Archiwa kategorii: Inni Autorzy

Odrobina holistycznej inspiracji, czyli o wskazówkach usprawniających biznes.

Odrobina holistycznej inspiracji, czyli o wskazówkach usprawniających biznes.

Prowadzisz swój biznes? Czasami czujesz, że Twoje zaangażowanie nie jest współmierne z Twoim przekonaniem do tego, co robisz? Zwyczajnie tracisz siły? Czytaj dalej. Czasami wystarczy zmiana perspektywy czy drobna rewolucja, kilka pytań, których sama sobie nigdy byś nie zadała. Mój tekst pomoże Ci nakreślić właściwe dla Ciebie źródła mocy i działania.

Co jest na Twoim horyzoncie, jaki jest cel Twojego poświęcenia?

Jak daleka sięga Twój wzrok w rozwoju Twojego biznesu? Widzisz w jaki sposób Twój chleb powszedni przekształca się w pyszne babeczki posypane brązowym cukrem? To oczywiście metafora. Metafora służąca zilustrowaniu faktu, że nawet nasze codzienne zawodowe czynności mogą być pełne zachwytów i odkryć. Powyższe podejście to jedno z założeń holistycznego podejścia do biznesu. W efektywnym i twórczym rozwoju Twojej marki zachowuj się, jak ptak krążący nad oceanem. Pamiętaj o szeroko rozpostartych skrzydłach, ale nie zapominaj, że jeśli stracisz z oczu horyzont – to będzie koniec.

Zastanów się.

Co jest na Twoim horyzoncie?

Dokąd prowadzą Cię codzienne żmudne drobnostki?

Jaki jest cel Twoich działań, Twojego poświęcenia?

Pomyśl. Po co to wszystko. W imię czego budujesz swoje imperium? Ktoś kiedyś powiedział, że nie da się wszystkich uszczęśliwić. Ale wiesz co? Da się zrobić tak by Ci wszyscy dostrzegli w Twojej pracy to, że robisz coś ponad siebie, że patrzysz dalej niż na czubek własnego nosa. Czy postrzegasz otaczające Cię zjawiska w sposób całościowy i wielopoziomowy? Inspirowanie się podejściem holistycznym w biznesie zakłada odwagę do indywidualnego spojrzenia na biznes i prostotę we wdrażaniu rozwiązań i odczuwaniu satysfakcji.

Czy potrafisz połączyć swoje życiowe wartości z filarami, na których opiera się Twój biznes?

Czy to, w co angażujesz swoją codzienną aktywność jest spójne z Twoją wizją świata? Czy może wydzieliłaś sobie fragment życia na pracę i po prostu robisz swoje, czekając aż pojawią się pierwsze rezultaty?

Nie mówię, że którekolwiek ze wspomnianych podejść jest złe. Namawiam Cię tylko do tego, byś miała świadomość tego, które z nich jest Twoje. W jakim stopniu realizujesz swoje cele w swojej pracy?

Holistyczne podejście do biznesu nie przekreśla planowania. Ono zachęca by w równym stopniu koncetrować się na planowaniu, co na odkrywaniu nowych możliwości. Holistyczne podejście do biznesu rekomenduje przyjrzenie się temu, co robisz, z różnych perspektyw i ujednolicenie tego do spójnej strategii wybrzmiewania i działania. Spójrz na swój biznes oczami różnych ludzi.

Co o Twojej marce mogłaby powiedzieć najlepsza koleżanka z podstawówki?

Jakie zdanie o nim mogłaby mieć liderka w Twojej branży? Jak myślisz, w którym kierunku doradziłaby Ci rozwijać swój biznes?

A teraz cofnij się do czasów, gdy byłaś małą dziewczynką i dopiero wyobrażałaś sobie swoje dorosłe życie, swój zawód. Czy robiąc to, co teraz robisz, w jakiś sposób spełniasz marzenia tej małej dziewczynki?

Pomyśl nad tym wszystkim, zanim znowu przystąpisz do rytynowego wykonywania swoich obowiązków. Czy w Twojej głowie pojawia się jakaś nowa myśl związana z zaproponowanymi przeze mnie przemyśleniami? Możesz ją ująć w hasło albo motto? Spróbuj. Teraz je zapisz, w swoim dzienniku lub kalendarzu. Wróć do niego po pewnym czasie. Czy sądzisz, że powinnaś w jakiś sposób usprawnić lub zmienić swoje podejście do sprawowanych obowiązków? Jakie zmiany i ruchy mogłyby Ci pomóc? Wszystkie odpowiedzi są w Tobie. Daj sobei tylko czas. Obserwuj procesy, pragnienia i interakcje z otoczeniem. Klaruj swoją prawdziwą misję. Równie często, jak stan konta sprawdzaj swój poziom satysfakcji.

Gdy dowodzisz swoim biznesem, możesz się szybko wypalić. Nie daj się. Wzrastaj.

Autorką tekstu jest Justyna Poluta. Lubi zarówno odkrywcze, jak i prowokujące pytania. Zawodowo zadaje je ludziom, których wspiera w rozwijaniu twórczych biznesów. Zwolenniczka zrównoważonej kariery. Prowadzi blog Slowkariera.pl i fanpejdża na FB – 1001 rad, wskazówek i inspiracji dla freelancerów.

Pozostań niewzruszona.

Jesteś na etapie pierwszych kroków w swoim rozwoju zawodowym?

Nie wiesz, czym się kierować i czemu ufać, ale jesteś pewna, że denerwuje Cię ciągły szum rad i natłok wytycznych z rynku pracy? Obawiam się, że to i tak tylko narracja, bez gwarancji, że warto podążać w tym kierunku. Z całego tego rzężenia nie bierz do siebie nic ponad narzędzia, dzięki którym możesz znaleźć się tam, gdzie zamierzasz. Dotrzesz do swojego celu szybciej, niż myślisz. Wystarczy, że będziesz zadawała sobie odpowiednie pytania. Tak, sobie. Pozytywne przykłady z zewnątrz służą wzrostowi, ale czy to na pewno Twój wzrost?

Pozostań niewzruszona na celebracje innych.

Pozostań niewzruszona na kreowane i uważnie wypracowywane komunikaty.

Najważniejsze są Twoje, ciche toasty.

Myśl przewodnia tego tekstu nie nawołuje do zmian. Za dużo tych usprawnień i ulepszeń dookoła. Zanim zechcesz zbliżyć się do modelu, który imponuje Tobie – pomyśl, jakie jest właściwie Twoje źródło.

Zanim zabierzesz się do realizacji celów „Twojego pokolenia” pomyśl, czy aby na pewno są to też Twoje cele.

Tekst z nagłówka jest apelem. Wskazuje na to, by się nie chwiać, gdy ktoś próbuje zasiać w nas wątpliwość. Nie myśl teraz o okolicznościach i otoczeniu. Skoncentruj się na perspektywach. Nie podejmuj pochopnych decyzji, nie miotaj się i nie daj osłabić swoich aspiracji. Stój mocno na ziemi, stój w miejscu, w którym zaczynasz. Jeśli posłuchamy obserwacji znajomych, przyjrzymy się tendencjom i przejrzymy statystyki – będziemy miały już dość powodów, by zwątpić w siebie.

Wyłącz to.

Potargaj.

Poproś o zmianę tematu.

Skup się na sobie.

Kształtuj swój chartakter, ustal swoje osobiste wartości, nie oddalaj się od swojej wizji sukcesu.

To jest znacznie cenniejsze, niż wszystko, co Cię rozprasza – sukcesy, pomyślność i doświadczenia innych.

Inni wskazują Ci drogę, ale czy wyznaczają cel?

Pozostań niewzruszona i skup się na codziennym wypracowywaniu właściwego stosunku do pracy zawodowej. Takiego, który nie ma nic wspólnego z radami osób, które niewiele wiedzą o Twoich aspiracjach.

Podziękuj konsultantom. Odpuść wszelkie kursy. Daruj sobie wydawanie pieniędzy na doradców kariery. Dość już powiedzieli. Teraz skonfrontuj tę wiedzę ze swoim wewnętrznym źródłem mocy. Zastanów się, co jest dla Ciebie celem aktywności zawodowej. Czemu chcesz pracować? Co dzięki temu osiągniesz, do czego Cię to przybliży, w jaki sposób pomoże cieszyć się życiem?

Wszystko, co wiesz, pochodzi od Ciebie.

Wszystko, na czym możesz się oprzeć, masz w sobie.

Jeżeli otworzymy się na konstruktywną wartość pracy zawodowej, to będziemy osiągać bardziej pozytywne rezultaty naszych działań – nawet wkładając w to mniej wysiłku. Wynika to z jakości użytej energii – będziemy bardziej radośnie nastawieni do tego, co stanowi przedmiot naszej pracy.

Energia oparta na przymusie – czyli pójście za radami i wymaganiami innych, za wzorami – nie wzbudzi w nas chęci do działania, a rozczarowanie i poczucie utraty. Unikaj sabotażu Twoich umiejętności, wymuszeń byś poszła drogą kogoś, kto już nią szedł. Owszem, coś będziesz robiła. Prędzej, czy później. Zanim ruszysz, ustaw stopy w kierunku, z którego przyszli ci, których podziwiasz i cenisz.

Szukaj spokoju, równowagi i pewności. Znacznie bardziej szukaj tego, niż potwierdzeń, że „się nadajesz”, niż kolejnych „wpisów do CV”.

Gdy budzi się w nas głęboki spokój – możemy połączyć go z tym co robimy, dzięki czemu zaczynamy znacznie bardziej panować nad przebiegiem i kształtem naszego życia.

A teraz postaraj się odpowiedzieć na kilka ważnych pytań.

Które z otaczających mnie przekonań dotyczących mojego rozwoju zawodowego są moje? Może są takie myśli, które sobie przytuliłam ze strachu, że jest w tym sporo racji? Z którymi towarzyszącymi mi myślami na pewno się zgadzam? Czy mogłabym z nich ułożyć jakieś motta?

Jak mogę zwiększyć źródła siły w moim życiu? Czy jest coś, co szczególnie napada mnie energią?


Jak mogę osłabić źródła słabości w moim życiu? Z czego powinnam zrezygnować, jeśli nie chcę, by mnie to nadal niszczyło?

Zachowaj swoje odpowiedzi na zamieszczone w moim tekście pytania.
Obserwuj je.

Zaglądaj do nich co jakiś czas.

Po czasie sprawdź czy dowiedziałaś się o sobie czegoś nowego, co pozwala Ci przejrzyściej patrzeć w przyszłość?
Czujesz się na tyle silna, by nie pokonały Cię wzorce i wskazówki?

Autorką tekstu jest Justyna Poluta. Lubi zarówno odkrywcze, jak i prowokujące pytania. Zawodowo zadaje je ludziom, których wspiera w rozwijaniu twórczych biznesów. Zwolenniczka zrównoważonej kariery. Prowadzi blog Slowkariera.pl i fanpejdża na FB – 1001 rad, wskazówek i inspiracji dla freelancerów.

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności.

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności.

Miejsce naszych podróży, to (choćby najpiękniejsze) i tak tylko miejsce. Miejsce tworzą ludzie. Cóż począć, gdy tworzą je fragmentarycznie ze swoich przemyśleń i doświadczeń? Czasami trafiamy do miejsca, w którym nie ma miejsca dla każdego. Jest tylko przestrzeń do szacunku, dla troski i dobrych wspomnień.

