Archiwa tagu: Rozwój duchowy – Artykuły

Cisza przemawia

Jesteśmy zależni od natury nie tylko z uwagi na fizyczne przetrwanie. Potrzebujemy też natury, żeby wskazała nam drogę do domu, drogę wyjścia z więzienia, którym są nasze umysły. Zgubiliśmy się w robieniu, myśleniu, pamiętaniu i oczekiwaniu. Zgubiliśmy się w labiryncie złożoności i świecie problemów. Zapomnieliśmy to, o czym wciąż wiedzą skały, rośliny i zwierzęta. Zapomnieliśmy jak BYĆ. Być spokojnym, być sobą, być tam, gdzie jest Życie: TU i TERAZ.

Kiedy kierujesz uwagę na element natury, na coś co powstało bez udziału człowieka, wychodzisz z więzienia koncepcyjnego myślenia i do pewnego stopnia, przebywasz w stanie połączenia z Bytem, w którym istnieje tylko to co naturalne. Kierowanie uwagi na kamień, drzewo czy zwierzę nie oznacza, że należy o nich myśleć lecz po prostu je odbierać, utrzymywać w swojej świadomości. Coś z ich istoty przenosi się wówczas na Ciebie. Czujesz ich CISZĘ i ta sama CISZA pojawia się w Tobie. Czujesz jak głęboko spoczywają w Bycie, będąc jednością z tym, czym są i gdzie są. Kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, ty też docierasz do miejsca spoczynku głęboko w sobie.

Spacerując czy odpoczywając wśród natury, uczcij jej królestwo i bądź w nim kompletnie. Wycisz się. Słuchaj. Zauważ jak bardzo każde zwierzę i każda roślina są sobą. W przeciwieństwie do ludzi nie podzieliły samych siebie na dwie części. Nie żyją mentalnymi wyobrażeniami o sobie, więc nie muszą ich chronić i wzmacniać. Sarna jest sobą, żonkil jest sobą. Wszystkie elementy natury są jednością nie tylko same ze sobą, ale i z całością. Nie usunęły siebie ze struktury całości przypisując sobie oddzielną egzystencję: „Ja” i reszta wszechświata.

Kontemplacja natury może cię oswobodzić od „Ja”, źródła wszelkich kłopotów. Bądź świadomy różnych subtelnych odgłosów natury. Szelestu liści na wietrze, spadających kropli deszczu, brzęczenia owada, pierwszego ptasiego śpiewu o świcie. Całkowicie oddaj się słuchaniu. Poza granicą dźwięków jest coś bardziej rozległego: świętość, której myśl nie zrozumie.

Nie jesteś twórcą własnego ciała, nie jesteś też w stanie kontrolować jego funkcji. Tu działa inteligencja potężniejsza od ludzkiego umysłu. Ta sama inteligencja podtrzymuje wszelką naturę. Nie możesz bardziej się do niej zbliżyć, niż będąc świadomym swojego wewnętrznego pola energetycznego – czując ożywioną obecność w swoim ciele.

Figlarność i wesołość psa, jego bezwarunkowa miłość i gotowość do radowania się życiem w każdej chwili często kontrastują ze stanem psychicznym jego pana – z depresją, podenerwowaniem, obciążeniem problemami, zagubieniem w myślach, nieobecnością w jedynym miejscu i jedynym czasie, jaki jest: Tu i Teraz.

Zastanawiające, jak udaje się psu, który żyje z taką osobą, pozostawać sobą, być tak radosnym. Kiedy odbierasz naturę jedynie umysłem, poprzez myślenie, nie jesteś w stanie wyczuć Jej żywotności, jej istoty. Widzisz jedynie formę, ale nie jesteś świadomy zawartego w niej życia – świętej tajemnicy.

Myśl pomniejsza naturę, widząc w niej jedynie artykuł potrzebny do osiągnięcia zysku, czy wiedzy, albo innego użytkowego celu.

Wiekowy las staje się drewnem, ptak celem naukowym, góra kopalnią, lub czymś do zdobycia.

Kiedy odbierasz naturę, stwarzaj przestrzeń nie-myślenia, nie-umysłu.

Kiedy tak podejdziesz do natury, ona odpowie ci i weźmie udział w ewolucji ludzkiej i ziemskiej świadomości. Zauważ jak bardzo obecny jest kwiat, jak poddany życiu.

Roślina, którą masz w domu – czy szczerze jej się przyjrzałeś?

Czy pozwoliłeś temu znajomemu, choć tajemniczemu istnieniu, które nazywamy rośliną nauczyć cię swoich sekretów?

Czy zauważyłeś, jaka jest spokojna? Otoczona przestrzenią Ciszy?

Z chwilą, kiedy uświadomisz sobie bijącą z rośliny emanację spokoju i Ciszy, roślina ta stanie się twoim nauczycielem.

Obserwuj zwierzę, kwiat, drzewo i patrz, jak spoczywa w Bycie. Ono jest sobą. Ma mnóstwo dostojeństwa, niewinności i świętości. Ale żebyś mógł to zobaczyć, musisz porzucić mentalny nawyk nazywania i przylepiania etykietek.

Z chwilą, gdy tak będziesz patrzył, poczujesz niewypowiedziany wymiar natury, którego nie da się zrozumieć myślą, ani odebrać zmysłami. To jest harmonia, świętość, która wypełnia nie tylko wszelką naturę, ale jest także w tobie.

Powietrze, którym oddychasz, to natura, tak jak i sam proces oddychania. Skieruj swoją uwagę na oddychanie i zdaj sobie sprawę, że nie ty to robisz. To jest oddech natury. Gdybyś musiał pamiętać o oddychaniu, szybko byś umarł, a gdybyś próbował przestał oddychać, natura by zwyciężyła. Ponownie łączysz się z naturą w sposób intymny i bardzo silny, kiedy jesteś świadomy swojego oddechu i starasz się utrzymywać na nim swoją uwagę. To leczy i głęboko cię wzmacnia. Powoduje zmianę świadomości z koncepcyjnego świata myśli do królestwa bezwarunkowej świadomości.

Potrzebujesz natury, jako swojego nauczyciela, żeby pomogła ci znowu połączyć się z twoją istotą. Jednak nie tylko ty potrzebujesz natury, ona także potrzebuje ciebie. Nie jesteś oddzielony od natury.

Wszyscy jesteśmy częścią Jednego życia, które wyraża się w niezliczonych formach w całym wszechświecie, formach, które są ze sobą wzajemnie powiązane.

Kiedy rozpoznasz świętość, piękno, niesamowity spokój i dostojeństwo, w jakim kwiat, czy drzewo egzystuje, dodajesz kwiatu, czy drzewu coś więcej.

Poprzez twoje rozpoznanie i twoją świadomość natura poznaje także samą siebie.

Poznaje swoje piękno i świętość – poprzez ciebie. Wielka, cicha przestrzeń trzyma całą naturę w swoich objęciach.

Trzyma także ciebie.

Tylko kiedy sam jesteś spokojny możesz dostąpić królestwa Spokoju, właściwego skałom, roślinom i zwierzętom. Tylko wtedy, gdy uciszy się twój hałaśliwy umysł możesz połączyć się z naturą na bardzo głębokim poziomie i wykroczyć poza podziały, stworzone przez niepohamowane myślenie.

Myślenie jest jednym z etapów na drodze ewolucji. Spokój właściwy naturze istniał jeszcze przed narodzeniem się myśli. Drzewo, kwiat, ptak, skałą, nie są świadome własnego piękna i świętości. Kiedy ludzie doznają tego Spokoju, wykraczają poza myśl.

W Spokoju, który wykracza poza myśl, pojawia się dodatkowy wymiar świadomości wiedzącej. Natura może cię doprowadzić do Spokoju, to jest jej dar dla ciebie. Kiedy odbierasz naturę i łączysz się z jej wymiarem spokoju, twoja świadomość stapia się z nim.

To jest twój dar dla natury.

Poprzez ciebie natura staje się świadoma samej siebie.

Natura w pewnym sensie czekała na ciebie miliony lat.

Teraz – Inspiracje

Mogłoby się wydawać, że chwila obecna jest tyko jedną z wielu, wielu chwil. Każdy dzień wydaje się składać z tysięcy chwil, w których wydarzają różne rzeczy. Ale Jeżeli przyjrzysz się uważniej, czy możesz zaprzeczyć, że jest tylko jedna chwila – zawsze. Czy życie, kiedykolwiek, nie jest tą chwilą?

Ta jedyna chwila-TERAZ-jest jedyną rzeczą, od której nigdy nie możesz uciec, jedyny pewnik w twoim życiu. Co by się nie wydarzyło, jak bardzo by się twoje życie nie zmieniło, jedno jest pewne: zawsze jest TERAZ.

Skoro nie ma ucieczki od TERAZ, to dlaczego nie przyjąć go serdecznie, nie zaprzyjaźnić się z nim?

***

Kiedy jesteś zaprzyjaźniony z chwilą obecną, czujesz się jak u siebie w domu, nie zależnie od tego, gdzie jesteś. Jeżeli nie czujesz się w TERAZ jak u siebie w domu, to dokąd byś nie poszedł, będziesz zawsze odczuwał niepokój.

***

Chwila obecna Jest laka, jaka jest. Czy pozwolisz jej być?

***

Podział życia na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zosta! stworzony przez umysł i jest zwykłą iluzją. Przeszłość i przyszłość są wytworami myśli, umysłową abstrakcją. Przeszłość można pamiętać tylko TERAZ. To, co pamiętasz, to wydarzenie, które miało miejsce w TERAZ i pamiętasz je TERAZ. Przyszłość, kiedy nadejdzie, staje się TERAZ. Jak widzisz jedyną rzeczywistością, rzeczywistością, która zawsze ]est, Jest TERAZ.

***

Utrzymywanie uwagi w TERAZ nie neguje twoich życiowych potrzeb. Uznajesz to, co jest najważniejsze. Potem możesz zająć się mniej ważnym z większą łatwością. Nie mówisz: „Nie będę się już niczym zajmował, bo istnieje tylko TERAZ”. Nie – Najpierw musisz odnaleźć to, co jest najważniejsze i uczynić TERAZ swoim przyjacielem, nie wrogiem.

Uznaj je i szanuj. Kiedy TERAZ staje się podstawą i zasadniczym przedmiotem twojej uwagi życie przebiega bez zakłóceń.

***

Zmywanie naczyń, kreślenie strategii firmy, planowanie podróży – co jest ważniejsze: to co robisz czy rezultat, jaki chcesz osiągnąć? Ta chwila czy Jakaś przyszła chwila?

Czy traktujesz tę chwilę jak przeszkodę, którą musisz pokonać? Czy czujesz, że jest przyszli chwila, do której chcesz dotrzeć, która jest ważniejsza?

Prawie wszyscy tak żyją przez większość czasu. Skoro przyszłość nigdy nie nadejdzie, chyba że jako teraźniejszość, to taki sposób życia jest szkodliwy. Wyzwala w tle stały podkład niepokoju, napięcia i niezadowolenia. Nie uznaje życia, które jest chwilą obecną i nigdy czymś, co nie jest chwilą obecną.

Poczuj energię w swoim ciele. To cię zakotwicza w TERAZ.

***

Nigdy nie weźmiesz na siebie odpowiedzialności za życie, dopóki nie weźmiesz odpowiedzialności za tę chwilę – TERAZ. Tak jest, ponieważ TERAZ jest jedynym miejscem gdzie można znaleźć życie. Wziąć odpowiedzialność za życie, znaczy nie stawiać wewnętrznego oporu temu, co jest, nić spierać się z tym, co się wydarza. Iść z życiem równym krokiem.

TERAZ jest, jakie jest, bo inaczej być nie może. Buddyści zawsze wiedzieli a fizycy teraz potwierdzają, że rzeczy i wydarzenia nie są od siebie odizolowane. Mimo pozornego podziału, wszystko jest ze sobą powiązane, jest częścią całego kosmosu, który wytworzył postać, jaką przybiera ta chwila.

Kiedy mówisz „tak” temu co jest, współistniejesz z mocą i inteligencją samego Życia. Tylko wtedy możesz zmieniać świat na lepsze.

Prostym, ale ważnym ćwiczeniem duchowym jest akceptacja wszystkiego, co się wydarza w TERAZ – wewnątrz i na zewnątrz.

***

Kiedy kierujesz uwagę na TERAZ, stajesz się czujny. To tak, jakbyś się przebudził ze snu, ze snu myśli, ze snu przeszłości i przyszłości. Taka jasność, taka prostota. Nie ma miejsca na tworzenie problemów. Tylko ta chwila, taka, jaka Jest.

***

Z chwilą, kiedy kierujesz uwagę na TERAZ, pojmujesz, że życie jest święte. We wszystkim, co odbierasz swoimi zmysłami, kiedy jesteś obecny. Jest świętość. Im więcej przebywasz w TERAZ, tym bardziej odczuwasz prostą ale głęboką radość istnienia i świętość wszelkiego żvcia.

***

Ludzie często mylą TERAZ z tym, co wydarza się w TERAZ, ale to nie to. TERAZ Jest głębsze od tego. co się w nim wydarza. Jest przestrzenią, w której się wydarza.

Nie myl więc treści tej chwili z TERAZ. TERAZ jest głębsze od jakiejkolwiek treści, która się w nim pojawia.

***

Kiedy wkraczasz w TERAZ, wychodzisz poza swój umysł i jego zawartość. Nieustający potok myśli zwalnia. Myśli nie pochłaniają już całej twojej uwagi, już całkowicie cię nie wciągają. Pojawiają się przerwy między myślami – przestrzeń, CISZA. Zaczynasz spostrzegać swoją głębię i bezmiar.

***

Myśli, emocje, postrzeganie zmysłowe i wszystko, czego doświadczasz, stanowi treść twojegi życia. „Moje życie” – z tego czerpiesz poczucie tego, kim jesteś i „moje życie” jest treścią, przynajmniej tak ci się wydaje.

