Archiwa tagu: związki

9.8 Związki bez ego

Związki ludzi duchowych są oparte przede wszystkim na wolności. Dlatego samo słowo „związek” jest niewłaściwie. Nawet samo słowo „relationship” oznaczające związek, pochodzi od relation, co znaczy też zależność. Nie można być wolnym będąc zależnym. Nie można być wolnym, będąc pochłoniętym przez ego i jego wymagania. Dlatego każdy związek oparty na ego będzie przyczyną większego lub mniejszego cierpienia. Model rodziny opartej na ego jest modelem przynoszącym często zagubienie, gdzie każdy jest od każdego zależny.

Oczywiście nie można negować z marszu całego modelu związków. Sama natura interakcji między ludźmi, tworzenia rodzin, par, grup społecznych jest piękną wymianą energii. Często inspirującą, dającą radość i prawdziwe chwile szczęścia. Jeśli wszystko jest w porządku, to nie ma czego zmieniać. Nie ma potrzeby też czytać takich tekstów jak ten. A jednak czasem taka potrzeba powstaje.

Kiedy ludzie się spotykają, powstaje pewna przyjemność, która jest w swej naturze transcendentalna. Ma ona podłoże w radości z samego istnienia. Jest to wcześniej wspomniana interakcja z „samym sobą”. Punkt gdzie jedna cząstka świadomości obserwuje drugą. Kiedy oboje są tego świadomi, powstaje relacja, którą trudno nazwać związkiem. Raczej współistnieniem.

„Cieszę się istniejąc. Jeśli Ty istniejesz i cieszysz się ze mną, to wspaniale. Cieszmy się wiec razem.”

Taka wspólnota może istnieć, ale nie musi, nie wpływa to w żaden sposób na szczęście. Dlatego jest to bliskość zupełnie wolna i całkowicie bezpieczna. Czy partner będzie czy też odejdzie, to nie jest ważne. Nie ma uzależnienia i uwarunkowania. Nie ma kontroli i napięcia. Dopiero w tak wielkiej swobodzie i wolności może narodzić się czysta miłość. Gdy nie ma żadnych przeszkód, miłość płynie. Jest ona prawdziwie boska i bezinteresowna. Taka miłość nie ma uzasadnienia, po prostu jest. Wynika z samego istnienia, jest naturalnym stanem istoty ludzkiej. Co więcej nie jest skierowana konkretnie na partnera, jest bardziej radością ze współistnienia, co przeradza się na miłość do wszystkiego.

Żeby jednak powstała taka relacja, człowiek powinien być na to gotowy. Wewnętrznie powinien być na tyle wolny, żeby móc pozwolić na wolność innemu. Powinien być na tyle niezależny, by pozwolić na niezależność drugiego. Dopiero wtedy jest możliwa „związek świadomości”, wspólnota w jedności.

Tak na prawdę miłość „zwyczajna”, która tworzy się w okolicach serca w „zwyczajnych” związkach jest tą samą energią miłości. Poprzez tą miłość czujesz również miłość wszechświata. Może być to drogą do rozwoju serca, a tym samym świadomości. Może być wspaniałą drogą medytacji – skierowaniu uwagi na serce, rozwijaniu tej osobowej miłości i kierowaniu jej do wszystkiego – partnera, siebie, świata. Czuj i ciesz się tym, doświadczaj.

Człowiek świadomy potrafi pozbyć się swoich niekorzystnych zachowań względem partnera. Dostrzega swoje negatywne programy i potrafi ich zaniechać. Nasza relacja z płcią przeciwną jest formowana we wczesnym dzieciństwie. Obserwując rodziców uczymy się jak należy zachować się w obecności ludzi o odmiennej płci. Obserwując rodziców, zapamiętujemy archetypy i wzory dotyczące obrazu mężczyzny i kobiety. Tak dla chłopaka, kontakt z matką może przełożyć się na wszystkie inne kontakty z kobietami. Obraz matki staje się pryzmatem, przez który patrzy się na inne kobiety. Obserwując ojca, można z kolei nauczyć się postępować z kobietami. Dziewczynka z kolei obserwuje zachowanie matki względem ojca. Tak uczy się jak należy postępować z wszystkimi chłopakami. Są to uwarunkowania, które rzutują na przyszłe związki. Dlatego warto uzdrowić relację z rodzicami, zanim przejdzie się do tworzenia własnego związku.