A ty, gościu, podróżniku, czy życiowy tułaczu możesz liczyć tylko na mierzenie Ciebie czyjąś miarą. Mimo to, rozgość się. Mam nadzieję, że wziąłeś w swoją podróż większą walizkę, by jadąc z powrotem zabrać ze sobą również odpowiednią perspektywę. I radość, że jesteś uszyty na własną miarę.

Czy to pokolenia zmieniają okoliczności, czy okoliczności zmieniają pokolenia?

Jadę pociągiem. W tle ciepły jazz, Laima w swoim utworze „What’s forever?’ skłania mnie do zastanowienia „Co jest wieczne?”

Wracam z miejsca, które nie jest wieczne, choć tak błędnie myślałam. Niestety, pokolenia zmieniły okoliczności, albo okoliczności zmieniły pokolenia. Tam, dokąd zawsze jechałam po zachwyt, dzisiaj przywożę perspektywę. Lato gaśnie, szarzejąc za oknem. Tylko mocna zieleń przyciąga wzrok. Kukurydza dojrzała. A ja wracam z moją perspektywą w walizce. I mogłabym się złościć na to, że starsze pokolenia zamiast słuchać, od razu porównują Twoje doświadczenia do swojego modelu życia i przekonań swojego środowiska. Odjeżdżam, machając temu światu, który żyje tak jednopoziomowo. Jestem bogatsza o obserwacje, które poczyniłam, chcąc nie pozwalać sobie na oceny. Obserwacja bez ocen – taki był cel mojej podróży. Został niemalże zrealizowany. Dlaczego nie został zrealizowany zupełnie? Poróżniły nas odbiory świata. Choć wracam po mistrzowskim szkoleniu z widzenia świata oczami ludzi, którym zawsze dobrze życzyłam. Całe szczęście, że więcej mówili z serca, niż ze swoich racji.

Miejsca nie są wieczne. Ale bywają takie z niezbywalnym urokiem. Urok polega na tym, że będąc tam, mamy szansę odbić się w ustach innych. Mimo wszystko lepiej było by odbić się w oczach.

Zaletą jest być niezmiennym przez pięć kolejnych pór letnich.

Choć właściwie jest coś, czego zazdroszczę mieszkańcom świata, z którego wracam. Przekonanie do tego, co mówią. Spaja się to niemal z brnięciem, klepaniem jednego i tego samego przez długie lata, w niezmieniających się okolicznościach przyrody, ale… zazdroszczę. Większe zrozumienie, wspaniałomyślność, nastawienie na potrzeby ludzi, z którymi rozmawiamy i oszczędzenie sobie projekcji własnych wartości na innych… – To długotrwały i bolesny proces. Jest trochę racji w tym, by ograniczyć się do tego, co się zna. Zaletą jest być niezmiennym przez pięć kolejnych pór letnich.

Nawet, jeśli nie jest to do końca przemyślane (Ba! Nawet do końca „przeżyte”!), to przynajmniej brzmi rozsądnie. A komuś młodszemu dobrze jest powiedzieć coś, co brzmi tak, że nie ma się tej wypowiedzi/wtrąceniu nic do zarzucenia.

Proszę, przestań pieprzyć, że życie mnie jeszcze zweryfikuje. Opowiedz mi o swojej drodze, o swoich błędach. Ja opowiem Ci o swoich.

W niektóre miejsca należało by przywozić przewodniki po indywidualności. Dodatkowo – podkreślić rozdziały o indywidualnym rozpatrywaniu życiowych prawd i zasad, jak również o indywidualnej wrażliwości.

W niemal każdym małym miasteczku po wyjściu z dworca PKP, można znaleźć drewniano-plastikową budkę, oblepioną reklamami w stylu „lody” i „piwo”. Dobrze wiedzieć, że coś takiego tam jest. Tak, jak dobrze jest wiedzieć, że gdzieś na świecie masz takie miejsce, w którym ludzie nie będą się z Tobą zgadzać. Będziesz z tego miejsca wracał uradowany, że przynajmniej stać Cię na weryfikowanie własnych wyobrażeń. Własnych. Nie „tych, dzięki, którym mniej zaryzykujesz”, nie „tych, które były obecne w rodzinie od lat”, nie tych „bardziej doświadczonych ludzi”. Własnych. Ty masz własne i oni mają własne. Bezpiecznej drogi powrotnej do domu z Waszych podróży.

 

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

Wolisz życie smyrać po podbrudku, czy brać za bary?

To miał być wywiad. Pytanie – odpowiedź, pytanie – odpowiedź. Ale forma zmieniła się w strumień. Strumień inspiracji. Rozmowa dotyczyła tego, jakie ograniczenia spotykają młodych ludzi na drodze do samorealizacji. Cóż bardziej autentycznego może być nad samo-doświadczenie i swobodne dzielenie się spostrzeżeniami?

Nic, co powiedział mój rozmówca nie spotka się z falą powszechnej akceptacji, skoro mówił, że warto się opamiętać.
Tekst ten wzywa więc do  powszechnego opamiętania. Byłam od samego początku oszołomiona jego podejściem do życia. On do niego podchodził i nie smyrał po podbrudku, tylko brał za bary. Był moim antiditum na poprawność. Zauważyliśmy, że często zdarza się tak, że wybieramy zawód pod aktualne trendy skazując się na powtarzalność. Co jest alternatywą? Ekscytująca droga pełna zakrętów. I cofania swoich decyzji, czasami kilkakrotnie – w rekordowym tempie. Słowem: Zajęcie twórczo buntowniczej powstawy.

Jesteś na ścieżce czy na autostradzie?

Ale czy zajęcie buntowniczo-twórczej postawy jest dla Ciebie?  Uświadom sobie, czego i kogo słuchasz. Co Cię karmi?
Czy to, co robisz jest Twoje czy jest powtarzaniem jakiegoś wzorca? Robisz coś, by być lepszy od kogoś, czy by być lepszym dla siebie? Albo jakimkolwiek. Tylko niech to poczucie do Ciebie dotrze.
Znużenie. Przesycenie. Nietrafność wszystkiego, co dotychczas robiłaś.
Podziwiam ludzi, którzy jeśli chodzi o siebie wykazują się odwagą. To inna odwaga, niż wyprzedzanie, to szczera troska o siebie.

Podążanie swoją ścieżką staje się modne. Niemniej jednak chyba nie da się podążać swoją ścieżką nie wpisując się w pewne konwencje, nie zdobywając kompetencji bez których „wyżej nie podskoczymy”.
Powyższa myśl generuje pytanie – Czy mówiąc o tym, że rezygnujemy z narzuconych nam wartości przez ogół jednocześnie nie przyjmujemy reguł narzuconych przez mniejszość?
Na ile to jeszcze jesteśmy my? A na ile nasze odniesienie do tego, co nam nie pasuje?
Może robimy to samo, ale dopisując do tego inną filozofię? Naszą. Taką, z którą dobrze nam się zasypia.
Na ile mówienie, że ograniczają nas wartości religijne, czy systemy edukacji jest tylko dostrzeżeniem faktu, a nie punktem wyjścia do budowania „alternatywnego modelu kariery”?

Jeśli zdecydujesz się na alternatywny model kariery będziesz miała inne ograniczenia. Ale nadal będą to bariery. Opinia środowiska, własne ambicje, poczucie i tracenie poczucia sensu.
Decydując się na „alternatywną postawę” po prostu wybieramy z innego worka. I również nie wybieramy sami – mamy konkurencję. Równie nakręconą, kreatywną i żądną poczucia, że robią coś w zgodzie ze sobą.

Justyna Poluta

justynapoluta.com.pl

POLA MORFICZNE I UKRYTY PORZĄDEK

Rupert Sheldrake– znany brytyjski biolog pokazuje, opierając się na licznych badaniach, zupełnie nową wizję funkcjonowania świata:

Wielu uczonych wierzyło, że biologia molekularna jest u progu ujawnienia tajemnic życia– dzięki zrozumieniu kodu genetycznego oraz sterowania przez ten kod syntezą białka. W międzyczasie techniki skanowania mózgu miały ukazać mechanistyczne struktury działania umysłu. Dekada mózgu, zainaugurowana w 1990 r. przez prezydenta George’a Busha, doprowadziła do dalszego przyspieszenia rozwoju nauk neurologicznych i wzbudziła jeszcze większy optymizm w kwestii możliwości poznania zakamarków duszy dzięki skanowaniu mózgu. W międzyczasie entuzjazm dla sztucznej inteligencji sprawił, iż zaczęto oczekiwać, że nowa generacja komputerów wkrótce będzie zdolna konkurować z umysłowymi zdolnościami człowieka, a nawet je przewyższyć. Skoro inteligencję, a nawet samą świadomość można zaprogramować w maszynach, to i rozwiązać można każdą ostateczną tajemnicę. Życie i umysł byłyby w pełni wyjaśnialne w kategoriach molekularnej i neuronalnej maszynerii. Redukcjonizm zostałby zatwierdzony jako jedyna słuszna droga. Twierdzenia wszystkich tych, którzy nauczali, że umysły obejmują coś, co wykracza poza zasięg mechanistycznej nauki, zostałyby raz na zawsze obalone. Ale tak się nie stało.

CHWILA PRAWDY

W latach 80. XX w. zapanowało uniesienie, kiedy to nowe techniki umożliwiły klonowanie genów oraz odkrywanie poszczególnych sekwencji „liter” w kodzie genetycznym. Chwila ta wydawała się zwieńczeniem biologii: oto instrukcje życia jako takiego zostały wreszcie obnażone, stwarzając biologom możliwości genetycznej modyfikacji roślin i zwierząt (oraz – przy okazji –  wzbogacenia się w stopniu większym, niż kiedykolwiek byli w stanie sobie wyobrazić). Odnotowywano ciągły strumień nowych odkryć; prawie co tydzień nagłówki gazet obwieszczały jakiś nowy „przełom”: Uczeni odkrywają geny, które pokonają raka, Terapia genowa daje nadzieje ofiarom artretyzmu, Uczeni odkrywają sekret starzenia się itd.

To zadziwiające osiągnięcie w rzeczy samej odmieniło nasze myślenie o nas samych, jednak inaczej, niż oczekiwano. Pierwszą niespodzianką było to, że genów jest tak mało. Zamiast przewidzianych 100 000 czy jeszcze większej ich liczby, ostateczny rejestr liczący około 25 000 genów był wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza gdy porównano go z genomem innych zwierząt, znacznie prostszych niż my. Muszka kwiatowa posiada 17 000 genów, a jeżowiec – około 26 000. Wiele gatunków roślin ma znacznie więcej genów niż my – na przykład ryż ma ich około 38 000.
Szokiem było odkrycie, że odmienność struktur ciała u wielu odmiennych grup zwierząt nie odzwierciedla się w różnicach na poziomie genów. Jak stwierdziła dwójka czołowych specjalistów od rozwojowej biologii molekularnej, „tam, gdzie najbardziej liczyliśmy się z tym, że natrafimy na różnice, tam stwierdzamy konserwatywny brak zmian”.