Stale umyka ci najbardziej oczywisty fakt: twoje najgłębsze poczucie Jam Jest nie ma nic wspólnego z tym, co się w twoim życiu wydarza, nic wspólnego z treścią. To poczucie Jam Jest i TERAZ stanowiąjedno i nigdy się nie zmieniają. W dzieciństwie, podeszłym wieku, w zdrowiu, czy chorobie, w powodzeniu, czy niepowodzeniu. Jam Jest — obszar teraźniejszości – pozostaje niezmienny na najgłębszym poziomie – Zwykle myli się go z treścią, tak więc doświadczasz Jam Jest lub TERAZ niewyraźnie i niebezpośrednio, poprzez treść własnego życia – Innymi słowy twoje poczucie Jam Jest jest przesłonięte przez wydarzenia, potok myśl i przez inne rzeczy z tego świata. TERAZ jest przesłonięte przez czas.

No i zapominasz o swoim zakorzenieniu w Bycie, o swojej świętej rzeczywistości i zatracasz się w świecie. Zamęt, gniew, depresja, przemoc i konflikt pojawiają się, kiedy człowiek zapomina kim jest.

A przecież tak łatwo jest zapamiętać prawdę i wrócić do domu: nie jestem moimi myślami. emocjami- postrzeganiem zmysłowym ani doświadczeniami. Nie jestem treścią mojego życia. Jestem Życiem. Jestem przestrzenią w której wszystko się wydarza. Jestem świadomością. Jestem TERAZ. Jam Jest.

 

Ocenianiem ograniczam siebie

Zauważyłam, że gdy patrzę na człowieka, to nie widzę w nim tego, kim ten człowiek jest na prawdę, tylko widzę w nim to, na co pozwalają mi moje oczy i moje ograniczenia. Gdy obserwuję zachowania innych, to nadaję im interpretację według tego co jest mi znane, według tego co podpowiada mi mój umysł. Gdy patrzę na twarz człowieka, to automatycznie wiem co on może myśleć, wiem kim on jest, ale czy na prawdę wiem? Nie wiem. Mój umysł wsadza moje myśli, moje oczekiwania, mój strach, w twarz czy w osobę tego człowieka. To co mi się wydaje, że ten człowiek myśli, jest tylko moim wydawaniem się, jest tylko tym co ja bym myślała, gdybym była tym człowiekiem. To co myślę o innym człowieku jest nieskończoną kopalnią wiedzy na temat moich własnych ograniczeń.

Czasem widzę na twarzy człowieka radość i uważam, że jest to radość fałszywa tylko dlatego, że ja bym się w takiej sytuacji nie cieszyła. Czasem widzę, jak drugi człowiek patrzy się na mnie w sposób który oceniam jako negatywny – i od razu znam wszystkie negatywne myśli tego człowieka na mój temat. Czy na prawdę są to myśli tego człowieka? Czy na prawdę widzę jego prawdziwe spojrzenie? Nie. W tym człowieku widzę to wszystko co myślę o sobie, wszystko czego się boję na swój temat. Widzę to, czego nie chciałabym by we mnie zauważył. „Negatywne” spojrzenie drugiego człowieka, jest tym co pozwala mi skontaktować się ze wszystkimi moimi negatywnymi myślami na swój własny temat.

Czasem obserwuję negatywne cechy mojego pracodawcy, widzę jego nieprofesjonalne, wręcz głupie posunięcia, widzę jego niedociągnięcia i zastanawiam się dlaczego to on jest szefem. No właśnie? Dlaczego to on jest szefem a nie ja, skoro ja widzę wszystkie jego błędy i wiem, że ja na jego pozycji, byłabym lepsza. Czy na pewno widzę tego człowieka takim jakim jest? Czy może widzę w nim to, co chcę widzieć? Może dostrzegam jego niedoskonałości tylko po to, by poczuć się lepiej? Albo może widzę w nim siebie? I jak to moje negatywne myślenie o nim wpływa na nasze relacje? Jaki to ma energetyczny wpływ na jego i moją prace?

Tak samo traktuję świat. Moimi pięcioma zmysłami zauważam świat, klasyfikuję go, definiuję, kategoryzuję, oceniam. Głównie oceniam świat za pomocą moich oczu, które widzą tylko cząstkę tego co na prawdę istnieje. Moje oczy widzą tylko to, co jest dla nich widzialne – a to tylko niewielka część tego, co na prawdę istnieje. Moje uszy słyszą tylko te dźwięki które są w stanie usłyszeć – a co z reszta dźwięków? Moje palce są w stanie dotknąć tylko to, co namacalne. Ale czy to oznacza, że to co nie namacalne nie istnieje? Kierując się moimi bardzo ograniczonymi zmysłami nazywam i oceniam świat – tak na prawdę go ograniczam – dopasowuję go, naciągam, do tego co jest mi znane.

Coś co jest wielkie, nieograniczone i nieskończone w swoim potencjale i możliwościach – ja nazywam, klasyfikuję. Ja, która potrafię zobaczyć tylko nikłą część tego co widzialne, która mogę usłyszeć tylko klika dźwięków, idę w świat i twierdzę że go znam. Patrzę na różne dziedziny życia i nie widzę ich sensu, nie widzę dla nich przyszłości. Patrzę na świat i z wielkim zdecydowaniem twierdzę że coś jest dobre, a coś innego jest złe.

To samo tyczy się możliwości i potencjału który ma w sobie świat. W niektórych rzeczach i posunięciach widzę potencjał, innym go odmawiam. Dlaczego? Czy te rzeczy, pomysły, o których decyduję że nie mają szansy na sukces – czy one na prawdę nie mają szansy na sukces? Czy po prostu nie potrafię go dostrzec poprzez mój ograniczony sposób oceniania. A może te posunięcia, o których myślę że nie mają szansy na sukces, nigdy nie będą sukcesem, bo w moim procesie oceniania tak o tym zadecydowałam?

Czy zastanawialiście się dlaczego wielcy myśliciele rzadko odnoszą sukces w biznesie? Czy zauważyliście, że część osób o których kiedyś myśleliście, że nie należą do zbyt inteligentnych, doskonale radzą sobie w dorosłym życiu – powodzi im się finansowo, założyli firmy które odnoszą sukces? Czy dzieje się tak dlatego, że oni mniej myślą a więcej działają? A może dzieje się tak dlatego, że ci myśliciele mają tak wielkie umysły które pozwalają im wynaleźć coraz to nowe i większe rzeczy których można się bać, dostrzec coraz to inne ograniczenie, które niby ma świat. Doszukują się coraz to nowych zależności, reguł, definicji – i zgadnijcie co? Definiują świat sami będąc prawie ślepi, prawie głusi.

Świat nie ma ograniczeń. To człowiek jest pełen ograniczeń. Człowiek wierzy w iluzje ograniczeń – i w imię tej iluzji ogranicza siebie i rozprzestrzenia tę iluzję, nie tylko na siebie, ale i na resztę ludzi, i na cały świat. A im większy ma umysł, większą inteligencję i zdolność wyciągania wniosków, tym większa szansa na kolejne ograniczenia.

Skoro osoba A ma partnera a osoba B nie ma, to osoba B nie ma czegoś co ma osoba A – to jest taki absurd, który w naszym społeczeństwie, wcale taki absurdalny nie jest. Przecież każdy człowiek jest doskonały. Każdy człowiek ma wszystko. Każdy człowiek może mieć wszystko. Tylko, że w naszym społeczeństwie, każdy chce być kimś innym, być każdym tylko nie sobą – bo wszędzie jest dobrze tam, gdzie nas nie ma – wszystko jest dobre, tylko nie my.

Informacje w kłótni

Informacje o sobie można czerpać nawet z kłótni – czy to tej, w której się uczestniczy czy tej, którą się obserwuje. Poniżej zamieszczę „analizę kłótni”, którą kiedyś napisałam. To pokazuje jak wyciągnąć cenne dla nas informacje o nas z kłótni.

Czym jest kłótnia, jak się zaczyna?

Zaczyna się od tego, że jedna strona sporu poruszy w drugiej stronie emocje. Jeśli mamy na coś emocjonalną reakcje znaczy, że dotknęliśmy w nas ropiejącego punktu, czegoś ważnego, co wymaga przyjrzenia się temu. Obecność emocji świadczy o gotowości i dojrzałości problemu do jego rozwiązania.

Gdy wywiązuje się kłótnia może ona przybrać różne tory.

Często nie chcąc przyjrzeć się sobie, walczymy z przeciwnikiem starając się mu udowodnić, że nasza emocja to jego problem. Czyli, że ktoś inny jest odpowiedzialny za nasze wkurzenie i złość – ja jestem ok, ale ty … mnie wkurzasz.

Czasem już wiemy, że nasza emocja to nasz problem. Czyli ty jesteś ok, a ja jestem wkurzony. Ja wybrałem wkurzenie, to mój stan, to wkurzenie należy do mnie, a ty tylko pomogłeś mi dostrzec co we mnie wrze.

Jeżeli obie strony odczuwają emocje – obie dotknęły wrzących, nie akceptowanych części siebie.

Czasem proces między dwiema osobami zamienia się w proces grupowy. Każda aktywna w sporze osoba jest emocjonalnie zaangażowana, co oznacza że spór dotyka ropiejącego punktu każdej z tych osób. Każda osoba uczestnicząca w sporze i przeżywająca emocje, ma szanse dotrzeć do ropiejącego punktu i uleczyć go. Temat sporu jest jeden, ale ropiejące punkty każdego uczestnika mogą być różne.

A co z uczestnikami sporu, którzy nie odczuwają emocji, a w sporze uczestniczą? Mogą być zablokowani na odczuwanie emocji albo ich ropiejący punkt może nie wyzwalać emocji. Czy maja ropiejący punkt? Mają, bo gdyby nie mieli, to zgodnie z zasadą: „uderz w stół, a nożyce się odezwą” siedzieliby cicho, bez emocji przyglądając się sporowi. Samo uczestnictwo w sporze świadczy o gotowości wewnętrznej na uleczenie problemu, który stoi za naszą motywacja by w sporze uczestniczyć.

Co jeśli ktoś odczuwa emocje, a nie uczestniczy w sporze. Odczuwanie emocji, świadczy o obecności problemu – bo „nożyce się odezwały”.

Co jeśli ktoś stara się kłótnie zakończyć? Znaczy, że kłótnia dotknęła jego ropiejącego punktu, że coś poczuł i możliwe, że nie chce tego czuć, więc stara się zakończyć spór. Ale „nożyce się odezwały”, pojawiła się emocja, jest więc też gotowość do uleczenia.

Brak gotowości uczestników kłótni do przyjrzenia się sobie, może sprawić że spór zamieni się w bezsensowną, do niczego nie prowadzącą, wymianą zdań. Gdy uczestnicy sporu są gotowi by przyjrzeć się sobie – następuje oczyszczenie, uleczenie i zrozumienie samych siebie.

Czasem nie potrzeba kłótni – wystarczy zaobserwować własne emocji i uleczenie ropiejącego punktu. Czasem potrzebne są silne emocje, by moc zidentyfikować temat tkwiący w ropiejącym punkcie.

Ktoś, kto się naśmiewa się z kłótni, tematu kłótni lub z jej uczestników, najczęściej śmiechem stara się zagłuszyć emocje i broni sobie dostępu do kolejnych informacji o sobie, o jego własnym ropiejącym punkcie. Czy jest gotowy na uleczenie? Wewnętrznie tak, bo kłótnia zaistniała i wziął w niej udział.

Ktoś, kto pokazuje uczestnikom kłótni głębokość i mechanizmy procesu kłótni, tak naprawdę, po prostu dotknął swojego ropiejącego punktu, a może tym być jego schemat nauczyciela, pomagacza czy przewodnika.

Jeśli kłótnia zaistnieje na jakimś obszarze – dotyczy wszystkich obecnych. Czasem tylko po to by pokazać niektórym jak wielkich zmian dokonali, że kłótnie ich nie dotyczą najczęściej po to by uleczyć ropiejące rany. To tak jak z tego dowcipu, gdy Bóg rzecze: Nie po to was przez 5 lat do kupy zbierałem, żeby wam teraz odpuścić.

Każdy z uczestników kłótni ma wolną wolę by uleczyć lub by zatrzymać ropiejący punkt. Jeśli uleczy – przeniesie się do innego poziomu. Jeśli nie – jego dusza przyciągnie do niego inną sytuacje, w której będzie możliwe uleczenie, czyli poznanie siebie i pozwolenie na zniknięcie problemu.

Uczestnik kłótni jest gotowy wewnętrznie, może natomiast nie być gotowy zewnętrznie (świadomość, duma, ego). Spowodowane jest to strachem przed zmianą.

Mam nadzieje, że w powyższym tekście pokazałam, że każda osoba uczestnicząca w kłótni lub jej się przyglądająca, może z zaistniałej sytuacji wyciągnąć jakąś cenną informacje na swój temat. Kolejny puzzel układanki zwanej JA.

…o odpowiedzialności

Pamiętam doskonale swojego pierwszego duchowego nauczyciela, którego poznałem będąc jeszcze studentem. Zafascynował mnie w pewnien sposób swoim nowatorskim spojrzeniem na świat, optymizmem i praktyczną mądrością, za którą kryły się narzędzia do zmiany życia na lepsze. Odwiedzałem go dość często, jako że widziałem, że spotkania przynoszą prawdziwe, namacalne wręcz efekty. Przesiadywaliśmy pewnego razu w gabinecie, kiedy przyszła jego żona. Zamieniwszy parę słów, opuściła nas dość szybko, natomiast mój nauczyciel spojrzał na mnie i rzekł, zaskakująco zmieniając temat prowadzonej rozmowy:

-Wiesz co mi się najbardziej w niej podoba? To, że potrafi być za siebie odpowiedzialna.

