytetu, to jest już wszystko dobrze.

Przedstawiciele antropologii refleksyjnej bez dyplomów stają się naszymi guru.
Dają nam prawo, demaskują oczywiste nieoczywistości.

Czyżby przytłoczenie osiągnęło nową formę wyrazu?

Przechodzimy od selektywności, poprzez mimimalizm, aż do poczucia, że wszystko jest w nas. Czy te emocje to tylko produkcja kulturowa? A może wyzwalacz? Nieistotne jest to dla tych, którzy szukają zrozumienia, podzielenia i potwierdzenia. Znajdujemy to. Naszą religią stają się poszukiwania, analizy i odbicie lustrzane w przeżyciach innych osób. To nas teraz chroni – amulety przeżyć i samoakceptacja w postaci kilku ładnie
oprawionyh słów. Staliśmy się kultywatorami losów i nikim więcej. Ale czy chcemy być kimś więcej wieczorami? Gdy światło staje się miękkie, dywan bardziej puchaty, a ściany zbliżają się do nas coraz szybciej? Jak określić siebie pośród rozpalonej do białości współczesności (to słowa Gąbrowicza)? Może właśnie tak…

Justyna Poluta

Harmonyworks.pl