W konsekwencji poznawania ludzkiego genomu nastroje uległy dramatycznej zmianie. Zamiast starego założenia głoszącego, że przeniknięto by tajemnicę życia, gdyby biolodzy molekularni poznali „program” jakiegoś organizmu, zaczyna pojawiać się świadomość istnienia potężnego rozziewu między sekwencjami genów oraz tym, w jaki sposób organizmy żywe rozwijają się i zachowują.

DZIEDZICZENIE PÓL MORFICZNYCH

Biolog Rupert Sheldrake w swojej przełomowej książce „Nowa Biologia” prezentuje hipotezę istnienia pól morfogenetycznych, które są odpowiedzialne za charakterystyczne formy i organizacje systemów na każdym poziomie złożoności, nie tylko w dziedzinie biologii, lecz również w chemii i fizyce. Pola te porządkują układy, z którymi się wiążą oddziałując na procesy, które z energetycznego punktu widzenia jawią się jako indeterministyczne czy też probabilistyczne; narzucają one ograniczenia na wyniki procesów fizycznych możliwe z energetycznego punktu widzenia – ograniczenia, które mają swoje własne wzory.

Skoro pola morfogenetyczne stanowią przyczynę organizacji i formy systemów obiektów materialnych, zatem same muszą posiadać charakterystyczne struktury. Skąd zatem biorą się owe pola-struktury? Pochodzą one od pól morfogenetycznych skojarzonych z wcześniejszymi podobnymi układami. Pola morfogenetyczne wszystkich wcześniej istniejących układów stają się obecne dla każdego podobnego systemu; struktury układów dawniejszych wpływają na późniejsze podobne układy poprzez skumulowany wpływ, który działa zarówno poprzez czas jak i poprzez przestrzeń.

Zgodnie z tą hipotezą układy zorganizowane są w taki, a nie inny sposób, ponieważ podobne układy w podobny sposób zorganizowane były w przeszłości. Na przykład molekuły złożonej organicznej substancji chemicznej krystalizują według charakterystycznego wzoru, ponieważ ta sama substancja już krystalizowała w podobny sposób w przeszłości. Roślina przyjmuje formę charakterystyczną dla jej gatunku, ponieważ wcześniejsze przedstawicielki tego gatunku przyjmowały tę formę. Zwierzę instynktownie działa w określony sposób, ponieważ podobne zwierzęta tak samo zachowywały się wcześniej.

Podczas gdy teoria mechanistyczna praktycznie wszystkie zjawiska związane z dziedziczeniem przypisuje dziedziczności genetycznej, utożsamianej z DNA, to hipoteza formatywnej przyczynowości dodatkowo postuluje, że organizmy żywe dziedziczą pola morficzne organizmów z przeszłości należących do tego samego gatunku. Ten rodzaj dziedziczenia ma miejsce dzięki rezonansowi morficznemu, nie zaś przez geny. Tak więc dziedziczność obejmuje zarówno genetyczne dziedziczenie białek, jak i rezonans morficzny od podobnych form z przeszłości.

PRZYKŁAD – TRENING SZCZURÓW

Jeśli jakieś zwierzę, powiedzmy szczur, nauczy się nowego wzoru zachowania, wówczas każdy następny szczur (z tej samej rasy, hodowany w podobnych warunkach itp.) będzie wykazywał tendencję do szybszego uczenia się tego samego wzoru zachowań. Im więcej będzie szczurów, które wyuczyły danego zadania, tym łatwiej nauczy się tego każdy kolejny podobny szczur. Np. gdyby w laboratorium w Londynie nauczyć tysiące szczurów jakiegoś zadania, we wszystkich innych laboratoriach podobne szczury wykonywałyby to samo zadanie szybciej. Gdyby szybkość uczenia się szczurów w jakimś innym laboratorium, powiedzmy w Nowym Jorku, została zmierzona przed treningiem, jakiemu poddano londyńskie szczury, i po owym treningu, okazałoby się, że szczury przetestowane za drugim razem uczą się szybciej niż szczury przetestowane za pierwszym razem. Efekt ten powinien nastąpić mimo braku jakiegokolwiek fizycznego związku ani komunikacji pomiędzy tymi dwoma laboratoriami.

Taka predykcja może się wydać tak nieprawdopodobna, że aż absurdalna. Jednak już od dawna istnieją dane z laboratoryjnych badań nad szczurami, świadczące o tym, że przewidywany efekt rzeczywiście ma miejsce.


NIEZALEŻNA NAUKA 

W przeszłości niektóre spośród najbardziej innowacyjnych badań naukowych prowadzone były przez amatorów. Na przykład Charles Darwin nigdy nie zajmował stanowiska w żadnej instytucji. Pracował niezależnie w swoim domu w Kent, badając skorupiaki wąsonogi, hodując gołębie i przeprowadzając wraz z dziećmi doświadczenia we własnym ogrodzie. Był on po prostu jednym z wielu niezależnych badaczy, którzy, nie licząc na granty, nie poddawani konserwatywnym naciskom anonimowych recenzji kolegów po fachu, byli autorami wysoce oryginalnych prac. Dzisiaj tego rodzaju wolność nieomal nie istnieje. Począwszy od drugiej połowy XIX w. nauka podlega coraz większej profesjonalizacji. Po II wojnie światowej nastąpiła potężna ekspansja badań instytucjonalnych. Obecnie działa jedynie garstka niezależnych uczonych.

Podobnie jak miało to miejsce w jej najbardziej owocnych okresach, nauka raz jeszcze może być budowana oddolnie, od samych podstaw. Badania mogą wyrastać z osobistego zainteresowania naturą przyrody, które to zainteresowanie zrazu skłania wielu ludzi do kariery w nauce, lecz jakże często obumiera z powodu wymogów życia w instytucjonalnych ramach.

Nierozwiązane problemy biologii zebrane w 1 rozdziale tej książki były nierozwiązane w 1981 r. i dzisiaj również nie są rozwiązane. Kwestie dyskutowane przez Ruperta Sheldrake’a pozostają całkowicie otwarte.

Debata trwa, ty zaś, Czytelniku, czytając tę książkę a także przystępując do wspólnych eksperymentów, też możesz mieć w niej swój udział. W książce „Nowa biologia” znajdziesz m.in. opis ciekawych eksperymentów naukowych oraz rozmowę Ruperta Sheldrake’a z Davidem Bohmem – wybitnym fizykiem kwantowym.

Bezpłatny fragment z książki
Ruperta Sheldrake’a „Nowa biologia”
można przeczytać na stronie
Wydawnictwa Virgo:

Zobacz tutaj

MAPA POZIOMÓW ŚWIADOMOŚCI

Dr Dawid Hawkins przez ponad 20 lat zajmował się badaniem ludzkiej świadomości. Na podstawie udokumentowanych badań kinezjologicznych opracował Mapę Poziomów Świadomości, która pozwala kalibrować poziom świadomości danej osoby, grupy osób, systemu filozoficznego, idei, ruchu politycznego, firmy, a nawet całej ludzkości w dowolnym okresie historycznym.

drh

David R. Hawkins (1927-2012) był doktorem psychiatrii i dożywotnim członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. W trakcie swojej 50-letniej pracy naukowej współpracował z wieloma noblistami. W uznaniu za swoją pracę otrzymał również tytuł szlachecki od Królowej Danii. Jego książki omawiające najważniejsze zasady duchowego wzrostu i przekraczania kolejnych poziomów świadomości zostały przetłumaczone w kilkudziesięciu językach.


KINEZJOLOGIA I BADANIA NAD ŚWIADOMOŚCIĄ

Dr Hawkins rozpoczął własne badania zainspirowany pracą dr. Johna Diamonda, który w latach 70. zaobserwował, że podczas kinezjologicznego testu mięśniowego, mięsień ulega wzmocnieniu lub osłabieniu na skutek obecności pozytywnych lub negatywnych bodźców fizycznych oraz emocjonalnych i intelektualnych.Z zupełnie nieokreślonych powodów pewne abstrakcyjne symbole okazały się wywoływać u badanych słaby wynik, inne zaś wręcz odwrotnie. Badani słuchający nagrań ze znanymi oszustwami – powszechnie wypadali słabo. Gdy zaś słuchali nagrań z prawdziwymi – w oczywisty sposób – wypowiedziami, wszyscy bez wyjątku osiągali silny wynik. To właśnie stało się punktem wyjścia dla pracy Davida Hawkinsa, który w 1975r. rozpoczął badania nad kinezjologiczną reakcją na prawdę i kłamstwo. Jego wieloletnie badania z udziałem tysięcy osób potwierdziły, że reakcja kinezjologiczna odzwierciedla zdolność ludzkiego organizmu do odróżnienia nie tylko bodźca pozytywnego od negatywnego, ale też anabolicznego (ulepszającego życie) od katabolicznego (pochłaniającego życie) oraz, co najbardziej doniosłe, prawdę od nieprawdy!

Całkowita niezależność wyników testu od systemów wierzeń, osobistych opinii, rozsądku czy logiki badanych była powszechnie obserwowana przez wielu lekarzy i badaczy. Odpowiedzi w teście kinezjologicznym okazały się być przekonujące w różnych kulturach i populacjach oraz niezmienne z upływem czasu. Dlatego też wyniki testu spełniają naukowy wymóg replikacji, a zatem mogą być niezawodnie zweryfikowane przez każdego pytającego. Szczegóły dotyczące badań oraz omówienie zastosowania Mapy Świadomości można znaleźć w książce „Siła czy moc”(Wyd. Virgo).

W miarę dalszych badań, wykorzystując test kinezjologiczny, dr Hawkins stworzył sposób kalibracji relatywnej prawdy, dzięki której stanowiska intelektualne, wypowiedzi, czy ideologie mogły zostać sklasyfikowane na skali od 1 do 1000. Liczby określające kalibracje nie odzwierciedlają wzrostu arytmetycznego, lecz logarytmiczny. Dla przykładu: poziom 300 nie jestpodwojeniem poziomu 150 lecz oznacza wykładnik potęgi liczby dziesięć (10300). Niewielki wzrost o kilka punktów reprezentuje zatem znaczny wzrost mocy.


PRZEKRACZANIE POZIOMÓW ŚWIADOMOŚCI

Gdy przyjrzymy się opracowanej mapie świadomości, stanie się jasne, że wykalibrowane poziomy są skorelowane z określonymi procesami świadomości – emocjami, postrzeganiem czy postawami, światopoglądami i przekonaniami duchowymi.

Zobacz MAPĘ ŚWIADOMOŚCI

Punkt krytyczny odpowiedzi został wykalibrowany na skali świadomości na około 200. Jest to poziom powiązany z Odwagą. Wszystkie postawy, myśli, uczucia i związki, znajdujące się poniżej tego poziomu sprawiają, że osoba ulega osłabieniu. Natomiast postawy, myśli, uczucia czy postacie historyczne, które są wykalibrowane wyżej, wzmacniają badanego. Jest to zatem punkt równowagi pomiędzy słabymi a mocnymi atraktorami oraz negatywnym i pozytywnym oddziaływaniem.