Jeśli wczesne kontakty z matką i ojcem nie były właściwie, jeśli nie były pełne miłości i swobody, mogą się pojawić błędne wzorce postępowania w związkach. Najczęściej człowiek ma podświadomie wpojoną pozycję w związku. Albo przyjmuj pozycję dominującą, albo uległą. Jeśli jest dominujący, wtedy próbuje narzucić swoją wolę na partnera. Jeśli jest uległy, wtedy oczekuje opieki i kierownictwa, podporządkowuje się.

Każda rola to jakiś wzorzec. Na dłuższą metę nie jest to korzystne, ponieważ ogranicza wolność i naturalnie płynącą miłość. Warto uświadomić sobie, że partner jest doskonałą boską istotą, zawsze nową w każdej chwili. Nie ma odgrywania starych wzorców i niszczenia związku. Wszystko dzieje się doskonale swobodnie i wynika z miłości. Nie ma przywiązania i ograniczeń. Jeśli w pewnym momencie postanowi się zakończyć wspólną drogę życiową, nic się nie stanie. Będzie to tak samo radosne jak pierwsze poznanie się. Każdy ruch w przestrzeni jest przecież boskim przejawem życia. Bez interpretacji umysłu nic się nie kończy i nic się nie zaczyna. Wszystko jest światłem.

9.7 Miłość ego

Wielu ludzi żyjących w aktualnej cywilizacji problemy ze związkami. Wszystko dzieje się z powodu niewłaściwego poglądu na ten proces. Warto się temu przyjrzeć.

Ego jest obecne w miłości, a raczej zauroczeniu, które często jest z miłością mylone. Jest to miłość warunkowa, silne energetycznie uzależnienie, które zmienia punkt widzenia. Zauroczenie jest bardzo złożonym procesem energetycznym. Zmienia się chemia ciała, zmienia się funkcjonowanie całego organizmu. Każdy oczywiście chciałby, by była to miłość wieczna, wspaniała, romantyczna i najcudowniejsza. Prawda jest troszkę inna, może mniej romantyczna niż na początek się zdaje. Po prostu ego macza w tym palce. Stawia najróżniejsze warunki i oczekiwania, narzuca na ten naturalny stan energetyczny swoje projekcje. Uzależnia się od tego, chce ten stan utrzymać. Chce by miłość była wieczna, dlatego chce jak najczęściej być z partnerem. Chce wypełnić partnerem swoją przestrzeń. Narzuca na pociąg seksualny wiele własnych myśli, które tworzą całą otoczkę mentalną. Doświadczenie zostaje przykryte własnymi iluzjami.

Prawda cielesna jest bardzo prosta. Ciało dąży naturalnie do rozmnażania się. Jest to naturalny proces rozwoju, dzięki któremu jest możliwy postęp. Natura stworzyła ten proces bardzo inteligentnie. Stworzyła pewne zabezpieczenie, tak że całkowicie utożsamione z uczuciami zwierzęta nie mogą się temu oprzeć. Pociąg seksualny jest jedną z najbardziej silnych energii. Jest to naturalne.

Wszystko jest w porządku, dopóki umysł nie narzuca na ten ruch swoich iluzji. Gdy to zrobi, może powstać bardzo wielkie cierpienie, ponieważ jest poparte bardzo silną energią seksualną. Można z niej stworzyć raj lub piekło. Nie będzie tu nowością, że wszystko zależy od Ciebie i Twojego poglądu.

Podświadomość ma pewne wzorce miłości. Mogą to być wzorce pozytywne lub negatywne. Jeśli są pozytywne, człowiek spotyka partnera i jest miło, przyjemnie, ekscytująco. Energia skupia się w brzuchu (splot słoneczny). Tak działa podświadomy i pierwotny program magnetyzmu między istotami. Z czasem ta energia może przejść do serca, w którym odczuwamy czystą radość z przebywania z daną osobą. Nie koniecznie musi to być miłość bezosobowa, nawet skierowana ku osobie jest piękna.