Utkwiło mi to zdanie w pamięci dość głęboko, a to chyba głównie z racji tego, że nie potrafiłem tego wówczas w pełni zrozumieć. Wysokie notowania miały u mnie żeńskie krągłości, zgrabne nogi i piękne oczy; oczywiście, doceniałem też kobiecy „charakter”, ale słowo to było wówczas dla mnie dość enigmatyczne i mgliście oznaczało wszystko, co nie było fizyczne. I trudno było mi nawet wpasować owo słowo w całokształt danej osoby, albo umiejscowić na którejś pozycji w rankingu ;) Tymczasem upływały lata, zagłębiałem się coraz bardziej w rozmaitej wiedzy dotyczącej spraw duchowych, pojawiały się nowe doświadczenia i coraz głębiej poznawałem życie we wszystkich jego odcieniach. Z czasem też zaczynałem coraz bardziej doceniać znaczenie odpowiedzialności i zacząłem coraz bardziej rozumieć, jaka wielka głębia się za tym słowem kryje.

Najprościej możnaby rzec, iż odpowiedzialność to umiejętność akceptowania konsekwencji swoich myśli, słów i działań. Z punktu widzenia metafizycznego, jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, co się w naszym życiu dzieje. Jako „dusza” wybieramy bowiem miejsce, czas, kraj, rodziców a także rzeczy, jakie mamy zamiar w danej inkarnacji doświadczać. Rzecz jasna, w pełni świadomy wybór jest rzadkością – z reguły kierują nami nieświadome intencje i motywacje, stąd często lądujemy z ręką w nocniku, nie wiedząc o co chodzi i dlaczego tutaj jestem. I myślę, że jest to jak najbardziej w porządku, ponieważ czas na rozwijanie świadomości tak doniosłych spraw przychodzi we właściwym momencie, zaś na początku warto odrobić podstawowe lekcje z naszego lokalnego, ziemskiego podwórka. Mógłbym w tym momencie zacząć omawiać wspaniałe rzeczy, które zaprezentowane zostały w filmie Sekret czy też takie, jakie daje praktyka Huny. „Energia podąża za uwagą” czy „Świat jest taki, jaki myślisz że jest” to rzeczywiście fantastyczne, doniosłe prawdy które pojąwszy, mogą czynić cuda w ludzkim życiu, niemniej ich zrozumienie wymaga większego zaangażowania, wysiłku i przede wszystkim, osobistej praktyki. Wciąż zalatuje zbyt mocno metafizyką i ciągle nie jest to ta podstawowa lekcja odpowiedzialności, jakiej moim zdaniem warto się przyjrzeć. Zacznijmy zatem od podstaw i prostego ćwiczonka, które nam to zagadnienie przybliżą.

Wyobraź sobie, budzisz się pewnego ranka i – zakładając że nie śpisz w piwnicy – spoglądasz przez okno, a tam piękny, słoneczny, upalny wręcz dzień. Jestem przekonany, że u większości szanownych Czytelników taki widok wywoła uśmiech na twarzy i przypływ pozytywnych emocji. Może się jednak zdarzyć, że zareagujesz bardzo negatywnie i nerwowo na takie słońce i przeklniesz pogodę na czym świat stoi. Nierealne? No to wyobraź sobie, że stoisz w 40C upale, w korku, w środku zatłoczonego miasta a Twoje auto nie ma klimatyzacji. Będziesz się cieszyć czy denerwować? Teraz łatwiej to zrozumieć, prawda?

Wniosek prosty: to samo zdarzenie, ale rózne reakcje – czyli to my wpływamy i decydujemy o tym, jak odbierać dane zjawisko. Innymi słowy, to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak reagujemy i jak interpretujemy rzeczy. W efekcie, koniec końców, to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jakie emocje w nas powstają.

Znam osobę, która potrafi to bardzo ładnie wykorzystać w życiu codziennym. Jest to prosty chłopak, żaden duchowy guru, ale niewątpliwie człowiek o wiekim sercu, człowiek, od którego bije radością i optymizmem na kilometr ;) Lubię jego filozofię: Narzekać na to, że nie mam Mercedesa? Cóż, będę cieszył się z 12-letniego Suzuki, zawsze dojeżdża do celu. Nie pojechałem na wycieczkę do Egiptu? Lokalne jezioro też daje mi dużo frajdy. Problem bo pada deszcz? Bynajmniej, pooglądam w domu filmy. Ktoś nie chciał mi pomóc? Dobrze, nic się nie stało, jego wola, załatwię sprawę sam, itd. Jak mi sam opowiedział, jego pozytywne podejście do życia robi wrażenie na wielu znajomych. Pytany o swoją postawę odpowiada, że zrozumiał, że to jak się czuje to jego indywidualny wybór, jego własna interpretacja tego, co się dzieje wokoło. Ponieważ wziął na siebie odpowiedzialność za to, co czuje – jest w stanie zmieniać swoje spojrzenie na rzeczywistość i w rezultacie, cieszyć się życiem i przyjmować je takie, jakim jest. Co ciekawe, niektórzy to przyjmują jako ciekawą inspirację, ale jest spora grupa ludzi, która – uwaga – potrafi go skrytykować za taką postawę i wciągnąć go w swoje bagno lęków, wątpliwości i narzekań, w którym sami siedzą po uszy! Czyż to nie zdumiewające? Przypomina mi się tutaj słynne zdanie Einsteina: „Dwie rzeczy są nieskończone. Wszechświat i ludzka głupota”. Poświęcę kilka słów takim osobom, gdyż to, co je cechuje to właśnie brak odpowiedzialności i umiejętności wzięcia steru życia we własne ręce.

Po czym najłatwiej rozpoznać, że ktoś nie jest odpowiedzialny? Po manipulacjach jakie stosuje. Osoba, która potrafi być panem swojego życia, nie ma potrzeby manipulowania innymi ludźmi, gdyż wie, że jest w stanie sobie sama doskonale poradzić, a nawet jeśli będzie potrzebna pomoc z zewnątrz – to ją uzyska bez jakichkolwiek sztuczek, kombinowania lub presji. Taka osoba – bardziej lub mniej świadomie – wie lub wewnątrz czuje, że Wszechświat nigdy nie stawia nas przed zadaniami ponad nasze siły, oraz to że zawsze ma ze sobą wsparcie Najwyższej Inteligencji. Tymczasem osoba niedojrzała nie ma tej świadomości i próbuje z poziomu swoich prymitywnych wyobrażeń nas ustawiać. Wysłałem ostatnio pewnej kobiecie, która znalazła się w trudnej sytuacji życiowej i przytłoczyły ją jej własne emocje podręcznik EFT i zachęcałem do zapoznania się z nim. Emotional Freedom Techniques to jedna z najwspanialszych i najprostszych, a jednocześnie bardzo skutecznych metod pracy nad swoimi emocjami, którą ostatnio polecam każdemu. Można ją opanować dosłownie w pół godziny, nie wymaga żadnych specjalnych zdolności a rezultaty pracy widoczne są niezwykle szybko. Nie będę się nad tym tutaj rozpisywał, gdyż to oddzielny temat, niemniej polecam gorąco zapoznanie się z nim każdemu, kto chce poprawić jakość swojego życia. Wracając jednak do tematu owej kobiety: jak kochani myślicie, jaki był rezultat? Otóż książka leży nietknięta, ja zaś dostałem wiadomości, w których próbowała mną zmanipulować, wywołać poczucie winy pisząc rzeczy w stylu „ewidentnie Ci pomogłam”, „myślałam że coś we mnie wyczujesz i pomożesz”, oskarżając mnie, że moje myślenie jest „skamieniałe, oziębione” i dochodząc do niezwykłego wniosku że „stąd Twoja praca nad sobą”. Dla kontrastu, w tym samym czasie wysłałem ten sam podręcznik dla kolegi, który jest bardziej świadomy i odpowiedzialny za swoje życie. Jaka była reakcja? Wziął sprawy w swoje ręce i po paru dniach dostałem od niego wiadomość, cytuję dosłownie: „o kur… dziala chyba ten EFT … w 70% zanikł lęk przed pająkami po 3 minutach sesji….. niemożliwe!”. Dwie różne postawy, dwa różne efekty końcowe. Teraz zastanów się: którą z nich chcesz dla siebie wybrać?

To mi pokazało niezwykle ważne role, które możemy przyjąć w relacji z nieodpowiedzialnymi ludźmi: holownika albo mechanika. Jesteśmy holownikiem wówczas, kiedy na swoje barki przyjmujemy odpowiedzialność za cudze emocje i stany. Robimy wówczas wszystko, aby daną osobę pociągnąć za sobą do przodu, pomóc jej wyjść z obecnej sytuacji ale niewiele to daje – uzależniamy ją coraz bardziej od swojej siły i pozbawiona naszej pomocy, nadal stoi ona w miejscu. Na dłuższą metę taka sytuacja jest bardzo męcząca i w zasadzie szkodliwa dla dwóch stron. Holujący traci sporo energii i jest hamowany przez drugą osobę, zaś holowany utwierdza się w roli ofiary i nie rozwija swojego Boskiego potencjału. Jest też rola mechanika – pomagamy danej osobie na tyle, aby mogła ruszyć dalej o własnych siłach bądź dajemy jej niezbędne do tego narzędzia. Można nawet ją nieco „pchnąć” w rozwoju do przodu – ale tak, jak to się robi z autem, czyli po to, aby samo zapaliło i jechało dalej korzystając z własnego napędu.

Przyznam, że sam przez długi czas byłem holownikiem – ratownikiem, zwyczajnie nie widząc pewnych mechanizmów i czując się winny zostawiania kogoś bez pomocy. Po przebłysku świadomości (opisanym w artykule o manipulacji poczuciem winy) sytuacja się zmieniła na lepsze. Teraz pozbywam się całkowicie poczucia winy związanego z pozostawieniem takich „ofiar” na pastwę losu, czy swoich karmicznych ról. I czuję, że jest to jak najbardziej w porządku, gdyż wspiera mnie w tym wyborze wielu świetnych nauczycieli duchowych – Jezus w ewangelii św. Mateusza mówi „Nie dawajcie psom tego, co święte, ani nie rzucajcie pereł waszych przed wieprze, by ich przypadkiem nie podeptały nogami i obróciwszy się nie rozszarpały was”; Budda sugeruje właściwe towarzystwo jako niezbędną rzecz na ścieżce rozwoju oraz wspomina Babaji w słowach: „Jeśli nie możesz kogoś chwalić – pozwól mu odejść ze swojego życia”. A nie potrafię pozytywnie patrzyć na ludzi, którzy marnują swoje talenty i zdolności, żerując jak pasożyty kosztem innych – wolę pomagać tym, którzy szczerze chcą sami sobie pomóc.

Na zakończenie, chciałbym podsumować sprawę odpowiedzialności w trzech wzajemnie powiązanych punktach:

1. Im bardziej jesteśmy świadomi i rozumiemy nasze położenie, tym bardziej wzrasta osobista odpowiedzialność za nas samych. Najważniejszą rzeczą do zrozumienia w tym temacie jest to, że sami możemy i jesteśmy w stanie kształtować to, co czujemy i myślimy i że od naszych wyborów i decyzji zależy to, jak nasze życie wygląda. Mamy wolną wolę w wyborze, co chcemy przejawiać. Ponieważ inni ludzie też mają wolną wolę – nie mamy żadnego obowiązku ani nie musimy być za nikogo odpowiedzialni (oczywiście, nieco inaczej wygląda sprawa dzieci)

2. Im bardziej wzrasta zakres naszej odpowiedzialności za nas samych, tym bardziej rośnie też akceptacja sytuacji, w której się znajdujemy. Akceptacja zaś jest niezbędna aby realizować punkt następny.

3. Będąc świadomym miejsca i akceptując swoje położenie, jestem w pełni odpowiedzialny za siebie – czyli dzięki temu daję SOBIE prawo i moc do zmiany mojego życia na lepsze. Staję się sternikiem swojego życia, podejmując za siebie decyzję i przyjmując ich konsekwencję. I zahaczę teraz o metafizykę, gdyż dla niektórych ten punkt może brzmieć przerażająco. Uzyskujemy wolność, ale nie jesteśmy sami w podejmowaniu decyzji. W momencie, którym zaczynamy o sobie samostanowić, pokazuje się kolejna opcja: możemy zgrać naszą wolę z wolą Najwyższej Inteligencji, Wszechświata, Boga. Życie zaczyna nabierać niezwykłego wymiaru, smaku i harmonii… ale żeby to poznać, trzeba zacząć od podstaw :)

Życząc wszystkim powodzenia, wytrwałości i cierpliwości w pracy nad sobą,

pozdrawiam – Elijah

www.elijah-blog.info

…o wolnosci w seksie

Ten temat – ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poruszałem, wzbudzał w ludziach najwięcej emocji.

Chodzi o wolność w związku – wolność seksualną. W miarę jak dojrzewamy, coraz jaśniejsze i wyraźniejsze staje się to, że partner nie jest naszą własnością, coraz głębiej bierzemy odpowiedzialność za siebie w rozmaitych aspektach oraz coraz głębiej zaczynamy doceniać znaczenie osobistej wolności – nawet pozostając w związku. Zostawiając jednak temat innych aspektów bycia wolnym na boku, skupmy się na tym, co, jak widzę, rozumie i akceptuje bardzo niewiele osób.

Wolność seksualna. Wspomniałem o tym kilkukrotnie różnym osobom i odebrane zostało z reguły jednoznacznie i zawsze dość podobnie – facet ma ochotę latać z „pędzlem” po całym mieście i pieprzyć wszystko, co na drzewo nie wchodzi. Tymczasem dla mnie, takie zapatrywanie na sprawę to kompletny anarchizm i niezrozumienie tematu, zaś sam postrzegam wolność seksualną jako… niezwykle cenną i korzystną rzecz, jaką możemy dać zarówno sobie jak i partnerowi.