Na poziomach poniżej 200 podstawowym impulsem jest dążenie do przetrwania, pomimo że na samym dole skali, czyli w sferze beznadziei i depresji, brakuje nawet tego bodźca. Poziomy Strachu i Złości, znajdujące się wyżej, charakteryzują się egoistycznymi pobudkami, biorącymi się z popędu do osobniczego przetrwania. Na poziomie Dumy motyw przetrwania może ulec rozszerzeniu, obejmując także przetrwanie innych. W miarę jak przekroczy się linię graniczną pomiędzy negatywnymi i pozytywnymi aspektami Odwagi, dobrobyt innych ludzi staje się coraz bardziej istotny. Zanim osiągnie się poziom 500, szczęście innych jawi się już jako podstawowa siła motywacyjna. Poziomy powyżej 500 charakteryzują się zainteresowaniem uważnością duchową, tak w przypadku samego siebie, jak i reszty ludzi, a w miarę zbliżania się do 600 dobro ludzkości i dążenie do osiągnięcia oświecenia stają się najważniejszymi celami. Od 700 do 1000 życie zostaje poświęcone zbawieniu całej ludzkości. Poziom 1000, będący najwyższym możliwym polem energii w ludzkiej sferze w dziejach świata osiągany był jedynie przez niewielu, określanych mianem Wielkich Wcieleń (założycieli głównych religii świata jak Jezus Chrystus, Budda, Zaratustra czy Krishna). Doznali oni oświecenia przez Boską Obecność, która zastąpiła ich liniowy, ograniczony, przeciętny ludzki umysł przez nieliniową Rzeczywistość.

Już samo zastanowienie się nad tą mapą może wzbudzić ogromny przypływ empatii dla całego życia, we wszystkich jego formach. Jeśli przyjrzymy się rzekomo mniej „chwalebnym” postawom emocjonalnym, uświadomimy sobie, że nie są one ani dobre, ani złe. Sądy moralne są jedynie funkcją światopoglądu, wynikają z niego. Możemy na przykład dostrzec, że osoba na poziomie Żalu, który jest wykalibrowany na niskim poziomie energii 75, znajdzie się w o wiele lepszym położeniu, jeśli wzniesie się na poziom Złości, wykalibrowany na 150. Złość, sama w sobie będąca destruktywnym uczuciem, wciąż pozostaje niskim stanem świadomości, jednakże – jak pokazuje historia dziejów – Apatia potrafi uwięzić całe subkultury, jak i jednostki. Jeżeli osoby, ogarnięte poczuciem beznadziei, mogą zechcieć czegoś lepszego (Pożądanie, 125), a następnie przy pomocy energii Złości na poziomie 150 rozwinąć Dumę (175), mogą wtedy być zdolne do sięgnięcia po Odwagę, wykalibrowaną na 200 i posuwać się w kierunku ulepszenia ich własnych lub ogólnoludzkich warunków.

I na odwrót, osoba, która osiągnęła już nawykowy poziom bezwarunkowej Miłości, będzie traktować wszystko, co znajduje się poniżej, jako nie do zaakceptowania. Ludzie, znajdujący się dużo niżej na skali świadomości, mogą odbierać te same postawy jako dopuszczalne i nawet otwarcie stawać w obronie ich słuszności. W miarę jak zwiększa się rozwój indywidualnej świadomości, postęp staje się samonapędzający, sprawiając, że samodoskonalenie staje się sposobem na życie.

OSOBISTA PODRÓŻ DUCHOWA

Opracowana skala ujawniła, że każda osoba doświadcza, postrzega i interpretuje świat oraz jego wydarzenia zgodnie ze swoim przeważającym poziomem świadomości. Każdy poziom świadomości posiada swoje własne, wrodzone problemy, ale też pasujące do nich rozwiązania. Każdy poziom reprezentuje zakończenie ewolucji, która go poprzedza, ale jest też zarazem furtką do następnego.

Badania Hawkinsa dowodzą, że wszystko co nas otacza ma wpływ na naszą świadomość: ludzie z którymi obcujemy, muzyka, którą słuchamy, książki, które czytamy, programy telewizyjne, które oglądamy, itd. Jest to cenna wskazówka dla osób zainteresowanych własnym rozwojem.

Mapa Poziomów Świadomości pozwala odnaleźć nasze aktualne miejsce na drabinie duchowego rozwoju oraz wskazówki odnośnie swojej osobistej podróży do stania się tym, kim możemy się stać. Pozwala rozpoznać obszary życia, w których kierujemy się siłą i dokonać transformującego przejścia na poziomy Mocy.

Książki Davida Hawkinsa opublikowane w języku polskim:
Siła czy moc, Przekraczanie poziomów świadomości,
Przywracanie zdrowia, Oko w oko z Jaźnią.

Fragmenty dostępne na stronie Wydawnictwa Virgo: virgobooks.pl
             

 

OM Healing

OM Healing jest starożytną grupową techniką uzdrawiania, która została przywrócona przez Mahavatara Babajiego, aby pomóc przywrócić równowagę i harmonię ludzkości i światu. Ponad 500 grup OM Healing na całym świecie spotyka się regularnie, żeby wspólnie śpiewać kosmiczny dźwięk OM i w ten sposób przekazywać uzdrawiające wsparcie dla Matki Ziemi, dla siebie samych i całej ludzkości.

Na poziomie indywidualnym OM Healing może harmonizować na poziomie fizycznym, psychicznym, emocjonalnym i duchowym. Emocje zostają uwolnione, a pojawiają się wewnętrzny spokój, szczęście i miłość. Prowadzi to do bardziej radosnego życia i wspomaga nasze zdrowie i praktykę medytacyjną.

Dźwięk i wibracja są esencją stworzenia. OM jest pierwotnym dźwiękiem stwarzającym i przenikającym cały wszechświat. Dźwięk OM należy do całej ludzkości, do wszystkich narodów i do wszystkich religii.

Poprzez intonowanie dźwięku OM w określonym układzie osób, procesy uzdrawiania mogą być wzmacniane poprzez zestrajanie wibracji. Jak fale wzbudzane przez kamień wrzucony do wody, wibracje dźwięku OM rozchodzą się w otoczeniu. Ta wibracja jest korzystna nie tylko dla uczestników, ale może docierać również do innych ludzi, miejsc czy sytuacji życiowych. OM Healing może pomóc poprawić stan środowiska, stworzyć harmonię i jedność w człowieku i naturze.

Świat potrzebuje ludzi którzy są gotowi przyczynić się do zmian. Teraz jest czas, aby zrealizować potencjał w sobie i dzielić się nim z całym światem.

Aby przyłączyć się do kręgu OM Healing znajdujacego się w twoim regionie odwiedź naszą stronę www.om­healing.org/pl oraz stronę na facebooku https://www.facebook.com/OMHealingPolska?fref=ts.

Znajdziesz tam informacje o najbliżej zlokalizowanej, działającej grupie OM Healing. Spotkania OM Healing są zreguły darmowe.

W razie jakichkolwiek pytań prosimy o kontakt na maila omhealing@atmakriya.pl

Jak zadbać o czakry. – calif

Czakry w naszym ciele

Energia odpowiedzialna jest prawie za wszystko, to dzięki niej istnieje życie, cały wszechświat! Dzięki niej także człowiek może funkcjonować prawidłowo, dlatego powinniśmy wiedzieć więcej o przepływie energii przez czakry w naszym ciele.

Czym są czakry? Czakry to główne ośrodki energetyczne, zarządzające energią w organizmie. Meridiany to natomiast kanały energetyczne, którymi przechodzi energia w ciele człowieka. W ciele człowieka zlokalizowanych jest 7 czakr głównych. Istnieją również czakry ponad ciałem, jednak skupmy się na tych w ciele człowieka. Zawsze wymienia się je od dołu, zaczynając od najbardziej „przyziemnych”, kończąc na najbardziej „wzniosłych”, duchowych. Stąd: (wymieniam w skrócie, więcej możecie znaleźć po prostu w Internecie)

1. Czakra, jest to czakra położona najniżej, a dokładnie między odbytnicą a genitaliami. Czakra ta nazywana jest czakrą podstawy (korzenia). Odpowiada jej kolor czerwony.

2. Czakra to czakra zwana sakralną (seksualną, płciową). Znajduje się poniżej pępka (jakieś 2-3 palce w dół od pępka). Opisuje ją barwa pomarańczowa.

3. Czakra – splotu słonecznego, kolor żółty, znajduje się 3 palce ponad pępkiem.

4. Czakra, to czakra serca, odpowiadająca barwie zielonej. Znajduje się na środku klatki piersiowej.

5. Czakra – czakra gardła, kolor jasnoniebieski, znajduje się mniej więcej na środku gardła.

6. To czakra – trzeciego oka. Odpowiada jej kolor granatowy, czy – jak kto woli – indygo. Znajduje się mniej więcej między brwiami.

7. To czakra korony, koloru fioletowego, znajduje się na czubku głowy.

Teraz przejdźmy do sedna, czyli „Jak zadbać o czakry?”.

Najważniejszą rzeczą jest codzienna pamięć o ich dobrą kondycję. Stąd czakry powinny być jak najczęściej oczyszczane, przez analogię do oczyszczania skóry – myjemy się codziennie, dlaczego też nie mielibyśmy „myć” czakr? No właśnie, ale jak się efektywnie oczyszczać? Oto parę przykładów na oczyszczanie czakr i całej energetyki. Dodam, że każdy może mieć swój własny, najlepszy sposób. Co więcej – ten indywidualny jest zazwyczaj najlepszy. Ale jest to kwestia odpowiedniej „wprawy” i prób.

Poniżej mamy kilka moich sposobów.
Oczyszczanie całego ciała:

– Uspokajamy się, relaksujemy (polecam także medytację)

– Wizualizujemy sobie jakbyśmy patrzyli na siebie z pozycji trzeciej osoby. Wobrażamy sobie swoje ciało jako półprzeźroczyste „naczynie” z energią w środku(tzn. z substancją jasną, jednak jakby szarą -zabrudzoną) a nad nami kulę pięknej, czystej, białej energii, która spływa na nas, dociera do każdego zakątka i usuwa tę złą, zabrudzoną energię. W ten sposób nasze ciało – a raczej substancja w owym ciele zawarta – staje się biała, czysta i piękna. Do tego radzę też afirmować sobie np. „moje ciało energetyczne zostało oczyszczone, nie ma w nim najmniejszego brudu, jest nieskazitelnie czyste”.

Oczyszczanie poszczególnych czakr:

– Uspokajamy się, relaksujemy.

– Wyobrażamy sobie, że naszymi „mentalnymi” rękoma oczyszczamy poszczególne czakry (np. zgarniamy cały brud do ręki) i wyrzucamy zanieczyszczenia, jakie w ten sposób zebraliśmy, do zielonej kuli energii. Przy czym można afirmować. : )
Napełnianie energią:

-Uspokajamy się, relaksujemy.

– Wyobrażamy sobie, jak energia (wizualizowana energia powinna być odbierana jako silna, mocna i „zdrowa”) napływa do każdej z czakr, a przez czakry rozchodzi się po całym ciele.
Zwiększanie czakramów (zwiększanie przejdzie bez problemowo, jeżeli nie mamy w sobie żadnego rodzaju blokad):

– Uspokajamy się, relaksujemy.

– Wizualizujemy sobie, że do naszych czakr napływa energia, przy czym powiększamy czakry. Są na to 2 sposoby:

– 1 sposób to mentalnymi rękoma powiększać czakry, przy czym afirmować.

– 2 sposób to podczas napełniania energią wizualizować, że czakramy świecą mocniej, że ich obwód się powiększa.