Gdy jednak umysł i jego działania zaczynają zakłócać naturalność cielesną, pojawiają się problemy. Ludzie zaczynają grać w pewną grę. Grę opartą na uzależnieniu i manipulacjach. Najlepsi w tą grę są uważani za najlepszych „podrywaczy”, często postrzeganych jako bardzo atrakcyjnych dla płci przeciwnej. Są to ludzie, którzy wiedzą jak manipulować, jak grać. Wie jak „wymusić” na dziewczynie to, aby spełniła jego potrzeby (i nie chodzi tu tylko o seks). Ego doskonale sobie z tym radzi. Tak samo jak dziewczyny uwodzicielki. Nie muszą być ładne, wystarczy, że umieją doskonale manipulować. To sprawa ego i podświadomych programów działania.. Ego uwielbia kontrolować i kiedy jest wyuczone tego działania, robi to doskonale skutecznie.

Dla takich ludzi podrywanie, flirtowanie, podlatywanie staje się emocjonującą zabawą, która przynosi wyzwanie. Tacy ludzie widzą pewne zadanie, pewne wyzwanie, problem -jak zaspokoić swoje potrzeby przy pomocy innych. Dzięki swoim umiejętnościom udawania, zachęcania, manipulacjami starają się osiągnąć cel podrywu. Taki jest schemat każdej randki. Brzmi to może mało romantycznie. W gruncie rzeczy jest to bardzo egoistyczne. Mimo to ludzie robią takie rzeczy nieświadomie. Nikt nie jest winny, tak po prostu jest. Pierwotna energie seksualna pojawia się w człowieku samoistnie i niejako „zmusza” go do kierowania swojej uwagi na potencjalne obiekty seksualne. Właściwie to może być wspaniała gra, byle się w niej nie zatracać i być jej świadomym.

Inaczej ma się sprawa z tymi mniej towarzyskimi i nieśmiałymi. Ich ego jest inne, wszystko działa inaczej. Inne są też wzorce przeżywania miłości i inaczej wygląda ich gra. Właściwie to wypełnia ich lęk. Boją się bliższych kontaktów, z różnych powodów. Ich lęk ma źródło w wychowaniu, kiedy to negatywne zdarzenia obarczyły dziedzinę życia dotyczącą związków międzyludzkich. Aby z tego wyjść, można uświadomić sobie, jakie myśli powodują lęk, zobaczyć to. Oświetlić światłem świadomości, a nastąpi uwolnienie.

 Śmiali atakują, nieśmiali walczą wewnętrznie. Jednak wszystko opiera się na podobnym działaniu umysłu. Kiedy następuje zauroczenie, energia odpływa z głowy. Człowiek traci głowę. Można powiedzieć, że ego nie ma nic do powiedzenia, a jednak nie. Ma i to wiele. Nie należy zapominać, że ego to również wzorce emocjonalne i wyuczone zachowania (podświadomość). Dlatego wyuczone wzorce dotyczące miłości przejmują pałeczkę. Wszystko to jest modyfikacją pierwotnej energii życiowej, zwanej seksualną.