Wróćmy zatem do punktu wyjścia, czyli klasycznego układu, w którym dwie zakochane w sobie osoby stają po raz pierwszy przed sobą, w powietrzu wiszą niebiańskie emocje, pulsuje miłość, świat nagle staje się cały różowy, a w objęciach partnera znikają wszelkie problemy. Nagle życie staje się bajką – oto znaleźliśmy tego jednego, jedynego, wybranego, najukochańszego! Czyż nie jest to piękne? Oczywiście, że jest! Dlatego staramy się zachować status quo i w imię wiecznej miłości, zakładamy sobie smycze. Smycz założona na organy płciowe siłą rzeczy musi być bardzo krótka – tak, aby druga strona sięgnąć mogła jednie nas i nikogo więcej. Tak więc, mamy dwie kochające się osoby, krępujące się wzajemnie w imię wzniosłych uczuć. Przypomina mi to trochę psa na łańcuchu – jest zupełnie wolny… w obrębie jego 2 metrowego zasięgu, ale, niech tylko spróbuje się od budy oddalić!

Płynąc dalej na oceanie miłości, para staje w końcu na ślubnym kobiercu i przyrzeka sobie miłość i wierność do końca życia. Jest pięknie i romantycznie, dla wielu – najwspanialszy moment w życiu i wówczas z ich ust pada… z reguły kłamliwa przysięga. Dlaczego? Prosta sprawa – w większości wypadków, żadne z nich nie jest na tyle samoświadome, aby potrafić przewidzieć: co będzie działo się za 30 lat, jak będzie wówczas wyglądał ich system wartości oraz kogo wówczas naprawdę będą obdarzały uczuciem. Przyrzekanie sobie wierności na całe życie jest niestety – romantycznym kłamstwem.

Oczywiście, nie jest to widoczne w 1, 2 czy 3 roku związku. Niemniej, po 10 czy 15 latach relacji niektóre rzeczy zaczynają jasno wychodzić na dzienne światło. I co się wówczas okazuje?

Przede wszystkim, czasami kilkanaście lat współżycia to wystarczający czas, aby seks z jedną osobą znudził nam się na tyle, aby zacząć rozglądać się za innymi partnerami. Początkowo przybiera to łagodne formy – nie znam mężczyzny, który będąc w związku z kobietą, NIGDY nie spojrzałby pożądliwie – choćby raz – na inną atrakcyjną kobietę, przechodzącą akurat obok w mini-spódniczce. Po prostu, takich facetów nie ma. Zresztą, statystki pokazują ciekawą rzecz – 75% osób kochając się wyobraża sobie, że robi to… z kimś innym. I wcale się nie dziwie – sidła założone, partner jest nasz tak więc… po co jakkolwiek się starać? Atrakcyjna dziewczyna nagle staje się 25 kilogramów cięższa (powodem oczywiście ciąża albo hormony, bo przecież kalorie nie biorą się z jedzenia), mężczyźnie rośnie mięsień piwny i dziwnym trafem zapomina drogę na siłownię. Kult obojętności – bo jaką mamy mieć motywację, skoro czy coś zrobimy, czy nie – i tak jesteśmy skazani na jedną jedyną osobę do końca życia?

No ale póki co – paniki nie ma i dobrze, jak temat kończy się na oglądaniu czy marzeniach. Sprawa komplikuje się wówczas, kiedy rzeczy z płaszczyzny wyobrażeń przenoszą się do realnego życia. Statystyki, które oglądałem na jednym z popularnych portali mówią – 60% kobiet zdradza. Pewnie i podobna liczba mężczyzn. Rośnie też liczba rozwodów – co mnie nie dziwi, gdyż nie ma się co czarować – w końcu, ile możemy żyć będąc związanym kłamliwymi obietnicami? To oczywiście rodzi życiowe klęski, płacz i zgrzytanie zębów, nieprzespane noce, stres, problemy zdrowotne, alkoholizm i inne kryzysy – bo jakże to, MOJA stokrotka rozkłada nogi przed innym? Albo, MÓJ jedyny i wybrany misiu nagle zauroczył się 20 lat młodszą, zgrabną koleżanką z pracy?

Wytłuściłem w powyższym akapicie zaimki dzierżawcze zupełnie nieprzypadkowo. Takie bowiem nastawienie hołdowane jest w większości związków – MÓJ partner, MOJA partnerka. Czujemy się właścicielami i posiadaczami drugiej strony, rościmy sobie prawo – tak powszechne, że dla wielu zupełnie naturalne – do podejmowania za nią decyzji i wyborów. Tymczasem, genialny mechanizm Życia skonstruowany został tak, aby powolutku otwierać nas i zapoznawać ze swoimi prawdziwymi fundamentami. I niestety, im głębszy sen – tym trudniej nam się przebudzić i otworzyć zaspane oczy – i bywa to też nieco bolesne.

Wszystko powyżej doprowadziło mnie do jednej, zasadniczej konkluzji – tradycyjne podejście do seksu w związku zwyczajnie się nie sprawdza, rodząc w miarę upływu czasu frustracje, napięcia, zniechęcenia, konflikty, zdrady i szereg innych problemów. Z tego powodu, zwrócenie partnerowi wolności w sferze seksualnej jest jednym z kolejnych etapów budzenia się świadomości i prawdziwej dojrzałości. W dojrzałym wykonaniu – przynosi ono niezmiernie wiele korzyści.

1. Odpada temat zdrady – kogo zdradzać, skoro jesteśmy wolni?

2. W pewnym sensie, każdego dnia – na nowo – dokonujemy wyborów. W klasycznym układzie, taki wybór – przypieczętowany urzędowo lub kościelnie – dokonuje się tylko raz, co zdaje się uwalniać większość ludzi od uciążliwego procesu podejmowania decyzji i wysiłku. W otwartym układzie – każdego dnia tworzymy nowy związek… nawet jeśli co dzień z tą samą osobą! To przynosi niezwykły powiew świeżości w relacji.

3. Niestety rozbija to jednocześnie iluzję poczucia zewnętrznego bezpieczeństwa, której tak mocno pragniemy (zwłaszcza kobiety), angażując się w związki. Bo co, jeśli partner wybierze inaczej? I tu rodzi się dla wielu ludzi problem, bo nagle okazuje się, że włożyć nieco wysiłku i starać się należy się nie tylko kiedy się poznajemy, flirtujemy i zaczynamy, ale przez… całe życie. I pisząc o staraniu, nie mam na myśli ciągłe zabieganie o to, jak zaspokoić partnera – ale o to, kim ja jestem, jak myślę i co robię – i to każdego dnia, nie tylko przed ślubem!

4. Przestajemy demonizować seks. Jedną z najbardziej chorych sytuacji w związku jest, kiedy po kilkunastu latach szczęśliwego, udanego związku wszystko sypie się w gruzy z powodu tego, że dowiadujemy się o wyskoku partnera podczas wyjazdu na delegację. Czy naprawdę jednorazowy seks z obcą osobą jest aż tak niesamowicie ważny i doniosły w skutkach, że potrafi przekreślić lata budowania relacji w harmonii, miłości, radości, wzajemnym zrozumieniu i szacunku? Analizując głębiej rozumiemy, że taka powszechnie przyjęta postawa… nie ma sensu.

5. Nastawienie jak powyżej nie występuje u ludzi decydujących się na otwartą relację z prostego powodu – dojrzewają oni do zrozumienia, że seks nie jest najważniejszym aspektem związku. Nie mówię też, że jest zupełnie nieistotnym – oczywiście, jest, niemniej, nie plasuje się powyżej wartości takich jak wolność, miłość, szacunek, akceptacja, harmonia, itd.

6. Pozwalając sobie na otwarty seks uwalniamy się od obawy, że może być on przyczyną rozpadu związku. Nie może, gdyż jak już wiemy, w naszej hierarchii wartości są ważniejsze rzeczy. Jeśli jednak, będąc w otwartej relacji, seks rozkłada związek… to bardzo dobrze! Oznacza to, że strona była niewystarczająco dojrzała, aby doceniać bardziej subtelne i wyrafinowane rzeczy, jakie mamy jej do zaoferowania, trochę jak w tym dowcipie – „Jeśli pożyczysz komuś 10zł i więcej go nie zobaczysz… to było warto” ;)

7. Odpada zainteresowanie, często bardzo silne i prowadzące do zdrad w klasycznym układzie, „owocem zakazanym” – po prostu, skoro jesteś wolny to nie ma już dla Ciebie niczego zakazanego. Jest to niezwykle paradoksalne i aż zdumiewające, jak wówczas może to zmienić nasze reakcje.

8. Kolejnym ciekawym paradoksem jest to, że w otwartym układzie seks poza związkiem może pogłębić więź między partnerami. Z prostej przyczyny – seks pełen miłości, z wolnego nieprzymuszonego wyboru ma zupełnie inną głębię i smak niż ten z przypadkową osobą. Rodzi się zatem sensowne pytanie – po co nam seks z innymi osobami, skoro się kochamy i jest nam dobrze? Powodów może być wiele. Przykładowo, znam kochającą się parę, która jest ze sobą od wielu lat i byli dla siebie jedynymi partnerami. Obojga od wielu lat zżera zwykła ludzka ciekawość, jak to jest z inną osobą, ale póki co, są sobie wierni – kosztem wybuchających co jakiś czas konfliktów i napięć w sferze seksu.

9. Inna sprawa, że otwarty związek wcale nie musi oznaczać, że będziemy uganiać się za nowymi doświadczeniami jak pies z wywalonym jęzorem i wciągać do łózka każdą napotkaną osobę. Takie nastawienie oznacza skrywane gdzieś głębiej problemy – i jeśli tak rzeczywiście jest, to warto się temu bliżej przyjrzeć. Wprost przeciwnie – brak kajdan i ograniczeń powoduje, że z radością wracamy i wybieramy tego samego partnera, gdyż oferuje nam jedną z najbardziej cennych rzeczy we Wszechświecie, wpisaną dogłębnie w naszą naturę: wolność.

10. I chyba najważniejsza ze wszystkich rzecz – w klasycznych układach to nie seks z innym partnerem bywa przyczyną rozpadu związku, ale to, co jest jego przykrą konsekwencją – gierki, kłamstwa, oszukiwanie siebie i drugiej strony, manipulacje, co w rezultacie prowadzi do zachwiania jednego z najważniejszych fundamentów związku – zaufania. Związek bez zaufania traci prawo bytu. W otwartym związku nie ma miejsca na takie naruszenie – gdyż będąc wolni, mamy prawo wyrażać się tak, jak nam się podoba, bez fałszywego ukrywania naszych rzeczywistych intencji. Po co zatem kłamać i manipulować? Przecież, jesteśmy wolni, nieprawdaż? Wolność w seksie oznacza również wolność i otwartość w komunikowaniu rzeczy z nim związanych. W otwartym związku seks nigdy nie naruszy fundamentu zaufania – i to jest największa korzyść otwartej relacji.

Czytając ten artykuł, można mieć wrażenie, że pominąłem jedną ważną kwestię – co, jeśli będąc w otwartym związku, partner zdecyduje się na seks z kimś innym? Przede wszystkim, jak już wiemy, nie oznacza to końca związku. Jest to doskonała okazja do wzrostu i rozwoju, przyjrzenia się swoim odczuciom z tym związanym, motywom stojącym za tym wydarzeniem oraz weryfikacji własnych poglądów, albo po prostu i zwyczajnie – nowe, interesujące i wzbogacające nas doświadczenie.

Oczywiście, otwarty związek wymaga sporej pracy nad… samym sobą, nad swoim poczuciem wartości i samooceną. W otwartych związkach nie ma miejsca na przypadek, polowanie na partnera czy desperackiego chwytania się brzytwy. Otwarty związek nie jest też – przynajmniej w moim widzeniu tematu – sytuacją, kiedy zmieniamy co drugi dzień śpimy z kimś innym – w takiej sytuacji, po co w ogóle jakikolwiek związek, skoro naszym celem są jedynie seksualne doświadczenia? Otwarty związek to związek dwojga świadomych ludzi, respektujących swoje wybory i wzajemnie szanujących prawo do wolnego, nieskrępowanego przejawiania i wyrażania się.

www.elijah-blog.info

…O ziemniaku i szczęściu zupełnie nieuwarunkowanym.

(Przyznaję: tytuł brzmi dziwnie. Ale naprawdę, nie wiem, jak ten tekst nazwać. Zacznę więc od początku.)

Wybraliśmy się dzisiaj na zakupy. Ja i Divja. Święta za kilka dni, ale nie były to zakupy przedświąteczne – ale zakupy w poszukiwaniu urodzinowego prezentu. Uściślając – prezent, zgodnie z dobrą indyjską tradycją – Divja robiła… samej sobie. Wyruszyliśmy z domu dość późno – i nagle, w środku nowo wybudowowanego centrum handlowego odebrałem sygnał od Mr Body – jeść! Tak się składa, że wybredny to specjalnie nie jestem, no ale do świni też mi nieco brakuje –wszystkiego raczej nie wciągnę; do breatharianizmu daleko mi jak do Władywostoku. W ułamku w sekundy umysł wygenerował lokalne jadłodalnie – na czele z zabójczym McDonaldem i KFC. Jako, że moim życiowym celem jest umrzeć będąc zdrowym, obie pozycje zostały tak samo szybko skreślone. Przypomiałem sobie wnet – chyba jeszcze w tej samej sekundzie – o desce ratunku, jaką jest niewielka zielona budka sprzedająca nadziewane ziemniaki – naprawdę smaczne i do tego podawane przez miłych i życzliwych ludzi. I tak jak tonący chwyta brzytwy, tak ja chwyciłem mojego ziemniaka, niebieski plastikowy widelczyk i z desperackim burczeniem brzucha zacząłem rozglądać się za ławeczką, na której możnaby lubieżnie dokonać aktu konsumpcji.

(Jeśli jeszcze nie zamknąłeś okienka przeglądarki, to znaczy że cnotę cierpliwości masz całkiem dobrze rozwiniętą ;) – tymczasem obiecuję, że już dochodzimy do sedna.)

