Jeden z sąsiadów zastał Nasruddina na kolanach, szukającego czegoś.
– Czego szukasz, mułło?
– Mojego klucza. Zgubiłem go.
I obaj, na klęczkach zaczęli szukać zgubionego klucza.
Po chwili zapytał sąsiad:
– Gdzie go zgubiłeś?
– W domu.
– Święty Boże! W takim razie, dlaczego szukamy tutaj?!
– Bo tu jest więcej światła.
Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych, jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?
Najtrudniejsza i najbardziej wymagająca podróż to ta, wgłąb siebie, w swoim sercu. Tutaj zaczyna się największa przygoda, odkrywanie prawdziwego siebie. To może być fascynujące doświadczenie ale trzeba brać poprawkę na to, że może być smutne ,frustrujące a nawet przygnębiające. Podjęłam to wyzwanie, bo chciałam zmierzyć się sama ze sobą, poznać siebie i na nowo pokochać. Efektem tego ,,eksperymentu,, było to, że straciłam dobre mniemanie o sobie. Musiałam zmierzyć się z bolesna prawdą, że wcale nie jestem taka wspaniała,współczująca, cierpliwa, miła,pomocna, lojalna, godna szacunku jak o sobie myślałam! Sama siebie odarłam ze złudzeń na swój temat. Zdałam sobie sprawę ze wszystkich ułomności, strachu i niedoskonałości. Najpierw, było mi bardzo smutno z trudem dźwigałam prawdę o sobie. Długo to trwało, zanim postanowiłam coś z ta nową wiedzą o sobie zrobić, przekuć w coś pozytywnego,budującego i dać sobie szanse na nowe i bardziej świadomą egzystencję. Ta ,,podróż ,, nigdy się kończy, bo zawsze trzeba coś w sobie przepracować i czegoś o sobie się nauczyć. Niestety, nie można liczyć na to, że będzie miło i łatwo, na pewno nie! Ale to jedyna droga do prawdy, nie tylko prawdy o sobie ale swojej bytności w czasie i przestrzeni, tej wyższej świadomości i wyższej bytności!
Myślę, że każdy z nas podejmuje taką podróż, bardziej lub mniej świadomie, bo taka wiwisekcja siebie, trwa przez całe nasze życie, tylko nie zawsze nadajemy temu faktowi specjalną nazwę lub rangę. Warto to celebrować nie popadając w pychę!