Kiedy w grę wchodzi zauroczenie, samo logiczne myślenie schodzi na dalszy plan – człowieka ogarniają uczucia/emocje. Najczęściej mocne i przyjemne uczucia związane z obiektem pożądania. Są one na tyle silne, że utrudniają trzeźwe i przytomne spojrzenie na sytuację. Są one naturalne i wspaniałe. Jednak człowiek się w nich zatraca, tak jak to miało miejsce w negatywnych uczuciach. Zatraca się w miłości warunkowej, świata poza nią nie widzi. Nie jest w stanie nawet spojrzeć na to przytomnie. Wpada w pewien trans – ograniczenie świadomości. To dlatego, że te uczucia są mocne, a ich punktem kulminacyjnym jest splot słoneczny, a nie głowa (trzecie oko). Energia odchodzi z głowy, traci się świadomość i jasność postrzegania. Zakochany traci głowę – w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Zakochany traci świadomość na randce, traci głowę w pobliżu ukochanej/ ukochanego. Właściwie wszystkie myśli i logiczna ocena zostają przyćmione energią zauroczenia. Nie można już pokusić się o logiczne działanie i czy jasne postrzeganie. Wszystko jest zabarwione energią seksualną i pociągiem do partnera. Partner w takim momencie wydaje się idealny. Nie ma w tej chwili wad, wszystko jest doskonałe Cały świat wiruje i przepełnia się kolorami. Ego puszcza swe filtry i blokady, umysł ustępuje miejsca silniejszym centrom energetycznym. Jest to trans zauroczenia. To bardzo silna i piękna energia, jest ona całkowicie naturalna. Można powiedzieć, ze jest to uwarunkowana miłość – czyli to, czego każdy podświadomie pragnie. Nie jest to czysta i bezwarunkowa miłość, jednak stanowi jej przedsmak.

Ego zatraca się w dalszej części gry miłosnej (dalsza część to ta po pierwszych randkach, gdzie już można trochę mniej udawać). Jednak im więcej czasu minie, tym mniejsze zauroczenie. Euforia opada, energia się wypala. Ludzie przestają grać w grę „zdobyć partnera”, przestają udawać. Im bardziej przytomni się stają, tym mniej idealizują partnera. Do akcji wraca umysł ze swoimi starymi i znanymi programami. Na ten moment partner może zacząć wydawać się „taki jakiś zwyczajny”. Umysł zaczyna dostrzegać coraz więcej wad. Nie da się tego uniknąć. Stan warunkowej miłości nie może trwać długo, ponieważ zakłóca energetykę ciała. Kiedy energia opada, wszystko znów powraca do zwyczajności – wtedy może stać się początkiem rozpadu związku. Może, ale nie musi. Wszystko zależy od tego czy jesteśmy świadomi tego procesu. W momencie, kiedy partner zaczyna wydawać się mniej atrakcyjny, energia zauroczenia mija, warto pamiętać, że jest to przejściowe. Ta energia wróci prędzej czy później. Partner znów stanie się atrakcyjny (jak nie ten to inny).

Ludziom w większości udaje się znaleźć dobrych partnerów. Jednak nie wszystkim. Coraz więcej jest osób, które swoich partnerów traktują okresowo. Na początku jest fajnie, a potem coraz gorzej, aż w końcu nie można ze sobą wytrzymać. Schemat niestety dość popularny. Po prostu ego znudziło się uznało, że partner jest niewystarczający i chce tworzyć następne problemy. Taka jego natura.

Partner idealny

Gdy udaje się nam po raz pierwszy zobaczyć umysł i to jak jesteśmy w niego zaplątani, a nawet to, jak cała ludzkość jest mu podporządkowana, wtedy ta obrazowa szczęka opada na podłogę. Kilka razy spotkałam się wtedy z pytaniami: Ale dlaczego ja wcześniej tego nie widziałem? Dlaczego nikt inny tego nie zauważa? Tak rzadko udaje się nam zobaczyć owładający nami umysł, bo nie zostaliśmy nauczeni interpretować informacji w sposób poprawny, a dokładniej, zostaliśmy nauczeni interpretować je tak, by dostawać upragnione przez umysł rezultaty… masło maślane…. pora na przykłady.

Dla przykładu weźmy poszukiwanie partnera. Kiedyś gdy miałam siebie za nic, chciałam żeby ktoś mnie pokochał. Nie interesowało mnie kto to miałby być, chudy, gruby, biedny, bogaty – nie zależało mi na detalach – bo po prostu chciałam, żeby ktoś mnie w końcu pokochał. Pod tym kryła się moja potrzeba by ktoś inny udowodnił mi, że jestem warta kochania, by ktoś przełamał tę moją pewność, że nie jestem warta miłości.