Ławka zlokalizowana, miejsce zajęte, Divja – jako że jadłem sam – wyprawiona na misję penetracji okolicznych sklepów i zacząłem karmić wygłodniałego smoka, który wydawało się, że przejściowo we mnie zamieszkiwał. Jako że siedziałem w dość ruchliwym miejscu – ludzie zdawali się chodzić dosłownie we wszystkie strony, już po kilku sekundach zacząłem obserwować zbierające się we mnie wątpliwości, że ktoś niechcący mnie potrąci i potrawa wyląduje na chodniku. Siedząca we mnie głodna bestia wzburzyła się na taką myśl – przez głowę przewinęło mi się kilka scenariuszy tego zdarzenia, wraz z dialogami jak wyciągam od delikwenta pieniądze za wyrządzoną szkodę, których finał był zawsze ten sam – wracam do budki, biorę następnego ziemniaka i kontunuuję jedzenie. Tak, jestem stanowczy jak sarmata – jak już postanowię, że się najem, to się najem!

(Wiem, wiem, miało być sedno, no ale… skoro Sienkiewicz spłodził kilkustronicowy opis Juranda stojącego pod bramą krzyżackiego zamku i zostało mu to wybaczone, to chyba nie będzie problemów z tym krótkim wstępem, no nie?)

Przyznam szczerze – nie lubię jeść w centrach handlowych. A kto lubi? Są tłoczne, głośne i energię mają czasami zamieszaną i mętną jak woda w Wiśle na wysokości Płocka. Czasami zaskakuje mnie liczba ludzi przesiadujących w znajdujących się tam knajpkach – prawdopodobne, że nauka kiedyś nazwie takich ludzi ‘fastfoodocentrofilami’ a ktoś zrobi na tym doktorat. I dobrze, niech nauka służy światu. Tymczasem poczułem się lekko zmęczony przewalającymi się przez głowę myślami i całym tym otoczeniem.

I nagle – pstryk. Wyłączyłem umysł i znalazłem się w wewnętrznej przestrzeni ciszy i spokoju.

Byłem tylko ja, ławka i ziemniak, coż za niezwykle intymne zbliżenie.

I poczułem sie szczęśliwy, bo pozwoliłem sobie być szczęśliwym.
Tutaj można zastanawiać się, czym jest szczęście, ale ja skonczylem marketing a nie filozofie, wiec nie będę tego opisywał na setkach stron, a odpowiem jak na absolwenta uczelni z końca rankingów przystało. Po prostu, poczułem się wspaniale – wyłączyłem kreatora wątpliwości, interpretatora i władcę doraźnej rzeczywistości i pozwoliłem sobie na bycie w danym momencie z tym, co akurat mam w ręku – bez oceniania i wydawania bezapelacyjnych wyroków.
I nie sądźcie proszę po pozorach – ja nie mam nic przeciwko umysłowi ani ocenom. Wprost przeciwnie – mózg to mój drugi ulubiony organ. ;) Sfera mentalna którą on tworzy, w której funkcjonuje i którą w zasadzie jest, to niezwykle ważna i istotna część Rzeczywistości. Bez geniuszu umysłu ziemniak sam nigdy by nie dotarł do centrum handlowego, nikt by go nie odpowiednio nie przyrządził, nikt by mi go nie sprzedał, nie miałbym ławki na której mógłbym usiąść, gdyż nikt by nie pomyślał jak ją stworzyć, ani też nie miałbym w ręku tego badziewnego i jak zgaduję, zupełnie nieekologicznego niebieskiego widelczyka, który będzie się rozkładał przez następne tysiące lat.

Problem jedynie w tym, że umysł – wbrew temu co sądzi zdecydowana większość populacji – nie jest kreatorem szczęścia. Szczęście po prostu JEST – zaś umysł działa jak filtr, dostrajając albo do stanu szczęscia albo do stworzonego przez siebie jego zaprzeczenia – czyli tak zwanego nieszczęścia w najrozmaitszej postaci. Na filtr zaś składają sie najrozmaitsze czynniki, jak wyznawane poglądy, religia, wiara, pieniądze, praca, wpojone przekonania, schematy działania, relacja partnerska, opinie, oczekiwania otoczenia, rodziców, rola i miejsce w społeczeństwie, wyniki w nauce, itd. – lista jest niemalże tak długa, jak bardzo kreatywny umysł potrafi być. Każda z tych rzeczy jest filtrem, który warunkuje nasze doznanie szczęscia – jeśli warunek jest spełniony, to jesteśmy szczęśliwi; jesli nie – to umysł nie pozwala nam szczęścia doświadczyć.

Skupmy się, przykładowo, na filtrach finansowych, które determinują pewne aspekty dośwadczania szczęścia i załóżmy, że mamy właśnie w ręku 1000 jenów-szterlingów. I mały test – dajemy je przypadkowemu przechodniowi. Jeśli kwota ta trafi w ręce osoby zarabiającej 10 jenów-szterlingów miesięcznie, wywoła niesamowity przypływ radości – filtr jej umysłu uzna to za doświadczenie pozytywne i dlatego pozwoli BYĆ szczęśliwym. Jeśli jednak byłby to posępny multi-jeno-szterlingo-miloner, taka kwota zasadniczo nie wpłynie na jego doznanie szczęścia, gdyż system wartości i parametry filtrów ustawione ma inaczej.

Tak więc, jedząc ziemniaka w centrum handlowym, wyłączyłem zbyteczne filtry i rozważałem sobie wszystkie restauracje, w których było mi dane przebywać i jakie zapisały się w mojej pamięci. I co? I nic, naprawdę, zupełnie nic, mimo tych wszystkich myśli, nadal byłem spokojny, wyciszony i wewnętrznie szczęsliwy, choć praktycznie każde z przypomnianych miejsc było znacznie ładnejsze, ciekawsze i przyjemniejsze od obecnego. I być może normalnie myślący człowiek zada pytanie: ziemniak ziemniakiem, ale co kiedy odszedł partner, ciało dręczy choroba, wywalono mnie z pracy a krwiopijczy komornik trzma nóż na gardle? Moim skromnym zdaniem, nawet wówczas można pozwolić sobie być szczęśliwym, gdyż po pierwsze szczęście to coś, co po prostu JEST – jego źródło istnieje poza umysłem, choć niewątpliwie czasami trudniej wyłączyć wpojone uwarunkowania. Druga sprawa, to warto w takiej sytuacji poznać zdolności twórcze naszego potencjalnie największego sprzymierzeńca – czyli umysłu. Tylko, że to zupełnie odrębny temat, a tymczasem wszystkim polecam nauki Huny, które doskonale zagadnienie te objaśniają.

I tak oto, w telegraficznym skrócie, przedstawiona została istota nieuwarunkowanego szczęścia, o której nauczało wielu duchowych mistrzów przez wiele tysięcy lat. Proste jak drut w kieszeni, nieprawdaż?

Na koniec, pytania, jakie wypada sobie zadać aby wyciągnąć z tego bazgrolenia jakieś osobiste korzyści: jakie są moje filtry? Jakie bariery umysłu nie pozwalają mi właśnie teraz, w tej chwili doświadczać szczęścia?
Tak naprawdę, jedyną barierę tworzę ja sam i ewentualnie kapusta w mojej głowie. I ja sam mam siłę jej zniesienia i zmiany – o ile stanę się panem swojego umysłu, tj.wtedy, kiedy służący przestanie w końcu rządzić, a drożdżowym ekskrementom odebrana zostanie moc. Tak więc, czas na zmiany! Pstryk! :-)

http://www.elijah-blog.info/

Działanie z umysłu

Wiele jest tekstów i inspiracji w rozwoju duchowym poświęconych umysłowi. Co chwila słyszy się to słowo. Umysł taki, umysł owaki. Ogólnie wychodzi na to, że ten twór jest czymś dziwnym, nieduchowym, a nawet złym. Różnie to z umysłem bywa. Cały czas się gdzieś przeplata, zawsze nam towarzyszy. Dochodzi jeszcze dualizm: serce i umysł, co właściwie tylko utwierdza w przekonaniu, ze ten intelekt to coś gorszego. Tu wielu ludzi zaczyna się gubić, nie wie co z umysłem począć, słuchać czy nie słuchać. Ogólna moda duchowa jest utrzymana w jednym tonie – słuchaj serca, odrzuć umysł. Czy faktycznie? Warto przyjrzeć się temu bliżej.

Pole mentalne

Na początku spójrzmy na człowieka jako całość. Nie ma podziału na umysł i nie-umysł. Jest jedno pole energii, które wibruje w przestrzeni. Nie ma tu rozdzielenia na umysł, ciało, dusze czy serce. Jest całość – istota ludzka, która jest wachlarzem różnych wibracji. Od najniszych cielesnych, po wysokie „duchowe”. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim balansuje wibracja tego, co zostało nazwane umysłem.

Pole mentalne człowieka jest po prostu pewną częstotliwością energii, które wchodzi w całość istoty ludzkiej. Pole to w porwnaniu do energii uczuć ma wyższe wibracje. Warto na to zwrócić uwagę. Sama myśl jest bardzo czysta. Jest to piękny twór w przestrzeni. Bardzo jasny i posiadający przejrzystą formę. Nie jest co prawda tak kolorowy i silny jak ruch energii astralnej (uczuć), jednak jest o wiele bardziej subtelny, delikatny i przyjemniejszy w doświadczaniu. Energia ta ma wysoką częstotliwość co sprawia, że przenika ona wszystkie niższe i gęstrze ciała. Pole mentalne jest większe od postaci fizycznej człowieka i zawiera w sobie wszystkie pozostałe pola – astralne, eteryczne i fizyczne.

Można powiedzieć, że ewolucja skoczyła na wyższy poziom tworząc umysł i myśli. Przykładowo pole energetyczne zwierząt nie jest wykształcone na tyle by objąć wibracje planu mentalnego. Po prostu w ich ciałach nie ma energii wibrującej z taką prędkością. Zwierzęta mają rozwinięte energie uczuć i dopiero zaczynają doświadczać myśli. Są to takie mgliste próby użycia uczuć do analizy sytuacji, jednak nie potrafią uświadomić sobie danej rzeczy na wyższym poziomie. Nie mogą stworzyć odbicia rzeczywistości na polu mentalnym, tym samym nie mogą rozumieć (zdawać sobie sprawy z istnienia). Ich pole dopiero zaczyna wibrować częstotliwością myśli. Większość ruchu odbywa się na planie astralnym. Po prostu czują, nie rozumiejąc dokładnie co. Warto zwrócić uwagę, że świadomość zwierzęcia jest na poziomie uczuć. To uczucia pobudzają do działania. Można to przyrównać do pierwotnego instytnku, który jest nieopanowany. Zwierze czuje – zwierze robi. Występuje tu pełna zgodność działania, ale i brak wyboru.

Rozumienie

Kolejnym krokiem w ewolucji jest umysł – manifestają fizyczną, która obejmuje częstotliwość energii mentalnej jest człowiek. Tu pojawia się doświadczanie myśli. Pojawia się to co zwiemy „rozumieniem”. Rozumienie jest postrzeganiem myślokształtu stworzonego na podstawie obserwacji planu materialnego. W umyśle powstaje obraz tego, co widzimy, jednak nie jest to zwykły obraz. On zawiera w sobie wiele aspektów widzianej rzeczy. Im więcej aspektów, tym większe rozumienie tego, co się widzi. Przykładowo spojrzawszy pierwszy raz na klocek, dziecko dostrzega kształt i kolor… nic więcej. Rozumienie klocka jest ograniczone do kształtu i koloru. Jednak gdy zacznie dotykać, rzucać, smakować, próbować działać, obraz klocka na planie mentalnym zaczyna się klarować. Dziecko zaczyna coraz bardziej rozumieć naturę klocka. Powstaje obraz zawierający wiele aspektów. Ulokowane w pamięci dane mogą być używane do tworzenia mentalnego obrazu. Dzięki takiemu rozumieniu dziecko może do woli przekształcać obraz w umyśle, wyobrażać sobie do czego może wykorzystać klocek i tym samym osiągać pewne cele. Im większe rozumienie (szersze postrzeganie na planie mentalnym) tym więcej możliwości działania. Jeśli dziecko się stanie większe, może dostrzec przyczyny powstania klocka, również jego cel i skutek. Tym samym pozna go całkowicie. Takie zrozumienie zaczyna być doświadczane na polu przyczynowym. Narazie zajmijmy się mentalnym – umysłem.

Gdy na polu mentalnym powstanie pewien obraz, może on być swobodnie przekształcany, dzięki czemu jest możliwość przewidywania czy też świadomego przypominania sobie przeszłości. Po prostu w umyśle tworzy się pewna wizja, zmodyfikowana kopia materii lub jak kto woli – świat iluzji. Jest to również naturalne. Jeśli jest poznanie tylko z jednej strony, odbicie na planie mentalnym jest niepełne. Człowiek nie rozumie danej rzeczy i naturalnie dąży do poznania drugiej strony. Przykładowo czując szczęście nie zrozumie go gdy nigdy nie zaznał bólu.

Warto też wspomnieć, że na polu mentalnym również tworzą się odpowiedniki astralnych rzeczy. Tak mogą być zrozumiane uczucia czy też emocje. Jeśli one są poznane i zrozumiane, stają się „przyjaciółmi”, gdy zaś są nierozumiane, mogą utrudnić życie. Warto więc świadomie obserwować wszystko co jest w polu człowieka. Dzięki temu tworzy się na polu mentalnym jasna wizja tego, co jest. Powstaje zrozumienie tego świata, a co za tym idzie ogromna akceptacja i czysta radość z istnienia. Akceptacja może być nazwana synonimem zrozumienia. Im bardziej człowiek rozumie, tym bardziej akceptuje. Jest to naturalny proces.