Przy zwiększaniu czakramów, potrzebna jest wiara – wiara w sobie, w moc i w to, że się uda. : )

To są najważniejsze „zabiegi”, które powinny poprawić stan naszych czakr. Oczywiście z czasem, gdy poznam nowe, będę dopisywał. Możecie tworzyć, nowe, w własnym zakresie różnego rodzaju ćwiczenia, i kontaktować się z Nami, pisać itd. Pamiętajcie, że w dziedzinie różnego rodzaju operacji, nasza moc jest nieograniczona.

A teraz życzę udanej pracy nad czakrami. Pamiętajcie, wiara czyni cuda!

Życie Buddy – Villemo

Budda był młodym księciem o nazwisku Siddharta Gautama, żyjącym około 2500 lat temu na obszarze granicznym pomiędzy Indiami a Nepalem. Nigdy nie doświadczył cierpienia, ale gdy zauważył cierpienie innych ludzi spowodowane starością, chorobami i śmiercią porzucił luksusowe życie na dworze i udał się na duchowe poszukiwania – postanowił znaleźć przyczynę cierpienia, po czym uwolnić od niego ludzi. Przez sześć lat pobierał nauki u duchowych nauczycieli ówczesnej wysokorozwiniętej kultury Indii i praktykował nawet skrajną ascezę.

Poznajmy życie kolejnego Mistrza Duchowego…

Słowo Budda jest naprawdę tytułem, a nie imieniem własnym. Oznacza ono„ten, który się przebudził” – przebudził się, by ujrzeć, czym jest rzeczywistość. Słowo budda należy pisać z małej litery, gdy chodzi ogólnie o jakiegoś buddę (bądź o stan buddy = oświecenie) i z wielkiej, gdy piszemy o kimś konkretnym (np. o Buddzie Siakjamunim). Po raz pierwszy nadano ten tytuł człowiekowi urodzonemu 2500 lat temu w Nepalu jako Siddhartha Gautama. Współcześni historycy uznają rok 480 p.n.e. w przybliżeniu za datę jego urodzin.

Na południowym podgórzu Himalajów, wzdłuż rzeki Rohini zamieszkiwał ród Siakjów. Siddhartha urodził się w rodzinie panującej w niewielkim królestwie na pograniczu indyjsko-nepalskim. Królowa miała na imię Maja. Ojciec jej był władcą sąsiedniej prowincji tego samego rodu Siakjów i wujem jej męża. Przez lat dwadzieścia byli oni bezdzietni. Pewnej nocy Królowa miała dziwny sen. Widziała białego słonia, który przez prawy jej bok wszedł do łona. I stała się Królowa brzemienną. Król i lud z nadzieją oczekiwali narodzin królewskiego dziecięcia. Królowa, aby rodzić, według zwyczaju wracała do swych rodziców. W czasie drogi zatrzymała się, aby odpocząć w ogrodzie Lumbini. Świeciło piękne, wiosenne słońce. Wszędzie wokół niej kwitły drzewa Asioka. W zachwycie wyciągnęła Królowa prawą rękę, aby ułamać gałązkę. Kiedy to uczyniła, narodził się Książę. Wszyscy wyrażali szczerą radość z chwały Królowej i książęcego dziecięcia. Niebo i ziemia weseliły się. Pamiętny ten dzień był ósmym dniem kwietnia.

Radość Króla była ogromna. Dziecko nazwał Siddhartha, co znaczy „Spełnienie Wszystkich Marzeń”.

Niezbyt daleko w górach żył pustelnik nazywany Asita. Zobaczył on blask dookoła zamku. Biorąc to za dobry znak, przyszedł do pałacu. Kiedy pokazano mu dziecko, przepowiedział jego przyszłość mówiąc: „Kiedy ten Książę dorośnie i nie opuści pałacu, wtedy zostanie wielkim królem i podbije cały świat. Ale jeśli porzuci on pałace i poświęci swe życie religii, wówczas stanie się Buddą, Wybawcą świata”.

Kiedy Książę Siddhartha skończył siedem lat, zaczęto go uczyć sztuki rządzenia i wojowania; lecz myśli jego zwracały się ku innym sprawom. Zdarzyło się, że pewnego wiosennego dnia Książę wyszedł z zamku razem z ojcem. Gdy przyglądali się rolnikowi orzącemu pole, Książę spostrzegł ptaka, który spadając z wysokości, porwał małego robaka wydobytego pługiem rolnika. Usiadł Książę w cieniu drzewa i zamyślił się. Po chwili wyszeptał: „To straszne! Czy wszystko, co żyje, musi się wzajemnie zabijać?”.

On, który utracił matkę tak wcześnie, był wstrząśnięty tragedią owych małych istot. Ta rana w jego duszy powiększała się z biegiem lat. Jak rośnie z wiekiem blizna na młodym drzewku — tak przekonanie o cierpieniu, które niesie życie ludzkie, przenikało coraz bardziej myśli Księcia. Gdy Książę ukończył dziewiętnaście lat, Król ożenił go z Gopą. Jako ślubny prezent otrzymali: trzy pałace: zimowy, letni, i na porę deszczową, drogocenne łoża i stroje z najcieńszego jedwabiu. Przez dziesięć lat Książę Siddhartha żył w pałacach: Wiosny, Jesieni i Pory Deszczowej, otoczony muzyką, tańcami i zabawą. A jednak często pogrążał się w zadumie, zastanawiał się nad sensem ludzkiego życia. Wówczas uporczywie wracała myśl o cierpieniu:

„Cóż znaczą zbytki pałacu, zdrowe ciało i radosna młodość” — myślał Książę.„Pewnego dnia może złamać choroba, przyjdzie starość. Nie ma ucieczki przed śmiercią. Wszyscy rozumni ludzie powinni odrzucić radość z młodości i zdrowia, radość życia.

Walczący o przetrwanie człowiek poszukuje prawdziwej wartości. Może to czynić właściwie lub niewłaściwie. Jeśli przekonawszy się, że choroba, starość i śmierć są nieuniknione, nadal poszukuje wśród rzeczy pustych

i przemijających — idzie złą drogą.

Właściwie postępuje, kto, znając istotę choroby, starości i śmierci, zwraca się ku temu, co jest ponad ludzkie cierpienia. Mam wrażenie, że prowadząc dworskie życie pełne uciech, idę złą drogą”.

Tak zmagał się Książę ze swymi myślami do czasu, gdy przyszedł na świat Rahula, jego jedyne dziecko. Siddhartha miał wtedy około 29 lat, i poznał cztery rzeczy, które miały zadecydować o jego losie. Pewnego dnia podczas przejażdżki po królewskim parku, ujrzał nagle zgrzybiałego, niedołężnego starca i dowiedział się, że starość jest przeznaczona wszystkim. Drugą rzeczą była choroba – ciężko chory człowiek, pokryty wrzodami, trzecią – śmierć – zwłoki niesione wśród lamentu żałobników. Czwarta – asceza – niosła ze sobą nadzieję i pocieszenie. Siddhatrha ujrzał wędrownego pobożnego żebraka, noszącego prostą szatę. Jego obraz sprawił, że Książę zrozumiał swe przeznaczenie i postanowił uciec z pałacu by udać się na wędrówkę. Pewnej nocy kazał osiodłać swojego konia i odjechał.

Gdy postanowił odsunąć się od świeckiego życia, uczynił cztery wielkie ślubowania. Przysiągł ratować wszystkich ludzi, wyrzec się wszelkich ziemskich pragnień, poznać wszystkie nauki oraz osiągnąć doskonałe Oświecenie. Te śluby były przejawem miłości i miłosierdzia, które stanowią o naturze Buddy.

Najpierw odwiedził pustelnika Bhagawę i zapoznał się z praktykami ascezy. Potem skierował się do Arady Kalamy i Udraki Ramaputry, aby nauczyć się ich sposobów osiągania nirwany przez medytację. Ćwicząc przez jakiś czas, doszedł do przekonania, że nie mógłby w ten sposób osiągnąć Oświecenia. Wreszcie dotarł Książę do państwa Magadha i zatrzymał się w lesie Uruwilwa, nad brzegiem rzeki Nairandżana, przepływającej opodal zamku Gaja. Prowadził tam życie ascety. Ćwiczenia jego były niezwykle intensywne. Mobilizował się myślą, że „żaden asceta w przeszłości, teraz ani w przyszłości nie był, ani nigdy nie będzie tak gorliwy jak ja”. Mimo to Książę nie mógł osiągnąć celu. Po 6 latach surowej ascezy, m.in. staniu bez ruchu na deszczu i żarze słońca, ćwiczeniach zatrzymywania oddechu. Znowu wyruszył w podróż i pewnego wieczór dotarł do miasteczka nazywanego Gaya, gdzie w cieniu rozłożystego drzewa usiadł w tradycyjnej pozycji lotosu. Na początku kontrolował swoje ciało przy pomocy myśli, jednak bardzo szybko zmienił technikę. Rozpoczął nadzwyczajną ascezę, jadł tylko jedno ziarenko ryżu dziennie. Wkrótce ręce i nogi Gautamy stały się podobne do sękatych gałęzi, jego kręgosłup do nierówno zaplecionego warkocza, a klatka piersiowa do prążkowanej skorupy kraba. Jedynie oczu błyszczały w jego wychudłej twarzy, podobne do gwiazd odbijających się wgłębi prawie wyschniętej studni. Pozostawał w całkowitym bezruchu, nie poruszał się ani wtedy, gdy słońce mocno prażyło, ani wtedy, gdy przechodził gwałtowny wiatr lub deszcz. Nawet nie drgnął, gdy kąsały go komary. Wraz z upływem dni coraz mniej przypominał ludzką istotę. Chłopcy i dziewczęta z wioski, którzy przychodzili paść bydło, kosić trawę czy zbierać drewno w lesie, uważali go za demona.

Przyszedł jednak czas, gdy Shakyamuni zatrzymał się na tej zgubnej drodze, w którą rzucił się z miłości do ludzi. Zrozumiał w końcu, że nie jest to droga prowadząca do oświecenia, kładącego kres narodzinom, starości i śmierci. Oto, więc po raz kolejny znalazł się sam, w stanie całkowitego wyczerpania. Cały jego organizm wymagał wzmocnienia i nie był na to innego lekarstwa niż przerwanie postu. W tym momencie pojawiła się dziewczyna o imieniu Saudjata, która od początku interesowała się niezwykłym przybyszem. Ze świeżego ryżu i mleka przygotowała mu wspaniały posiłek. Później Gautama wykąpał się w rzece, zgolił włosy i brodę. Wrócił pod drzewo i zrobiwszy sobie z trawy małą poduszkę, dzięki której mógł wygodnie siedzieć, rozpoczął praktykę. Zgorszeni towarzysze w ascezie opuścili go. Legenda mówi też, że któregoś dnia Budda usłyszał, jak muzyk poucza swojego ucznia: „jeśli napniesz strunę zbyt mocno – pęknie, jeśli za słabo – nie wyda żadnego dźwięku”. Wówczas pojął, że zbyt skrajnie ascetyczne techniki medytacyjne nie prowadzą do celu i zaczął normalnie odżywiać się i dbać o swoje zdrowie. Jego towarzysze uznali wówczas, że mistrz zdradził drogę, w którą wierzyli.