Potem zaczęła się moja wielka przygoda z duchowością/pseudoduchowością, poszukiwaniem siebie, i budowaniem poczucia własnej wartości. I moja wartość zaczęła rosnąć, i poczułam się warta, że mogę, i że zasługuję na miłość i zaczęłam stawiać warunki. Poczułam że jestem warta wiele, więc chciałam dla siebie także partnera, który też będzie wartościowościowym i będzie znał swoją wartość. Stworzyłam sobie listę o tym jaki powinien być mój wymarzony partner. Oto lista kilku cech mojego wymarzonego partnera i cechy partnerów kilku moich klientów

Wymarzony partner:

  • mądrzejszy ode mnie, aby mnie inspirował
  • uduchowiony aby mnie rozumiał, i aby patrzył na życie w podobny do mojego sposób
  • o podobnych zainteresowaniach, abyśmy mogli spędzać dużo czasu na rzeczach które nas wspólnie interesują
  • przystojny – aby dla mnie był atrakcyjny
  • wyższy ode mnie – bo lubię mężczyzn wyższych od siebie
    Czy ta lista nie wydaje się być piękna? Chcę dla siebie dobrych, niematerialnych cech. Powyższe cechy to właściwie recepta na doskonałego partnera i udany związek. Po bliższym przejrzeniu się dostrzegłam, w tych pożądanych przeze mnie cechach, drugie dno. I nawet nie tak wiele czasu minęło, zanim moi klienci też to dostrzegli. A więc:
  • mądrzejszy ode mnie – czy nie potrzebuję przypadkiem dowodu, że jestem warta miłości i jeśli osoba którą uważam za mądrzejszą od siebie, Którą uważam za autorytet, mnie pokocha, to będzie to dla mnie dowodem, że jestem warta miłości, że jestem normalna? 
  • uduchowiony – czy nie chodzi o to aby partner mógł dostrzec moją niezwykłą głębie duchową? Aby pojawiła się w moim życiu kolejna osoba z którą mogłabym porozmawiać na duchowe tematy, abyśmy mieli ten sam typ duchowych znajomych, abym miała czyste sumienie wobec mojego ducha, że przecież zajmuję się duchowością i na dodatek mam uduchowiony związek, więc teraz moja dusza już na pewno jest szczęśliwa. Może chodzi oto aby mój partner nie pytał się mnie brutalnie, bez znajomości tematu, dlaczego nie żyję moim życiem tylko wciąż pochłaniam nowe wieści i „duchowe” pozycje książkowe? 
  • o podobnych zainteresowaniach – czy osobie podobnej do mnie nie będzie łatwiej mnie pokochać? Zgodnie z logiką podobieństwa się przyciągają, może więc jakaś podobna do mnie istota w końcu mnie pokocha, i może ktoś w końcu zaakceptuje mnie taką jaką jestem, nie uzna za inną, za dziwną – bo przecież będzie praktycznie moim odbiciem lustrzanym. I skoro ja jednak nie jestem taka doskonała to może mój partner powinien być podobnie niedoskonały, abyśmy mogli razem zmagać się z przeciwnościami świata. I może łatwiej nam będzie we dwoje stawić czoła okrutnym ludziom. 
  • przystojny – nigdy nie przyznałabym się publicznie do tego że musi być przystojny, i że najlepiej, żeby każda kobieta widziała w nim okaz piękna – bo wtedy okazałoby się że jestem „wybrana”, że muszę być specjalna, że musi być coś we mnie skoro ten piękny mężczyzna zdecydowała się ze mną być. Skoro jestem w związku z pięknym mężczyzną, i on mnie chce, pożąda i jest ze mną, to może to jest dowód na to że ja tez jestem piękna? 
  • wyższy ode mnie – w związku z tym, że jestem bardzo wysoką kobietą ,chciałam aby mój partner był wyższy ode mnie, żebym w końcu mogła się poczuć jak normalna kobieta. Zawsze górowałam nad innymi wzrostem, czułam się niezręcznie i nie do końca czułam się kobietą będąc wyższą i często silniejszą od mężczyzn. Czy więc ten wysoki partner w końcu udowodni mi że jestem normalna, że mogę być kobieca?