Działanie z intelektu – Piękno logiki

Umiejętność tworzenia myślokształtów (czyli ogólnie myślenia) może stać się błogosławieństwem lub przekleństwem. Można używać umysłu czysto i tworzyć jasne myślokształty, można też tworzyć cuda niewidy i zrobić sobie bigos (tzw. dysharmonia życia). To często przynosi cierpienie. Przede wszystkim obraz poznawanych rzeczy nie jest pełny. Nie ma pełnego zrozumienia. Przeciętny człowiek nie rozumie własnych uczuć, nie potrzega ich jasno. Nie wie czym one są, nie wie jakie są ich przyczyny, wygląd i skutki. Co najwyżej postrzega to mgliście. Również z rozumieniem otaczającego świata nie jest najlepiej. Ludzie coś tam rozumieją, coś tam widzą, wyciągają jakieś wnioski, jednak jest to obraz bardzo cząstkowy. Dlatego też podejmowane decyzje nie są optymalne. Jeśli się nie ma wystarczająco jasnego poglądu na świat, trudno dokonywać właściwych wyborów. Jedynym kryteruim wyboru staje się własne czucie, a z tym to w ogóle różnie bywa. Większość uczuć jest powodowanych wcześniejszymi uwarunkowaniami, więc działamy na tyle, na ile pozwolą nam nasze programy. Wybory podejmowane pod wpływem emocji, uczuć i uwarunkowań nie koniecznie muszą być trafne. Najczęściej nie są, a to dlatego, że podświadomość nie jest oczyszczona. I nie pomogą tu słowa mistrzów duchowych nawołujących do podążania za uczuciami, jeśli uczucia są uwarunkowane negatywnymi wzorcami. Warto być tego świadomym.

Przykładem może być osoba, która czuje entuzjazm do gier hazardwych. I cała podświadomość cieszy się, wyzwala pełno pozytywnych emocji i człowiek za tym idzie – stawia wszystko na jedną kartę. I choć umysł logicznie myślący zaniechałby takiego działania (analizując prawdopodobieństwo), to człowiek działa i traci wszystko. Staje się smutny, ponieważ nie osiągnął celu. Jest to sytuacja czysto teoretyczna, ułatwiająca zrozumienie. Analogicznie może się dziać w związkach partnerskich, w poszukiwaniu pracy czy jakiejkolwiek dziedzinie życia.

Umysłu warto używać jasno i czysto. Do tego bowiem został stworzony. Logika nadaje się doskonale do życia w tym świecie. Cały właściwie świat jest doskonale logiczny i jasny. Wystarczy tylko jasno na niego spojrzeć. Zrozumieć. Wszystko jest doskonale proste i rządzi się pewnymi prawami. Wystarczy tylko widzieć te prawa i umiejętnie z nich korzystać. Nic więcej, nic mniej. Najszybszą drogą zrozumienia świata i jego prawidłowości jest obserwacja – tak zwane uważne życie. Po pewnym czasie takiego uważnego istnienia, obraz świata zaczyna się klarować. Wszystko staje się jasne i proste. Wtedy można działać czysto używając właśnie umysłu. Człowiek wyzwala się z programów podświadomości, nie działa już uwarunkowany (jak zwięrzęta), ale działa świadomie. Używając umysłu jako narzędzia do działania można na prawde wiele zdziałać – wszak myśl sama w sobie ma wysokie wibracje.

Przykładowo chcę coś osiągnąć – analizuję sytuację, znam skutki moich działań, znam moje możliwości, wszystko postrzegam jasno. Wystarczy po prostu obmyśleć optymalny plan działania i zwyczajnie działać. Żadna wyższa filozofia czy ezoteryczna tajemnica. Tworząc przyczyny osiąga się odpowiednie skutki… i niczego się tu nie oszuka. Wszechświat jest doskonale prosty. Logiczne rozumienie jest bardzo użyteczne, jeśli nie jest zabarwione podświadomymi programami typu lęki, niepewności, awersje, pragnienia i pożądania. Samo czyste myślenie jest na prawdę potężnym narzędziem, które doskonale nadaje się do działania w tym świecie.

Wszystko co wychodzi z czystego umysłu jest w harmonii z tą materią i ruchem wszechświata. Na tym opierają się wszystkie genialne wynalazki czy ogólny postęp filozoficzny. Najprostrzym przykładem czystego użycia umysłu jest rozwiązanie zagadki logicznej (najpierw oczywiście przez umysł stworzonej). Jest pewna zagadka, są pewne prawidłowości (które są całkowicie znane) i wystarczy pomyśleć. Czyli stworzyć odbicie zagadki na planie mentalnym i odpowiednio przekształcić. Jasne i proste działanie. Brak emocji i podświadomych uwarunkowań. To właśnie można nazwać działaniem samego intelektu. Umysł może działać analogicznie w tym świecie. Im więcej zna prawidłowości, im lepiej określi siebie, tym lepiej i efektywniej może działać prowadząc istotę do spełnienia.

Obserwując ten świat człowiek uczy się jego zasad. Co więcej im większe zrozumienie i czystość postrzegania, tym większy kontakt z intuicją. Można nawet powiedzieć, że pole mentalne rozwija się dalej w kierunku intuicji. Nie jest to instynkt ani podświadome programy… jest to ponad mentalne zrozumienie. Można to przyrównać do logiki, jednak o wiele bardziej bezpośrednie i zawierające doskonałe zrozumienie.

Intuicja, a podświadomość.

Tu warto wspomnieć o jednej rzeczy. Intuicja nie jest równoznaczna z podświadomymi programami. Choć na pierwszy rzut oka można tak to odebrać. W końcu oba sygnały są odczuciami… a przecież powszechnie wiadomo, że trzeba za odczuciami iść. Warto odróżnić uczucia pochodzące z programów podświadomości od sygnałów intuicji. Przede wszystkim warto zrozumieć czym są te wyuczone programy. Najprościej rzecz biorąc, są to zniekształcone odbicia rzeczy na planie astralnym. Podświadomość tworzy obraz każdej postrzeganej rzeczy, ustosunkowując się do niej emocjonalnie. Nie są to rzeczy rozumiane, ale odczuwane. Postrzenganie astralne nie jest tak czyste jak na planie mentalnym. Odbicia rzeczy w astralu są zniekształcone i najczęściej naładowane uczuciami/emocjami. Przykładem może być czucie silnego pragnienia by coś posiadać. Po prostu człowiek to chce mieć, dąży do tego za wszelką cenę – bo tak czuje. Nie rozumie, ze dana rzecz nie jest naprawdę potrzebna do szczęścia, po prostu chce i koniec. Poddaje się pragnieniu i działa bardziej instynktownie. Po osiągnięciu celu okazuje się, że wcale tak miło nie jest, a pragnienia nie zostały do końca zaspokojone. Patrząc przez emocje trudno dokonywać trafnych wyborów, czyli takich, które są zgodne z osobistymi deklaracjami. O wiele łatwiej jest dokonywać wyborów posługując się polem mentalnym, czyli rozumiejąc logicznie i podejmując właściwe decyzje.

Tu właśnie zbliżamy się do intuicji. Podstawową cechą intuicji jest „nadświadome rozumienie”. Jest to zrozumienie przyczyn i skuktów, zrozumienie rzeczy na wyższym planie, całościowo. Są to bardzo subtelne odczucia nie mające nic wspólnego z silniejszymi emocjami i uwarunkowanymi uczuciami. Są to bardzo delikatne sygnały kierunku w jakim najoptymalniej jest podążać. Nie w kierunku wyuczonych pragnień, ale w kierunku na prawdę optymalnym dla nas na daną chwilę. Ten kierunek jest właśnie wyznaczany przez intuicję i wywodzi się z nadświadomego zrozumienia.
Intuicja jest jeszcze subtelniejszą energią niż pole mentalne. O ile decyzje pochodzące z logiki okazują się trafne (gdy zostaną poznane zasady świata), o tyle decyzje biorące się z intuicji są jeszcze trafniejsze – właściwie doskonałe. Dzieje się tak dlatego, że intuicja jest wyższym planem i rozumienie intuicyjne jest jeszcze szersze, co za tym idzie pełniejsze. Wszystko jest jeszcze prostrze i jaśniejsze, niemal oczywiste. Pole widzenia jest ogromne, dlatego daje możliwość niemalże doskonałego działania. Intuicja jest związana z ciałem przyczynowym człowieka (i wyższymi). Jeśli człowiek ma rozwinięte ciało przyczynowe (te nad mentalnym), ma rozwiniętą intuicję. Oczywiście sygnały mogą dochodzić z wyższych planów, nie tylko z przyczynowego. Im wyższy plan tym wyższa jakość odpowiedzi. Jednak człowiek na aktualnym poziomie rozwoju rzadko kiedy doświadcza inspiracji z wyższych planów niż przyczynowy – choć i tak jest bardzo dobrze.

Z poziomu intuicji czuć, że wszystko jest jasne i zrozumiałe – oczywiste. Nie trzeba się zastanawiać nad wyborami, nie trzeba analizować logicznie. Cały proces wyborów przychodzi jeszcze szybciej, niemalże natychmiastowo wybiera się najbardziej optymalną opcję. Niektórzy mówią na to boskie prowadzenie, co jest trafną nazwą. Jeśli intuicję nazwać głosem serca, to jest jak najbardziej słuszna droga, która prowadzi do samorealizacji.

Serce i umysł

Wracając do umysłu i serca. Nie jest ważne czym się kierujesz. Każda droga ma swój czas i miejsce. Rozwój następuje samoistnie. Jeśli stwierdzisz, że warto posługiwać się umysłem – korzystaj więc z umysłu. Jeśli poczujesz pragnienie, możesz iść za pragnieniem. Jeśli czujesz intuicyjne zrozumienie – idź za tą inspiracją. Tu nie ma wyznaczników jakości czy prawidłowości. Działasz jak chcesz tworząc własną i unikalną drogę – własny wzór poznania tej rzeczywistości.

Umysłu warto słuchać tak samo jak serca. Czysty umysł prowadzi do szczęśliwości. Podobnie jak czyste serce (uczucia intuicyjne). Umysł nie mający czystej i pełnej wizji tej rzeczywistości może wyprowadzić w maliny (co też nie jest złe :) ). Zanieczyszczona podświadomość również nie doprowadzi do szczęścia. Nie ma tu więc różnic. Działaj jak uważasz za słuszne. Korzystaj ze wszystkich znanych narzędzi by osiągnąć to co chcesz. W taki sposób następuje samorealizacja, czyli wypełnienie swego sensu istnienia.

Po pewnym czasie da się zauważyć wspaniałą rzecz. Umysł zaczyna współpracować z sercem. Uczucia zaczynają dopełniać logiczne działanie intelektu. Całość istoty ludzkiej zaczyna wibrować coraz bardziej spójnie i harmonijnie – w szerokim spektrum wibracji. Następuje swego rodzaju pełnia – iluminacja istnienia. To w tym punkcie istota ludzka rozkwita w pełni, działając doskonale w doskonałym świecie.
Jesteś kreatorem. Wybór należy do Ciebie. :)

…o egzorcyzmach w pytaniach i odpowiedziach

Niniejszy tekst powstał jako inspiracja dla osób, które odkrywając prawdę o Rzeczywistości stykają się z nieznanymi dla nich zjawiskami demonów, duchów, opętań. Tematy te, często wypaczane lub niezrozumiałe, niepotrzebnie budzą lęk i strach. Tymczasem, nie taki diabeł straszny, jak go malują!

Czy egzorcyzmy to relikt poprzednich epok?

Egzorcyzmy sa znane ludzkości od dawien dawna. Egzorcyści, demony, opętania – tematy te znane są i rozpatrywane w praktycznie każdej religii i systemie wierzeń. Wydawać się by jednak mogło, że cywilizacja zachodnia temat ten traktuje po macoszemu. Chwilowe odejście i zwrócenie się w stronę materialnego racjonalizmu nie będzie w stanie trwale przyćmić duchowego wymiaru naszego istnienia. Dlatego z radością oberwuję, że w ostatnich latach daje się zauważyć rosnące zainteresowanie wpływem aspektów duchowych na zdrowie człowieka i dotyczy to również tematu opętań. Brytyjski Channel Four zaprezentował relacje na żywo z egzorcyzmowania, w USA coraz więcej poważnych szkół medycznych uczy ‘duchowej medycyny’, psychiatrzy zaś rozpatrują możliwość wpływu czynnika zewnętrznego jako przyczyny złego stanu pacjenta. Naturalna, wewnętrzna mądrość dochodzi ponownie do głosu, powoli przywracając do równowagi ducha zachodniej cywilizacji :-)

Coś tam wiem, widziałem wiele filmów o opętaniach!

Wygląda na to, że wiedza współczesnego, nowoczesnego człowieka na temat egzorcyzmów w zdecydowanej większości przypadków pochodzi z… horrorów. Umiejętnie budowana fabuła, efekty specjalne, klimatyczna muzyka oraz ryczące, opętujące demony i… odnosi się wrażenie, że opętania i egzorcyzmy to jedynie wymysł twórców kina, stworzony aby wywoływać silne emocje. Czerpanie wiedzy i budowanie przekonań na bazie takich filmów jest tym niemalże tym samym, co pokazywanie scen pościgów adeptom kursu prawa jazdy. Łatwo wówczas zrozumieć, że w życiu sprawy wyglądają inaczej.

Dobrze, czym zatem jest egzorcyzm?

Egzorcyzm jest działaniem dla Najwyższego Dobra człowieka, który znalazł się pod wpływem istoty opętującej. Celem egzorcyzmu jest uwolnienie osoby od tego wpływu. Egzorcyzmy wykonuje się również w celu oczyszczania miejsc od niepożądanych wpływów astralnych.

Czy egzorcyzm jest walką (z szatanem, duchem, astralną larwą)?

Absolutnie nie! Walcząc potencjalnie schodzisz na poziom istoty opętującej. Egzorcyzm jest wyrazem Najwyższego Dobra, a to oznacza działanie i przebywanie w harmonii, miłości i zrozumieniu. Z tego miejsca działa skuteczny egzorcysta. Wibracje walki i napięcie z nimi zwiazane to inna sfera doświadczenia. Wykonywanie egzorcyzmu ‘na siłę’ jest najczęstszą przyczyną niepowodzenia.