Książę został zupełnie sam. Był jeszcze osłabiony, lecz

z narażeniem życia rozpoczął jeden jeszcze okres medytacji, mówiąc sobie: „Nie opuszczę tego miejsca, zanim nie odnajdę drogi do Oświecenia — choćby moja krew wyschła, ciało rozpadło się, a kości obróciły się w proch”.

Oświecenie

Siddhartha usiadł pod drzewem Bodhi, w miejscu obecnie zwanym Bodh Gaja i stwierdził, że będzie tam siedział tak długo, aż nie rozwiąże zagadki cierpienia. Medytował przez 49 dni, w czasie których nawiedził go duch Mara – szatan religii buddyjskiej. Kusił Siddharthę, pokazując mu swoje piękne córki, Pożądanie, Rozkosz i Namiętność, obiecywał władzę nad światem, a gdy to nie wystarczyło, straszył spiskami, które jakoby wtrąciły żonę Siddharthy do więzienia. Na koniec zaś zesłał zastępy demonów, które napastowały medytującego burzą i huraganami. W ciągu ostatnich trzech dni medytowania Siddhartha Gautama poznał wszystkie swoje wcielenia, poznał tajemnicę smutku, zrozumiał, że świat jest pełen cierpienia i dowiedział się, co ma uczynić człowiek, aby nad cierpieniem zatriumfować (cztery szlachetne prawdy). Osiągnął stan pełnego oświecenia. Było to anuttara samjak sambodhi – najwyższe pełne samooświecenie, wyzwolenie od cierpienia i zrozumienie jego przyczyn. Książę stał się Buddą ósmego dnia grudnia; miał wtedy trzydzieści pięć lat.

Po osiągnięciu tego stanu siedział kolejne 7 tygodni pod drzewem Bodhi medytując nad tym, co zrobić po osiągnięciu oświecenia.

Od tego momentu zwano go Buddą – przebudzonym.

Przez jakiś czas zastanawiał się czy powinien głosić światu swą mądrość, ale wtedy zstąpił do niego Brahma i rozwiał jego wątpliwości. Budda odszedł, więc od drzewa i udał się do Jeleniego Parku, gdzie spotkał swoich pięciu dawnych towarzyszy – ascetów. Wygłosił do nich swoje pierwsze legendarne kazanie, puścił w ruch Koło Prawa.

Od tego czasu był znany pod różnymi imionami. Nazywali go Buddą, Doskonale Oświeconym, Tathagatą; inni mówili o nim: Siakjamuni „Mędrzec z rodu Siakjów”. Jeszcze inni nazywali go Czczonym przez Cały Świat.

W ciągu dalszych 45 lat swego życia Budda nauczał podróżując z jednej miejscowości do drugiej i dając rady związane z konkretnymi sytuacjami życiowymi. Dopiero po jego śmierci w wieku 80 lat jego nauki zostały spisane i uporządkowane. Ten zbiór nosi nazwę „dharma” – w sanskrycie znaczy to „Jakimi rzeczy są” – i zawiera 84.000 nauk. Jednak o samych naukach Buddy w następnej części.

Najpierw poszedł do Mrigadawa w Benares, gdzie przebywało pięciu żebraków — towarzyszy sześciu lat jego ascetycznego życia. Początkowo nie chcieli go przyjąć, lecz przekonał ich i uwierzyli mu, zostając pierwszymi jego naśladowcami. Następnie skierował się do zamku Radżagriha — gdzie pozyskał sobie króla Bimbisarę, który był jego starym przyjacielem Stamtąd wyruszył na wędrówki po kraju, w czasie których nauczał, jak pójść drogą życia, którą odkrył; utrzymywał się z jałmużny. Ludzie przyjmowali go, bo spragniony szuka wody, a głodny pożywienia. Przyłączyło się do niego dwóch wielkich uczniów: Siariputra i Maudgaljajana z dwustu swoimi uczniami.

Kiedy Budda miał osiemdziesiąt lat i wybrał się z Radżagrihy do Srawasti, zachorował w Wajsiali i przepowiedział, że za trzy miesiące osiągnie Nirwanę. Jednak poszedł dalej i dotarł do Pawa, gdzie rozchorował się bardzo ciężko po spożyciu posiłku ofiarowanego mu przez kowala imieniem Czunda. Nie bacząc na wielki ból i osłabienie, doszedł powoli do lasu na skraju miasta Kusinagara.

Tam, leżąc między dwoma wielkimi drzewami Sala, nauczał swoich wyznawców aż do ostatniej swojej chwili. Budda skierował do uczniów swe ostatnie słowa:

„Uczyńcie z siebie światło. Polegajcie na sobie, na nikogo nie liczcie. Moje nauki niech będą światłem dla was. Polegajcie na nich i nie ufajcie żadnym innym naukom.”

Zakończywszy swe dzieło jako największy z nauczycieli świata i najlepszy z ludzi, osiągnął stan doskonałego spokoju.

Przyjaciele pod kierunkiem Anandy, ulubionego ucznia, spalili ciało Buddy w Kusinagarze.

Siedmiu władców sąsiednich krajów domagało się części prochów Buddy, na równi z Królem Kusinagary. Początkowo król Adżatasatru nie chciał się zgodzić na podział i spór mógł przerodzić się w wojnę. Za radą mędrca imieniem Drona prochy rozdzielono jednak między osiem wielkich państw, unikając w ten sposób zatargu. Popioły stosu pogrzebowego oraz gliniane naczynie, w którym przechowywano szczątki, przekazano dwóm innym władcom, aby były otoczone podobną czcią. Prochy Buddy i jego szczątki złożono w wielkich wieżach, które wybudowano ku jego czci.

Budda nie uważał się za Boga i sami buddyści też go nigdy za takiego nie uważali. Był człowiekiem, który osiągnął Oświecenie, czyli zgłębił znaczenie życia w całej jego pełni.

Trzy aspekty Ciała Buddy
Nie próbuj rozpoznać Buddy na podstawie jego postaci lub atrybutów, gdyż ani postać, ani atrybuty nie są prawdziwym Buddą. Prawdziwy Budda — to samo Oświecenie, zaś właściwą drogą do poznania Buddy jest osiągnięcie Oświecenia.

Jeśli ktoś, spostrzegając wspaniałe cechy Buddy, myśli, że zna Buddę — ulega złudzeniu nieświadomego oka, gdyż Budda nie może być zamknięty w jakimś kształcie ani dostrzeżony ludzkim wzrokiem. Podobnie niemożliwym jest rozpoznanie Buddy na podstawie doskonałego opisu jego cech, bowiem atrybutów Buddy nie można opisać językiem ludzi.

Jeśli ktoś wyraźnie postać Buddy lub jasno dostrzega Jego cechy i nie ogranicza swych wyobrażeń do tej formy i tych cech — oznacza to, że jest zdolny ujrzeć i rozpoznać Buddę.

Osoba Buddy — to samo Oświecenie. Nie mając kształtu ani materialnej postaci, był zawsze i będzie trwać wiecznie. Nie jest ziemskim ciałem, które musi odżywiać się pokarmem. Jest odwieczną istotą, której ciałem jest Mądrość. Budda nie doświadcza, więc lęku ani choroby. Jest wieczny i niezmienny.

Budda, więc nie zniknie — jak długo będzie trwało Oświecenie. Oświecenie jest jak światło Mądrości, które otwiera ludziom oczy na nowe życie i sprawia, że rodzą się w świecie Buddy.

Ci, którzy to rozumieją, stają się dziećmi Buddy: przestrzegają Jego Dharmy, szanują Jego nauki oraz przekazują je potomnym. Nie ma nic cudowniejszego niż potęga Buddy.

Ciało Buddy ma trojaką naturę. Ma ona aspekt Istoty, czyli Dharmakaji, aspekt Możliwości, czyli Sambhogakaji oraz aspekt Przejawiania, czyliNirmanakaji.

Dharmakaja jest substancją Dharm. Oznacza to, że jest treścią samej Prawdy. W tym aspekcie Budda nie ma kształtu ani barwy. Ponieważ nie ma kształtu ani barwy, nie przybywa i nie oddala się w przestrzeni. Podobnie jak błękitne niebo, obejmuje wszystko, a ponieważ jest wszystkim, niczego w nim nie brak.

W tym aspekcie osoba Buddy wypełnia każdy zakątek wszechświata; dociera wszędzie i trwa wiecznie, niezależnie od tego, czy ludzie wierzą w Jego istnienie czy wątpią.

Sambhogakaja oznacza, że natura Buddy, nie mający kształtu duch stanowiący połączenie Miłosierdzia i Mądrości, przejawia się za pośrednictwem symboli — narodzin i śmierci, symboli czynienia ślubów, ćwiczeń oraz objawienia Jego świętego imienia, aby doprowadzić wszystkich ludzi do wybawienia.

Zatem Miłosierdzie jest Istotą Jego ciała i w tym duchu Budda używa wszelkich środków, aby wyzwolić wszystkich, którzy są do tego przygotowani. Podobnie jak ogień, który — raz rozniecony — nie zagaśnie dopóki jest paliwo, tak Miłosierdzie Buddy nie ustanie aż do wyczerpania ziemskich namiętności. I jak wiatr, który zwiewa pył, Miłosierdzie Buddy zwiewa proch ludzkiego cierpienia.

Nirmanakaja oznacza, że Budda Możliwości udzielił ludziom pomocy, ukazując się światu w cielesnej postaci. Stosownie do ludzkich charakterów i możliwości zrozumienia przedstawił aspekty narodzin, wyrzeczenia się tego świata i osiągnięcia Oświecenia. Budda w tej postaci posługuje się wszelkimi środkami, również chorobą i śmiercią, by wskazać ludziom drogę.

Postacią Buddy jest zasadniczo Dharmakaja. Jako że różne są natury ludzkie, Budda ukazuje się w rozmaitej formie. Mimo że forma ta jest dostosowana do pragnień, uczynków i zdolności człowieka, Budda jest zawsze prawdą Dharmy.

Chociaż ciało Buddy jest trojakie, Jego duch oraz cel jest jeden: wybawienie wszystkich ludzi.

Źródła:

Na podstawie źródeł opracowała Villemo

 

 

Jezus Chrystus – doskonała osobowość

Jedną z największych radości mojego życia była możliwość poznania, poprzez Księgę Urantii, fascynującej postaci Jezusa. Ten Bóg-człowiek, którego jako dziecko poznałam poprzez skostniałe dogmaty instytucji religijnych, był tak obcy i tak daleki. Wielokrotnie czytając Biblię usiłowałam zobaczyć tę, tak ludzką jak i nadludzką istotę, w życiu codziennym, idącego w kurzu dróg Galilei, to znowu siedzącego w łodzi na Jeziorze Galilejskim. Zawsze coś uciekało, coś było trudno uchwytne, czegoś brakowało. Pozostawało wrażenie, że ma się w ręku opis niekompletny, że gdzieś w końcu powinien znajdować się pełen i wyczerpujący opis tak nauczania jak i postaci Jezusa. Nie chcę tutaj nawet sugerować, że opis poniższy, seria cytatów z Księgi Urantii, jest tą właśnie poszukiwaną prawdą. To kwestia przekonań osobistych. Zanim książka ukaże się w całości, warto zapoznać się z tymi kilkoma wybranymi cytatami, przedstawionymi poniżej.