Czy ktoś nauczył cię właśnie w ten sposób rozszyfrowywać to czego oczekujesz? Czy partnerzy, o których marzyłeś zjawili się tacy jakich ich oczekiwałeś? Czy jeśli mieli wszystkie cechy przez ciebie oczekiwane to czułeś się szczęśliwszy? Czy przez to że byli tacy jak sobie zamarzyłeś czułeś się pełniejszy? Czy znikał w końcu ten strach, że nie jesteś normalny? Czy w końcu czułeś się warty miłości? Czy może jednak zamieniałeś się w osobę, która za wszelką cenę nie pozwoli odejść temu ideałowi i zdecydowałeś się zrobić wszystko co w twojej mocy aby, tę osobę zatrzymać? A może jednak nie czułeś się szczęśliwy i mimo, że osoba ta miała wszystko o czym marzyłeś, to czułeś że coś jest nie tak, izolowałeś się, sabotowałeś związek aby ta osoba cię zostawiła, i byś dalej mógł się pławić w poczuciu, że coś jest z tobą nie tak?

A może twój wymarzony partner nigdy się nie pojawił? Wciąż na niego czekasz odrzucając innych kandydatów. Czy czekasz na tego idealnego partnera? Czy zdajesz sobie sprawę jak wielką odpowiedzialność kładziesz na drugim człowieku żadając żeby cię uszczęśliwił, żebyś poczuł się warty miłości, żebyś poczuł się normalny? Czy możliwe jest aby drugi człowiek nam to dał, czy raczej jest to rzecz którą musimy dać sobie sami? Czy nie dlatego tak wiele związków się kończy, bo ludzie nie otrzymują w tych związkach rzeczy których tak bardzo pragną, a które są rzeczami których druga osoba nie jest w stanie im dać?

Czy zastanawiałeś się nad innymi twoimi oczekiwaniami? Czego oczekujesz? Czego oczekujesz po swoich rodzicach? Po pracy? Co ma ci dać wymarzony samochód? Jeśli jesteś kobietą, czego oczekujesz po ciąży? Co ma ci dać dziecko? Co ma ci dać kolejna porcja jedzenia?

Jednostronna miłość

Pytający: „Czemu miłość nie jest odwzajemniona? Czemu powstaje sytuacja jednostronnej miłości? Kładę moje bolące serce przed Tobą. Proszę operuj.”

– Dobrze, zaczynam więc operację.

Jedna forma kocha, a druga tego nie odwzajemnia. Dlaczego tak się dzieje? I jest ból, który za tym idzie. Wielki ból. Dla wielu ludzi jest to niebywały ból.

Wiecie, że podstawowym uwarunkowaniem – „JA” umysłowego, egotycznego – jest bardzo głęboko zakorzenione poczucie braku. Poczucie niedostatku, niekompletności. I wtedy umysł próbuje to wypełnić poprzez swoje strategie. Stworzone przez umysł „JA” próbuje wypełnić ten brak, który zna i czuje prawie bezustannie. Z wyjątkiem krótkich momentów kiedy coś było tam wstawione i wtedy przez chwilkę, brak nie jest odczuwany. Jednak to nigdy nie trwa długo, więc szuka następnej rzeczy. Szuka w przyszłości. Szuka żeby dodać coś do siebie, żeby wypełnić tę nieustannie istniejącą dziurę. „Nie jestem sobą, nie jestem kompletny. Nie jestem w domu, nie jestem spełniony. Są to różnego rodzaju strategie.

Jednym z głównych obszarów, w których umysł poszukuje wypełnienia tego braku jest obszar relacji międzyludzkich. Druga osoba. On lub ona. Kiedy to się dzieje, cała uwaga „JA” (umysłu) zostaje skupiona na jednej, innej osobie, która jest postrzegana nieświadomie jako „Jedyna, która mnie dopełni”. Sprawi, że stanę się całością. On lub ona jest tą jedyną/tym jedynym. Jest to niemalże obsesyjne lgnięcie do tego obrazu, formy tej osoby. I to nazywa się „zakochaniem”. I czasem, jeśli masz szczęście, druga osoba czuje to samo w stosunku do Ciebie. Czuje, że Ty również ją dopełnisz.