Kim jest egzorcysta?

Egzorcysta to osoba wykonująca egzorcyzm :-) Przy udziale egzorcysty i poprzez niego dochodzi do wyrażenia Najwyższej Boskiej Woli i realizacji Jedności.

 

Czy egzorcysta musi być kapłanem? Jaka jest różnica miedzy świeckim egzorcysta a kościelnym?

Egzorcysta świecki to egzorcysta spoza kościelnej hierarchii. W pewnych tradycjach istnieją przekonania, że istnieje grupa ludzi których Bóg (tutaj wstaw słowo, które najbardziej Ci odpowiada – Jezus, Allah, Jehowa, Brahman, Tao, Światowid, itd.) wybrał do wypełniania zadań specjalnych w jego imieniu. Ci ludzie czują sie często lepsi od innych i na tej podstawie oceniają innych jako gorszych, niezdolnych czy niegodnych pewnych funkcji itd. Ten mechanizm działa i działał od tysiącleci, warto go zauważyć… i zaakceptować.

Czy każdy może wykonywać egzorcyzmy?

Potencjalnie tak. Każdy prawdziwie Boski nauczyciel, jaki chodził po tej planecie stawiał sprawę jasno – ja jestem Tym i Ty też Tym jesteś. Jezus powiedział: Bogami jesteście. Jesteście więc, niezależnie od jakichkolwiek innych warunków, wiary, przekonań czy umiejętności. Jak mówił Babaji, każda Boska cnota i zaleta jest już w Tobie – wystarczy pozwolić aby się przejawiła. Tak więc Ty, ja i każdy, kto poczuje się wewnętrznie silny jest w stanie prawidłowo wykonać egzorcyzm i pomóc drugiemu człowiekowi. Oczywiście, nic na siłę – jeśli masz wewętrzne wątpliwości, to lepiej zwrócić się do kogoś o pomoc, w końcu, nie żyjemy na jednoosobowych planetach :)

Czym jest opętanie?

Dwie kluczowe rzeczy charakteryzujące opętanie to:

a) jest to zaburzenie woli człowieka przez istotę astralną

b) opętanie ma naturę pasożytniczą – głównym zamiarem istoty opętującej jest wykorzystanie człowieka do własnych celów, głównie jako źródła energii

Dlaczego opętanie jest zaburzeniem woli?

W każdym przypadku opętania, człowiek znajduje się pod wpływem istoty wykorzystującej go do swoich celów. Aby było to możliwe, wola człowieka musi zostać nagięta i podporządkowana woli istoty opętującej. Jeśli całość woli, wyborów i decyzji człowieka określić jako 100%, to przy pomocy wahadła można stwierdzić, jaki jej procent uległ wpływowi zewnętrznemu:

a) 0% oznacza osobę wolną od wpływu astralnego

b) 1-3% to opętania słabe, gdzie wpływ astralny bywa słabo widoczny. Osoba albo jej otoczenie widzą problem, niemniej jako źródło często wskazywane są rozmaite czynniki psychologiczne czy inne uwarunkowania zewnętrzne. Takie opętania są najczęstsze – istota opętująca może pasożytować praktycznie niezauważalna przez długi czas

c) 4-10% to opętania silne, gdzie wpływ istoty zewnętrznej jest bardzo wyraźny i w istotny sposób wpływa na życie żywiciela.

d) 11% i więcej to opętania, gdzie stwierdzenie wpływu astralnego możliwe jest praktycznie przez każdego, gdyż zachowanie człowieka jest bardzo silnie uwarunkowane przez istotę z zewnątrz. Może dojść do chwilowej utraty kontroli i panowania nad ciałem fizycznym, emocjami, zachowaniami i poważnych zaburzeń w relacjach z ludźmi. Często osoby z zaburzeniami o takiej sile klasyfikowane są jako chore psychiczne.

e) A także przypadki skrajne, niezmiernie rzadko spotykane – jak np. słynne opętanie Emily Rose, gdzie wolna wola osoby była zaburzona w kilkudziesięciu procentach, dochodząc nawet do 100%, gdzie świadomy kontakt z człowiekiem jest praktycznie niemożliwy.

Co oznacza, że opętanie ma naturę pasożytniczą?

Istoty opętujące sa odcięte od źródła Boskościw sobie, a przez to, pozbawione możliwości czerpania energii niezbędnej do życia ze Źródła. Z tego powodu, konieczne jest jej zapewnienie z zewnątrz, zaś człowiek często jest jej najlepszym źródłem (choć mogą to też być i zwierzęta). Człowiek opętany zasila istotę astralną, astralna istota zaś prowokuje człowieka do działań, które mają na celu wyzwolenie energii, której ona potrzebuje.

Dlaczego dochodzi do opętania?

Pierwsza najważniejsza sprawa – sedno opętania zasadza się zawsze na braku świadomości, świadomości Boskości i różnorakich jej aspektów. Dotyczy to zarówno istoty opętującej jak i opętanej. I to właściwie zawiera wszystkie możliwe odpowiedzi na powyższe pytanie ;-)

Pamiętajmy, że opętanie ma zawsze jakiś sens. Wielu egzorcystów po prostu wyrzuca złe duchy bez zrozumienia ich intencji i przyczyn które całą sytuację stworzyły. I w porządku, niewątpliwie są skuteczni w tym co robią, i niektórzy nawet sami przyznają, że wyrzucona istota prędzej czy później znajduje kolejną ofiarę… Dotarcie do przyczyny nie jest konieczne, co prawda, ale w wielu przypadkach bardzo skutecznie pomaga nie tylko opętanemu… ale i opętującemu. I o ile w przypadku prostych, zwierzęcych tworów astralnych ma to mniejsze znaczenie, to znacznie istotniejsze bywa to w wypadku zmarłych ludzi. Jeśli opętują, to są z reguły to zagubione dusze, z którymi warto spróbować nawiązać kontakt, zrozumieć przyczyny ich działania, a następnie z miłością, ale i pewnie przekonać do odejścia w stronę Światła i puszczenia ziemskiej płaszczyzny. I jeśli zmarły nie zapiera się twardo jak osioł (szanujmy jego wolę!), to zwykle prędzej czy później odchodzi, zwykle przenosząc się w bardziej subtelne i harmonijne obszary astralne (np. do Nieba ).

Co tak naprawdę opętuje?

Gdyby tak przejrzeć dostępne źródła pod kątem demonologii, znaleźlibyśmy dziesiątki rozmaitych opisów, klasyfikacji i hierarchii istot niecielesnych, różnie nazywanych w różnych wierzeniach. Bardzo fajne są nazwy demonów w islamie, ale to tak na marginesie ;)

Dla mnie, najważniejsze są dwie grupy istot:

a) Istoty astralne – sztuczne twory astralne, które powstały i funkcjonują na tej płaszczyźnie, często bardzo różniące się od siebie metodami i siłą oddziaływania

b) Ludzie w postaci bezcielesnej – czyli zmarli, którzy opuścili swoje ciała, pozostają jednak przy ziemskiej rzeczywistości

Kolejna grupa to istoty pochodzenia pozaziemskiego – niestety, nie miałem jeszcze przyjemności egzorcyzmować człowieka opętanego przez taką istotę, z pewnego źródła zaś wiem, że takie cos miało miejsce.

Jak ciekawostkę wspomnę innego rodzaju „opętanie” – o ile takiego słowa można użyć w tym wypadku. Jest to „opętanie” przez wzorce z własnych poprzednich wcieleń. Pod wpływem różnych zewnętrznych wydarzeń, na zewnątrz osobowości człowieka przedostają się i zaczynają dominować wzorce zachowań zapamiętane i przeniesione z poprzednich wcieleń. Ponieważ nie ma tu wyraźnie istoty zewnętrznej, która miałaby na nas wpływać, nie jest to typowe opętanie, choć można dostrzec pewne podobieństwa w zachowaniu osoby opętanej i „opętanej” przez własne wzorce.

Czym się różni opętanie przez istotę astralną od opętania przez człowieka?

Różnice są spore i jest ich wiele. Przede wszystkim, różna jest sama natura tych dwóch istot. Demoniczne istoty astralne, niezależnie od siły wpływu, wydają się w swojej naturze przypominać kierowane instynktami zwierzęta, choć i one różnią się inteligencją. Ludzie, po śmierci i bez ciała, nadal pozostają ludźmi wraz ze wszystkimi swoimi emocjami, lękami, nieuświadomionymi wzorcami i inteligencją. Opętanie przez istotę astralną wynika z jej natury – po prostu, ona tak działa i funcjonuje, podobnie jak komar wyssysając krew bez zgłębiania przyczyn i intencji swojego działania. W przypadku ludzi sprawa wygląda nieco inaczej, gdyż zwykle posiadając inteligencję na wyższym poziomie niż astral, mają możliwość wyboru kierunku swojego działania. Przyczepiając się do żywych ludzi kierują się często motywami zemsty, rewanżu bądź czynią to ze zwykłego strachu, lęku czy nieświadomości. Tak naprawdę, gama ich zachowań może być tak szeroka, jak szerokie jest spektrum reakcji każdej normalnej ludzkiej istoty. Warto pamiętać, że zmarły człowiek to też człowiek – on myśli, czuje i rozumuje jak każda ludzka istota, choć pozbawiony jest ciała.

Czy opętujące istoty są złe?

Pojęcia złe i dobre są pojęciami względnymi, zależnymi od punktu widzenia i świadomości obserwatora. Oceniając istoty opętujące jako złe, powinniśmy również spojrzeć na ich stwórców… czyli nas samych i naszą ignorancję, gdyż obydwie rzeczy są ze sobą ściśle powiązane i nie mogą bez siebie istnieć. Ja zamiast ocen proponuję wgląd i głębokie zrozumienie natury tematu, co prowadzić ma do akceptacji, świadomości i finalnie – wyzwolenia.

Po czym poznać, ze dana osoba jest opętana?

Diagnoza opętania to bardzo delikatny i szczególny temat. Powodem tego jest to, że przejawy opętania w wielu przypadkach mogą wydawać się czymś zupełnie zwykłym, świadczącym jedynie o pewnych psychologicznych czy psychofizycznych problemach – ktoś nagle wybucha gniewem, złością, ciska pioruny lub też przeciwnie – czuje się osłabiony, zmęczony i bez energii – takie sytuacje są znane przecież każdemu, ich przczyn mogą być dziesiątki i niekoniecznie oznaczają opętanie. Niemniej, różnią się w jednej rzeczy – pod wpływem istoty opętującej stany takie są inicjowane przez niematerialną istotę na zewnątrz nas, która jak pasożyt korzysta z energii żywiciela. O ile w przypadkach silnych opętań stwierdzenie tego wydaje się nie być specjalnie trudne, to z reguły warto sięgnąć po niektóre z wymienionych technik aby postawić diagnozę:

– jasnowidzenie astralne – osoba o odpowiednich zdolnościach jest w stanie dostrzec doczepiony do człowieka astralny byt

– wahadełkowanie – przy pomocy wahadła ustalić można siłę i obecność wpływów astralnych na daną osobę

– podpowiedzi intuicyjne – wsłuchaj się w swój wewętrzny głos i tam poznasz prawdę

– osoby wrażliwe energetycznie są w stanie wyczuć silne zaburzenia w aurze innego człowieka, powodowane przez opętanie

Wyżej wymienione to najbardziej popularne metody diagnozy.

Czy można w jakiś sposób ustrzec się przed opętaniem?

Opętanie nigdy nie jest stanem trwałym, który zmieniać miałby opętanego człowieka na wieczność. Dlatego też, jak każde doświadczenie życia na tej planecie, może być bardzo cenne w wielu aspektach – i warto zawsze o tym pamiętać gdy się z tematem spotykamy. Kiedy naszą intencją jest pozostawanie ‘w czystości’, to unikanie narkotyków i innych środków zmieniających stan świadomości, rozmaitych zabaw w przywoływanie duchów (włącznie z różnorakimi praktykami magicznymi odwołującymi się do astralnych ‘bóstw’) oraz rozwijanie coraz głębszego poczucia harmonii i jedności ze swoją czystą, Boską Naturą powoduje, że zmniejszamy swoje szanse na przyczepienie się astralnego pasożyta.

W jaki sposób uwolnić się (lub kogoś) od opętania?

To chyba najważniejsze z pytań w tym artykule. Technik egzorcystycznych jest wiele, praktycznie każda religia – hinduizm, buddyzm, islam czy chrześcijaństwo – dysponuje swoim zestawem rytuałów, modlitw, obrzędów, procedur, zaklęć, zwrotów itd., które mają służyć wypędzeniu intruza. Jeśli ktoś czuje się silnie związany z daną religią czy wyznaniem, niech poszuka odpowiednich źródeł, powinny być dostępne w Internecie. Nie mam zamiaru opisywać tutaj konkretnych technik, jednak podać kilka fundamentalnych zasad, o których warto pamiętać i które leżą u podstawy każdej egzorcystycznej techniki.