Małgorzata Jaworska

 

Str. 1101,1102,1103 „Niewyczerpana życzliwość Jezusa poruszała serca ludzkie, lecz nieugięta siła jego charakteru zadziwiała jego wyznawców. Był naprawdę szczery; nie było w nim nic z hipokryty. Był wolny od sztuczności; był zawsze pokrzepiająco autentyczny. Nigdy nie poniżał się do udawania, nigdy nie uciekał się do zawstydzania. Żył prawdą, dokładnie tak jak jej nauczał. On był prawdą. Zmuszony był głosić swojemu pokoleniu zbawczą prawdę, nawet kiedy taka szczerość czasami sprawiała ból. Był bezwarunkowo lojalny wobec wszelkiej prawdy.

Poza tym Mistrz był tak racjonalny, tak przystępny. Był wyjątkowo praktyczny w całej swojej działalności, podczas gdy wszystkie jego plany charakteryzowały się uświęconym zdrowym rozsądkiem. Był tak bardzo pozbawiony wszelkich dziwacznych, niekonsekwentnych i ekscentrycznych tendencji. Nigdy nie był kapryśny, grymaśny czy histeryczny. W całym jego nauczaniu i we wszystkim co zrobił, zawsze była wyrafinowana roztropność połączona z nadzwyczajnym poczuciem stosowności – co wypada a co nie.

Syn Człowieczy zawsze posiadał zrównoważoną osobowość. Nawet jego wrogowie zachowywali odpowiedni szacunek wobec niego; obawiali się nawet jego obecności. Jezus był nieustraszony. Był przepełniony boskim entuzjazmem, lecz nigdy nie bywał fanatyczny. Był ożywiony emocjonalnie lecz nigdy nie był niestateczny. Był obdarzony wyobraźnią lecz zawsze praktyczny. Otwarcie stawiał czoła realnościom życia, lecz nigdy nie bywał nudny czy prozaiczny. Był odważny lecz nigdy nierozważny; rozważny lecz nigdy nie tchórzliwy. Był wyrozumiały ale nie sentymentalny; unikalny ale nie ekscentryczny. Był pobożny lecz nie świętoszkowaty. A był tak bardzo zrównoważony gdyż był doskonale zintegrowany.

Oryginalność Jezusa była niezmożona. Nie był związany tradycją czy ograniczony zniewoleniem zawężonej konwencjonalności. Mówił z niezachwianą pewnością i nauczał z absolutnym autorytetem. Lecz jego wspaniała oryginalność nie przeszkadzała mu w dostrzeganiu klejnotów prawdy w naukach jego poprzedników oraz jemu współczesnych. A najbardziej oryginalną jego nauką było położenie nacisku na miłość i miłosierdzie w miejsce strachu i ofiar.

Jezus odznaczał się wyjątkowo śmiałymi poglądami. Napominał swych wyznawców aby głosili ewangelię wszystkim narodom. Był wolny od zaściankowości. Jego wyrozumiałe serce obejmowało całą ludzkość, nawet wszechświat. Jego zaproszenie zawsze brzmiało: „Ktokolwiek zechce, pozwólcie mu przyjść”.

Prawdziwie powiedziano o Jezusie, że „ufał Bogu”. Jako człowiek pomiędzy ludźmi, ufał najwznioślej Ojcu w niebie. Ufał swemu Ojcu jak małe dziecko ufa swemu ziemskiemu rodzicowi. Jego wiara była doskonała, jednak nigdy nie zarozumiała. Bez znaczenia jak okrutna mogła się wydawać natura, czy jak obojętny byłby jej stosunek wobec dobra człowieka na ziemi, Jezus nigdy nie zachwiał się w swojej wierze. Był odporny na rozczarowania i nieczuły na prześladowania. Był niewzruszony wobec oczywistego niepowodzenia.

Kochał ludzi jak braci, zauważając jednocześnie jak różnią się oni w zdolnościach wrodzonych czy cechach nabytych. „Chodził, czyniąc dobrze”.

Jezus był człowiekiem niezwykle radosnym, lecz nie był ślepym, bezmyślnym optymistą. Ciągle napominał: „Nie upadajcie na duchu”. Mógł zachowywać postawę tak pewną ze względu na swe niezachwiane zaufanie pokładane w Bogu i niewzruszoną ufność w człowieka. Zawsze był wrażliwy i taktowny w stosunku do wszystkich ludzi, gdyż kochał ich i wierzył w nich. Mimo to zawsze był wierny swoim przekonaniom i imponująco niezmienny w swym oddaniu dla czynienia woli jego Ojca.

Mistrz zawsze był szczodry. Ciągle powtarzał, że „bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać niż brać”. Powiedział: „Darmo wzięliście, darmo dawajcie”. A mimo tej całej swej bezgranicznej szczodrości, nigdy nie był rozrzutny czy ekstrawagancki. Nauczał, że trzeba wierzyć aby otrzymać zbawienie. „Każdy, kto prosi, otrzyma”.

Był bezpośredni lecz zawsze życzliwy. Powiedział: „Gdyby tak nie było, nie mówiłbym wam”. Mówił bez ogródek, lecz zawsze był przyjacielski. Był szczery w swej miłości do grzesznika i w swej nienawiści do grzechu. Lecz przy całej tej zadziwiającej bezpośredniości był bezbłędnie sprawiedliwy.

Jezus był wciąż radosny, pomimo że czasem pił do dna puchar ludzkiego smutku. Nieustraszenie stawiał czoła realnościom życia a jednak był przepełniony entuzjazmem dla ewangelii królestwa. Jednak to on panował nad swym entuzjazmem, nigdy entuzjazm nie panował nad nim. Poświęcił się w pełni „sprawie Ojca”. Jego boski entuzjazm doprowadzał jego nie uduchowionych braci do wniosku, że jest obłąkany, lecz przyglądający się temu wszechświat oceniał go jako model rozsądku i wzór najwyższego poświęcenia się śmiertelnika wysokim standardom życia duchowego. Jego kontrolowany entuzjazm był zaraźliwy; jego towarzysze zmuszani byli do podzielania jego boskiego optymizmu.

Ten człowiek z Galilei nie był człowiekiem smutku, był duszą radości. Zawsze mawiał: „Cieszcie się i radujcie”. Jednak gdy obowiązki tego wymagały, był skłonny kroczyć odważnie „doliną cienia śmierci”. Był radosny lecz jednocześnie pokorny.

Jego odwaga dorównywała tylko jego cierpliwości. Gdy wywierano nań nacisk, aby działał przedwcześnie, odpowiadał tylko: „Moja godzina jeszcze nie nadeszła”. Nigdy się nie spieszył; jego opanowanie było majestatyczne. Lecz oburzał się często na zło, nie tolerował grzechu. Był często bardzo poruszony, przeciwstawiając się temu co szkodliwe dla dobra jego dzieci na ziemi. Jednak jego oburzenie na grzech nigdy nie prowadziło go do gniewu wobec grzesznika.

Jego odwaga była imponująca lecz nigdy nie był nieroztropny. Jego hasło brzmiało: „Nie bójcie się”. Jego męstwo było podniosłe a jego odwaga częstokroć heroiczna. Lecz odwaga jego połączona była z rozsądkiem i kontrolowana logiką. Była to odwaga zrodzona z wiary, nie lekkomyślność ślepych przypuszczeń. Był naprawdę odważny, lecz nigdy zuchwały.

Mistrz był wzorem w czczeniu. Modlitwa jego, nawet z czasu młodości, zaczynała się od słów: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje”. Był on pełen szacunku nawet dla błędnych praktyk religijnych swych współbraci. Lecz to nie powstrzymało go od kwestionowania tradycji religijnych czy ostrego występowania przeciw błędom w ludzkim wierzeniu. Był pełen czci dla prawdziwej świętości a przecież słusznie mógł zwracać się do swych braci słowami: „Któż z was może mi dowieść grzechu?”.

Jezus był wielki, ponieważ był dobry a mimo to bratał się z małymi dziećmi. Był delikatny i bezpretensjonalny w swym życiu osobistym a mimo to był doskonałym człowiekiem tego wszechświata. Jego towarzysze nazywali go spontanicznie Mistrzem.

Jezus posiadał doskonale zjednoczoną osobowość ludzką. I dziś, tak jak w Galilei, wciąż jednoczy doświadczenie śmiertelnika i koordynuje wysiłki ludzkie. Jednoczy życie, uszlachetnia charakter i upraszcza doświadczenie. Wnika w ludzki umysł aby wywyższać go, zmieniać i przekształcać. Jest dosłowną prawdą: „Jeśli ktokolwiek ma w sobie Jezusa Chrystusa, jest nowym stworzeniem, to co dawne minęło, oto wszystko stało się nowe”.

Str. 1562 „Inni apostołowie odnosili się do Jezusa z szacunkiem ze względu na pewne szczególne i wybitne cechy jego doskonałej osobowości, ale Tomasz szanował Mistrza ponieważ ów miał wspaniale zrównoważony charakter. Coraz bardziej Tomasz podziwiał i szanował tego, który był tak łaskawie miłosierny a przecież tak bezwzględnie sprawiedliwy i bezstronny; bardzo stanowczy ale nigdy nie uparty; tak opanowany ale nigdy nie obojętny; tak pomocny i tak współczujący ale nigdy nie wścibski czy dyktatorski; tak silny ale jednocześnie tak delikatny; tak stanowczy ale nigdy nie szorstki czy grubiański; tak delikatny ale nigdy nie chwiejny; tak czysty i niewinny ale jednocześnie tak męski, bojowy i pełen siły; tak prawdziwie odważny ale nigdy nie szaleńczy czy nierozważny; tak wielki miłośnik przyrody ale tak wolny od wszelkiej tendencji jej czczenia; tak pełen humoru i tak lubiący żartować ale tak wolny od lekkomyślności i frywolności. To właśnie ta niezrównana symetria osobowości tak bardzo oczarowała Tomasza. Prawdopodobnie, spośród całej dwunastki, Tomasz intelektualnie najpełniej rozumiał i doceniał osobowość Jezusa”.

Str. 1589 „Mistrz wykazywał wielką mądrość i przejawiał doskonałą bezstronność w całym swoim postępowaniu z apostołami i wszystkimi jego uczniami. Jezus prawdziwie był mistrzem dla ludzi; wywierał wielki wpływ na swoich współbraci ponieważ w swojej osobowości łączył urok i siłę. Jego surowe, koczownicze i bezdomne życie charakteryzowało się subtelnym majestatem. Istniał intelektualny powab oraz duchowa moc przyciągająca w jego autorytatywnym sposobie nauczania, w jego klarownej logice, sile rozumowania, jego bystrej wnikliwości, czujności umysłu, w jego niezrównanym opanowaniu i subtelnej tolerancji. Był prosty, mężny, uczciwy i nieustraszony. Wraz z tymi wszystkimi fizycznymi i intelektualnymi czynnikami występującymi w postawie Mistrza, istniały w nim także te wszystkie duchowe uroki jego jestestwa, które były związane z jego osobowością – cierpliwość, łagodność, delikatność i pokora.