Przede wszystkim – odprawiając egzorcyzm działamy dla Najwyższego Dobra danej istoty. Uwalniając człowieka od wpływu astralnego, pamiętajmy że jest to wyrażenie Boskiej Woli, a nie działanie z zachciankowego poziomu ego. Kiedyś próbowałem wypędzić bandę duchów z pewnego mieszkania, w którym w trakcie kilku weekendów gościłem. Zrobiłem to bez zgody właścicieli i badania głębszych przyczyn (ot tak mi się zachciało, gdyż przeszkadzały mi w nocy spać ;) – i w rezultacie, zupełnie to mi się nie udało, a dodatkowo sam zostałem z tego mieszkania wyrzucony i na jakiś czas zamknięto przede mną drzwi… Oto i lekcja dla początkującego egzorcysty! Kiedy już zwracamy się do istoty opętującej z Boskiego poziomu ponad-ego, ona zawsze jest posłuszna… gdyż jest w harmonii z Jednością, jak każda Boska istota (więcej o tym w ostatnim punkcie)

Druga sprawa, ugruntujmy się w poczuciu bezpieczeństwa. Zasadniczo w trakcie egzorcyzmu jesteśmy bezpieczni i nic nam nie grozi… o ile rozumiemy, że nic nam nie grozi i jesteśmy bezpieczni. W innym razie, egzorcyzm może skończyć się przejściem istoty opętującej na egzorcystę (nie ma się czego jednak obawiać, gdyż takie sytuacje też są do rozwiązania). Wszelkie praktyki ugruntuwujące bezpieczeństwo są tutaj pomocne, przy czym mi osobiście odpowiada wizualizacja Światła wokół swojej osoby – w postaci świetlistej tuby lub kokonu. Jest to niezwykle skuteczne i trzyma wszelkie istotki na dystans.

Trzecia rzecz – wykonując egzorcyzm w stosunku do zmarłej osoby, pamiętaj, że to też człowiek, nawet jeśli teraz wydaje Ci się, że robi coś złego. To człowiek, który się zagubił i w swoim lęku i zaślepieniu wykorzystuje innego człowieka. Zmarli czasami przypominają wystraszone dzieci – naiwne i pełne lęku, czasami butne i uparte – lecz kiedy zwracać się do nich z miłością, otwartością ale i pewną stanowczością, to przekonują się, że jest dla nich coś lepszego i z reguły ustępują. Zwizualizujmy sobie świetlistą bramę w pomieszczeniu, pomódlmy się aby prowadziła do miejsca, które będzie dla zmarłego najodpowiedniejsze, po czym przekonajmy go do przejścia. Często wystarczy uświadomić zmarłego, że… nie żyje. Zdumiewające, jak wielu z nich nie ma o tym pojęcia.

Po czwarte – szacunek i akceptacja. Szacunek dla tego, co się dzieje, dla istoty opętanej i również opętującej, gdyż nawet postrzegana przez Ciebie jako diabelna, tak naprawdę wypełnia tylko to, do czego została stworzona. Akceptacja zaś przydaje się, aby czasami zrozumieć, że nie wszyscy są zawsze otwarci i gotowi na Twoją pomoc – tak,to dziwne ale czasami zdarzają się ludzie, którym z demonami jest dobrze. Pozwól zatem im żyć, jak tego zapragną.

Po piąte i ostatnie – egzorcyzm to nie sikanie w pieluchy, więc trochę pewności i zdecydowania, w końcu działasz jako Boskie narzędzie. Przez Ciebie działa Wszechświat więc odstaw na bok wszelkie lęki, rozterki i wątpliwości i pozwól, aby z pełną mocą działo się to, co dla wszystkich jest najlepsze. Otwórz się i pozwól, aby się działo, przez Ciebie i przy Twoim udziale.

Dla mnie mistrzem egzorcyzmu był Jezus – biblijne opisy wypędzeń pokazują, jakimi wspaniale rozwiniętą miał świadomość w tym zakresie. Praktycznie bez żadnych rekwizytów, rytułałów czy innych ceregieli uwalniał ludzi od wpływu demonów. Jednyne, na czym się opierał to słowo – Słowo, które było niezachwianym wyrazem Boskiej Woli.

Czym wspomagać się w trakcie egzorcyzmów?

W zasadzie wszystkim, co wznosi na wyżyny Twoje poczucie wewnętrznej Boskości. Dla chrześcijanina może to być krzyż, lecz skuteczne bywają też i inne amulety, talizmany, minerały czy kamienie szlachetne.

Osobiście bardzo lubię korzystać z białej szałwi – palona działa naprawdę niesamowicie, w połączeniu z krótką modlitwą udało mi się z łatwością odesłać istotkę astralną która w Dzień Zmarłych przywlekła się za mną do domu. W ogóle warto co jakiś czas ja palić do podniesienia wibracji miejsc, w których mieszkamy. Inna roślina która jest też skuteczna w odstraszaniu astrali to jemioła – paradoksalnie, wydawałoby się, gdyż sama jest… pasożytem. No ale działa naprawdę przyjemnie.

Kolejna rzecz, istoty opętujące zwykle nie lubią czystych energii żywiołów (ziemii, ognia, wody, powietrza) i wiedząc to, można się nimi skutecznie wspomóc.

No i oczywiście, nie zapominajmy o swoich opiekunach i przewodnikach, a także innych duchowych Mistrzach gotowych nam pomoć. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zwróćmy się do nich o pomoc, a zawsze ją otrzymamy. Czasami przewodnicy wydają się być nieobecni – ale to iluzja. Z reguły wówczas pozwalają, abyśmy sami znaleźli rozwiązanie nawet obrywając czasami po karku – pozwalają nam się uczyć i samodzielnie wyciągać wnioski, a nie są po to, aby nas zawsze wyręczać czy od siebie uzależniać ;-)

Czy egzorcyzmów należy się bać?

Niczego nie należy się bać, gdyż strach jest wytworem umysłu. W doskonałej przestrzeni Boskiej strach i lęk nie istnieje – im bardziej zjednoczeni jesteśmy z naszym wewnetrznym, prawdziwym Ja, tym mniejszy lęk i strach. Pozwól sobie obserwować wszystkie odczucia, które towarzyszą Ci podczas, nawet jeśli nie w trakcie egzorcyzmów, to chociaż w kontaktach z istotami opętującymi czy opętanym człowiekiem – jednak nie poddawaj im się.

Jednak nadal czuję lęk…

Strach, który czujemy w obecności istoty astralnej często nie jest naszym lękiem. Osoby wrażliwsze na energie – a potencjalnie będzie to każdy świadomie rozwijający się człowiek – bardzo często odczuwają wibrację lęku, która tworzy, motywuje i napędza ową astralną istotę (nie jest to w sumie niczym dziwnym, gdyż gdyby istota opętująca wypełniona była miłością, nie miałaby potrzeby opętywać :-)

Najważniejsze do zapamiętania – dopóki z nim się nie utożsamisz, to NIE JEST twój lęk. Twoja pierwotna Boska natura jest od niego wolna, jej zasadą jest miłość i wolność. Kiedy zaczynasz pod te niskie wibracje strachu i paraliżu podłączać, do nich dostrajać, kiedy pozwalasz aby Tobą zawładnęły i zaczęły dominować – wówczas zchodzisz na poziom wibracji astrala i praktycznie redukujesz swoje szanse na skuteczne wykonanie egzorcyzmu. W takiej sytuacji najlepiej jest otoczyć się szczelnie świetlistym kokonem i zwrócić jest się ku swojemu wnętrzu, aby tam odnaleźć ponownie źródło Boskiej siły i mocy, uwalniając się od iluzji strachu.

Czy polecasz jakieś źródła informacji, książki czy strony na temat egzorcyzmów?

Podążaj za swoim wewnętrzym odczuciem i sięgaj po wszystko, co czujesz, że jest Ci potrzebne, zachowując otwarte serce i czysty umysł. Dostaniesz wówczas wszelkie informacje, która będą Ci niezbędne.

Jaka jest przyszłość egzorcyzmów?

Działanie opętujących istot astralnych możliwe jest tylko i wyłącznie dlatego, że cały czas istnieją zasilające je źródła energii. Dopóki źródła te będą funkcjonowały, opętania i egzorcyzmy będą miały miejsce. Widać jednak, że wibracje i świadomość planety stale się podnosi i jeśli ta tendencja będzie nadal zachowana, to przypuszczalnie za kilkaset już lat o egzorcyzmach będzie się mówiło jako o relikcie poprzednich epok :-)

Nie wierzę w egzorcyzmy, duchy, opętania – to wszystko to jakieś ludzkie wymysły…

W pewnym sensie, masz rację. Świat w którym żyjemy, jest po części projekcją naszego umysłu i tak samo, wytworem naszego umysłu są zjawiska, o których piszę poniżej. Są one tak samo realne jak i nierealne – realne, gdyż ich doświadczamy i nierealne, gdyż z innej perspektywy to tylko iluzja, gra, obrazy tworzone w naszej świadomości.

Jeśli w cokolwiek, co tutaj zostało napisane wątpisz, to doskonale – nie wierz mi na słowo i zachowując otwarty umysł sprawdzaj wszystko sam. Lub też, zostaw tą stronę jeśli do Ciebie nie przemawia, przecież każdy ma prawo do własnych wierzeń i przekonań – pozostań przy swoich tak długo jak Ci służą. Być może jednak, jakiś wewętrzny głos coś Tobie mówi… doskonale, wsłuchaj sie w niego i zobacz, jak moje słowa rezonują z Twoim wnętrzem.

 

Jeśli w Twojej głowie nadal tkwią pytania, pisz do mnie a postaram się rozszerzać i rozbudowywać ten zbiór o dodatkowe informacje. Jeśli również potrzebujesz pomocy w opisywanym wyżej zakresie, śmiało kontaktuj się ze mną.

http://www.elijah-blog.info/

…o boskości demona

Temat, który jest głębszym wejrzeniem w naturę demona i który być może nie łatwo zrozumieć… i który nie tylko dla głeboko wierzącego chrześcijanina, ale nawet dla wielu osób zajmujących się duchowością może zabrzmieć jak herezja… Początkującym polecam czytać go po wcześniejszym zapoznaniu się z artukułem „…o egzorcyzmach w pytaniach i odpowiedziach”.

Każdy demon czy inny astralny twór to również Boska istota.

W tym momencie przeżywasz może szok, gdyż przez całe życie powtarzano Ci demon, Szatan czy diabeł to stoi w opozycji do Boga…

Ja również przeżyłem zaskoczenie, wykonując pewnego dnia egzorcyzm. Człowiek, który do mnie się zgłosił miał problem z doczepionym astralem. Rozpocząłem więc zabieg i zacząłem odłączać obie istoty, wypełniać przestrzeń między nimi Światłem… i w pewnym momencie demon rozbłysnął (albo i eksplodował) w świetlistej energii i zniknął. Czytałem wcześniej, że niektórzy egzorcyści ‘rozpuszczają’ demoniczne istoty w Świetle. Niemniej, tym razem to nie przypominało mi ani rozpuszczenia ani niczegokolwiek w tym stylu. Po prostu, owa Światłość wyszła z demona, ten demon transformował się w Światło! Zniknęła forma, pozostała czysta energia. Trudno mi to w jakikolwiek sposób opisać, prawdę powiedziawszy, gdyż było to niezwykłe doświadczenie.

Wówczas zrozumiałem.

W rzeczywistości nie istnieje nic, co nie jest Bogiem. Jest tylko Jedna Jedność, niepodzielna i wszechistniejąca, przejawiająca się w nieskończonej ilości form… również demonicznych. Gra dobro-zło to jednynie gra tworzona przez pryzmat ludzkiego, wartościującego umysłu. Wychodąc poza przestrzeń mentalną, doświadczamy istnienia Jedności. Pierwotna energia Źródła istnieje poza jakimikolwiek wyobrażeniami i nie sposób jej pojąć ludzkim umysłem. To największa z tajemnic istnienia. Energia ta manifestuje się w postaci rozmaitych form, zarówno materialnych jak i duchowych.

Energia ta, niezależnie jak ‘daleko’ od Źródła, zawsze ma te same właściwości twórcze. Zamanifestowana w postaci jednej formy, przez nią – tworzy kolejne. Forma ta zawsze jest doskonała i pozostaje w harmonii z całością, gdyż jest całością. Niemniej, jej manifestacja – w wyniku zakrzywień energii lub obniżania wibracji, może przybierać kształt który jest bardzo różny i daleki od pierwowzoru. Tak daleki, zmodyfikowany i inny… że postrzegany jest na dualnej płaszczyźnie nie tylko jako nie-boski twór – ale wprost przeciwnie, jako zaprzeczenie Boskości.

Twór ów jest częścią planu doświadczania siebie, jakie manifestuje wszechobecne Tao. Dlatego, cwany jak lis (albo i bardziej ;) Stwórca rzeczywistości stworzył na potrzeby dualnego doświadczenia coś, co ma wyglądać na przeciwieństwo jego samego… ale stworzył to z SIEBIE, gdyż poza nim nie istnieje i wszystko jest w nim. Przedni plan i przednia zabawa, a miliony ludzików głęboko sie w tym taplają i cały czas zasadniczo plączą.

Jeśli to rozumiesz i ogarnia Cię wkurzenie na tą Boską grę, to ugryź się w tyłek ze złośliwą świadomością, że Stwórca poprzez Twoje ciało również tego doświadczy ;)

Ewentualnie czytaj dalej.

Demon, który wówczas zniknął – po prostu, tu użyję terminologii informatycznej, został zdekodowany. Jego forma zniknęła, spełniając swoją rolę, zaś uwolnioną pierwotną, tworzącą go energię odebrałem jako Światłość.

Zrozumiałem też, że gdyby demon faktycznie był czymś innym od Boga to:

a) wykonanie egzorcyzmu nie miałoby jakiegokolwiek sensu ani celu, gdyż z pewnością byłoby nieskuteczne. Dlaczego? Gdyż złamane zostałoby zasadnicze prawo WOLNEJ WOLI – wolna wola osoby byłaby różna od wolnej woli niezależnego od Boga demona. Co wówczas, kto miałby rację?

b) złamana zostałaby zasada harmonii we Wszechświecie

c) Bóg przestałby być nieskończony – jego granicę wyznaczałoby istnienie odrębnego od niego Demona

d) d) …i jeszcze pewnie nie jedno bym znalazł ;)

e)

Oczywiście, powyższe punkty przyjęcia, ale chyba tylko z perspektywy ograniczonej ludzkiej świadomości. Wyjście choćby raz poza dualizm umysłu i zrozumienie jednolitego wzóru istniejącego poza nim otwiera nas nowe perspektywy, przedstawione w tym artykule.

http://www.elijah-blog.info/