Jezus z Nazaretu miał naprawdę silną i dynamiczną osobowość; był intelektualną potęgą i duchową fortecą. Jego osobowość przemawiała nie tylko do duchowo nastawionych kobiet, znajdujących się wśród jego wyznawców, ale także do wykształconego intelektualisty Nikodema i do odważnego rzymskiego żołnierza, kapitana postawionego na straży przy krzyżu, który gdy skończył przyglądać się śmierci Mistrza, powiedział: „Prawdziwe, to był syn Boży”. A krzepcy, surowi rybacy galilejscy, nazywali go Mistrzem.

Wyjątkowo godne pożałowania są obrazy przedstawiające Jezusa. Te malowidła przedstawiające Chrystusa wywierają szkodliwy wpływ na młodzież; kupcy w świątyni pewnie nie uciekaliby przed Jezusem, jeśli byłby on takim człowiekiem, jakiego zazwyczaj przedstawiali wasi artyści. Był on pełen dostojnej męskości, był dobry lecz naturalny. Jezus nie pozował na łagodnego, słodkiego, delikatnego i poczciwego mistyka. Jego nauczanie było przejmująco dynamiczne. On nie tylko miał na myśli dobro, ale faktycznie chodził czyniąc dobro”.

Str. 1609 „Mistrz był doskonałym wzorem ludzkiej samokontroli. Kiedy mu urągano, on nie urągał; kiedy cierpiał, nie wyrzekł słowa groźby przeciwko swoim dręczycielom; kiedy był wydany przez swoich wrogów po prostu powierzył siebie prawemu osądowi Ojca w niebie”.

Str. 1671 „Najbardziej zadziwiającą i najbardziej rewolucyjną cechą misji Michała na ziemi była jego postawa wobec kobiet. W czasach i w pokoleniu, gdy było przyjęte, że w miejscu publicznym mężczyzna nie pozdrawiał nawet własnej żony, Jezus, w związku z trzecią turą po Galilei ośmielił się wziąć ze sobą kobiety jako nauczycielki ewangelii. I miał bezprzykładną odwagę uczynić to w obliczu nauczania rabinicznego, które głosiło, że byłoby „lepiej aby słowa prawa były spalone, niż miały być przekazane kobietom”. Jezus, w jednym pokoleniu, podźwignął kobiety ze stanu lekceważącego zapomnienia i trwającej wieki niewolniczej harówki. I jest rzeczą haniebną dla religii, która ośmieliła się przyjąć imię Jezusa, że w swojej późniejszej postawie wobec kobiet nie miała moralnej odwagi pójścia za jego szlachetnym przykładem.

Gdy Jezus obracał się między ludźmi, zauważali oni, że był zupełnie wolny od przesądów tamtych dni. Był wolny od religijnych uprzedzeń; nigdy nie był nietolerancyjny. W jego sercu nie było niczego, co przypominałoby antagonizmy społeczne. Podczas gdy przestrzegał tego co dobre w religii jego ojców, nie wahał się lekceważyć sztucznych tradycji, wyniku przesądów i niewoli. Ośmielał się nauczać, że katastrofy przyrody, wypadki czasu i inne tragiczne zdarzenia, nie są dopustem bożych wyroków czy tajemniczymi zrządzeniami Opatrzności. Potępiał niewolnicze poświęcanie się nic nie znaczącym obrzędom i demaskował fałszywe rozumowanie kultu materialistycznego. Śmiało głosił duchową wolność człowieka i ośmielał się nauczać, że śmiertelnicy w ciele są faktycznymi i prawdziwymi synami żywego Boga.

Jezus przewyższył wszelkie nauki swoich poprzedników, kiedy śmiało zamienił czyste ręce na czyste serce, jako znak prawdziwej religii. Rzeczywistość postawił na miejscu tradycji i wymiótł wszelkie aspiracje próżności i hipokryzji. A jednak ten nieustraszony człowiek Boży nie dawał upustu destrukcyjnemu krytycyzmowi czy przejawom krańcowego lekceważenia religijnych, społecznych, ekonomicznych i politycznych zwyczajów tamtego czasu. Nie był on agresywnym rewolucjonistą, był postępowym ewolucjonistą. Zajmował się niweczeniem tego co było tylko wtedy, kiedy równocześnie oferował swoim współbraciom rzecz wyższą, która powinna być.

Jezus nie wymagał posłuszeństwa od swoich zwolenników, ale je miał. Tylko trzech ludzi, których powołał osobiście, odmówiło jego zaproszeniu do zostania jego uczniami. Roztaczał osobliwą moc przyciągania nad ludźmi lecz nie był dyktatorski. Przewodził pewnie i nikt nigdy nie czuł się urażony wydawanymi przez niego poleceniami. Przejął absolutną władzę nad swoimi uczniami ale nikt nigdy się nie sprzeciwił. Pozwolił swoim wyznawcom aby nazywali go Mistrzem.

Mistrz był podziwiany przez wszystkich, którzy go spotkali, za wyjątkiem tych, którzy żywili głęboko zakorzenione religijne uprzedzenia lub tych, którzy uważali, że dostrzegli polityczne niebezpieczeństwo w jego nauczaniu. Ludzie byli zdumieni oryginalnością i autorytatywnością jego nauczania. Podziwiali jego cierpliwość w postępowaniu z zacofanymi i natrętnymi ludźmi zadającymi pytania. Bali się go tylko ci, którzy go nie spotkali a znienawidzony był tylko przez tych, którzy uważali go za orędownika tej prawdy, której przeznaczeniem było obalenie zła i błędów, które oni zdecydowani byli zachować w swych sercach za wszelką cenę.

Wywierał wielki i szczególnie fascynujący wpływ zarówno na przyjaciół jak i na wrogów. Tłumy mogły podążać za nim tygodniami tylko po to, żeby usłyszeć jego łaskawe słowa i ujrzeć jego proste życie. Oddani mu mężczyźni jak i kobiety, kochali Jezusa z niemalże nadludzkim uczuciem. Im lepiej go poznawali tym bardziej go kochali. I wszystko to jest prawdą; nawet dzisiaj i we wszystkich przyszłych epokach, im bliżej będzie człowiek poznania tego Boga-człowieka, tym bardziej będzie go kochać i za nim podążać”.

Str. 1674 „To czego Jezus nauczał o zrównoważonym charakterze nie wywarło takiego wpływu na jego towarzyszy jak fakt, że jego własne życie było tak wymownym przykładem jego nauczania. Żył pośrodku stresu i burzy lecz nigdy się nie zachwiał. Jego wrogowie wciąż szykowali mu pułapki lecz go nigdy nie usidlili. Mędrcy i uczeni usiłowali go zwieść lecz on nie pobłądził. Usiłowali go uwikłać w dyspucie lecz odpowiedzi jego były zawsze oświecające, dostojne i ostateczne. Kiedy przerywano mu dyskusję rozlicznymi pytaniami, odpowiedzi jego były zawsze znamienne i decydujące. Nigdy nie uciekał się do niegodziwych taktyk, będąc pod ciągłym naciskiem swoich wrogów, którzy nie wahali się stosować każdego rodzaju fałszywych, nierzetelnych i niecnych metod ataku na niego”.

Str. 1874, 1875 „Jezus szerzył otuchę wszędzie gdzie poszedł. Był pełen łaski i prawdy. Jego towarzysze nigdy nie zaprzestali dziwić się łaskawym słowom, które płynęły z jego ust. Możecie kultywować łaskawość, ale miłosierdzie jest aromatem życzliwości, który emanuje z przesyconej miłością duszy.

Dobroć zawsze wzbudza szacunek, ale kiedy pozbawiona jest łaski, często odpycha uczucie. Dobroć przyciąga powszechnie jedynie wtedy, kiedy jest łaskawa. Dobroć odnosi skutek tylko wtedy kiedy pociąga.

Jezus naprawdę rozumiał ludzi; dlatego też mógł przejawiać prawdziwą życzliwość i okazywać szczere współczucie. Rzadko jednak ulegał litości. Podczas kiedy współczucie jego było bezgraniczne, jego życzliwość była praktyczna, osobista i konstruktywna. Jego obycie z cierpieniem nigdy nie rodziło obojętności i zdolny był do służenia udręczonym duszom bez pomnażania ich litości nad samymi sobą.

Jezus mógł tak bardzo pomagać ludziom dlatego, że kochał ich tak szczerze. Naprawdę kochał każdego mężczyznę, każdą kobietę i każde dziecko. Mógł być tak oddanym przyjacielem, gdyż posiadał nadzwyczajną wnikliwość – wiedział dokładnie co znajdowało się w sercu i umyśle człowieka. Był dociekliwym i przenikliwym obserwatorem. Był mistrzem w rozumieniu ludzkich potrzeb, inteligentnie dostrzegał ludzkie pragnienia.

Jezus nigdy się nie spieszył. Zawsze miał czas pocieszać swoich bliźnich „jak przechodził obok”. W jego obecności jego przyjaciele nie czuli się skrępowani. Był czarującym słuchaczem. Nigdy nie zajmował się wścibskim zagłębianiem się w dusze swoich towarzyszy.

Kiedy pocieszał głodne umysły i służył spragnionym duszom, adresaci jego miłosierdzia nie czuli, że spowiadali się przed nim, ale tak jak gdyby naradzali się z nim. Ludzie mieli do niego bezgraniczne zaufanie ponieważ widzieli, że pokładał w nich tak wiele wiary.

Nigdy nie sprawiał wrażenia, że jest ciekawy ludzi i nigdy nie okazywał chęci kierowania, rządzenia nimi czy ich korygowania. Wzbudzał głęboką wiarę w siebie i bezprzykładną odwagę u wszystkich tych, którzy mieli okazję z nim przebywać. Kiedy uśmiechał się do człowieka, śmiertelnik taki czuł, że posiadł większe możliwości rozwiązywania swoich wielorakich problemów.

Jezus kochał ludzi tak bardzo i tak mądrze, że nigdy nie zawahał się być dla nich surowy, kiedy okoliczność wymagała takiego karcenia. Często zabierając się do pomocy człowiekowi, zwracał się o pomoc do niego samego. W ten sposób ożywiał jego zainteresowanie i odwoływał się do lepszych stron ludzkiej natury.

Mistrz potrafił dostrzec zbawczą wiarę w pospolitym przesądzie u kobiety, która szukała uzdrowienia poprzez dotknięcie jego szaty. Zawsze był gotów i skłonny do przerwania kazania, czy przetrzymania tłumów, podczas gdy służył potrzebom jednostki, nawet małemu dziecku. Wielkie rzeczy zdarzały się nie tylko dlatego, że ludzie mieli wiarę w Jezusa, ale również dlatego, że Jezus miał tak wiele wiary w nich.

Większość naprawdę ważnych rzeczy, jakie Jezus powiedział czy zrobił, wyglądała na zdarzenie przypadkowe, które nastąpiło „kiedy przechodził obok”. Tak mało było profesjonalizmu, starannego planowania czy przemyślenia w ziemskiej służbie Mistrza. Rozdawał zdrowie i szerzył radość naturalnie i w pełni łaski, tak jak szedł przez życie. Było dosłowną prawdą, że „chodził, czyniąc dobrze”.

I dobrze by było aby zwolennicy Mistrza, we wszystkich epokach, uczyli się służyć jak „przechodzą obok” – czynić bezinteresownie dobro, tak jakby właśnie zajmowali się swoimi codziennymi sprawami”.

Fragmenty z Księgii Urantii.

Przekład: Małgorzata Jaworska