Oczywiście jest to wspaniałe. Obydwoje czujecie, że będziecie dopełniać się nawzajem. Prawdopodobnie będziecie chcieli wziąć ślub, „podpisać kontrakt”… tylko dlatego, żeby mieć pewność: „Do końca życia będziesz mnie dopełniał i mnie nie opuścisz, a jeśli to zrobisz to poniesie za sobą niemiłe konsekwencje… Nawet o tym nie myśl…” I wtedy pobieracie się, tu film się kończy. Reżyser mówi: „Cięcie.” Mimo to życie płynie dalej. Potem w małżeństwie, być może nawet podczas miesiąca miodowego, przychodzą do głowy pierwsze wątpliwości. Czy to właściwie działa? Czy ktoś może sprostać temu ogromnemu zadaniu jakim jest zaspokajanie i dopełnianie drugiej osoby? Wtedy zaczynacie codzienne życie. Praca, rodzina… I tak stopniowo zaczyna wyglądać na to, że to dopełnianie już nie działa. Poczucie braku powraca. On lub ona nie zachowuje się już tak jak zachowywać się powinien, żebym czuł się dopełniony. Żeby mnie uszczęśliwić. Możecie to przeczytać w anonsach. Nie wiem czy czytacie to w indiach… „Szukam osoby, która uczyni mnie szczęśliwym”. Kto mógłby temu podołać? Nikt nie jest w stanie.

I wtedy ten brak, który był przysłonięty przez tymczasową iluzję, że ta osoba Cię dopełnia… powraca. (Swoją drogą ta osoba była Twoim ciałem bolesnym, ale tego nie wiedziałeś). Nagle poczucie niepełności, osamotnienia, strachu, nie bycia sobą… powraca. Ale teraz powiązałeś to z tą drugą osobą i mówisz: „On lub ona jest powodem tego co ja czuję.” Znów czujesz podstawowe, egotyczne uwarunkowania. Czujesz to nawet mocniej, ponieważ przez krótką chwilę to było przykryte przez wasz związek miłosny. Dalej stopniowo miłość obraca się w nienawiść. Za każdym razem, kiedy osoba nie wypełnia swoich obligacji, miłość zamienia się w agresję, wrogość. Potem oboje są zamknięci w sobie: – „Co jest z Tobą nie tak?” – „Nic… nie chce z tobą rozmawiać.” Złość może się przejawiać dowolnie np.: rzucanie czymś… cokolwiek sobie wymyślą.

Nagle ich związek załamuje się. Potem przez jakiś czas znowu funkcjonuje. Dalej znów się psuje. Raz działa, raz nie. Potem te okresy, w których nie działa stają się coraz dłuższe. I wtedy czujesz to nieprzyjemne uczucie. Szczęśliwość małżeńska obraca się w nieszczęśliwość przebywania ze sobą. Szczęśliwość miesiąca miodowego staje się rozwodem. To wszystko jest tak na prawdę jednym i tym samym. To była próba wypełnienia Ciebie przez jakąś formę, jakiś rodzaj formy. To co się dzieje z Tobą na końcu to poczucie jeszcze większego niedopełnienia…. i wtedy obwiniasz tamtą formę, że jest powodem tego co czujesz. To jest egotyczny ból. Jest to ból powstający w związkach „miłość-nienawiść”.

Teraz pytający oczywiście nie jest na tym etapie, ponieważ jest to „jednostronny ruch” (jednostronna miłość) jak to określił. Ta wielka miłość jest odczuwana do jakiejś formy jednak nie jest odwzajemniona. Co wtedy zrobić? Wtedy czujesz ten brak jeszcze mocniej. I to boli. Istnieje tendencja umysłu do wymyślania różnego rodzaju fantazji na ten temat. Różnych historii. I to wyobrażenie o „JA” staje się bardzo bolesnym obrazem. Jeśli będzie to trwało dalej może się zdarzyć, że to przyciąganie zamieni się w nienawiść. Może się zdarzyć, nie mówię, że tak będzie w tym przypadku. I wtedy dostrzegasz, że miłość nigdy nie była tam na pierwszym miejscu. Więc to co ludzie nazywają „miłością”, jest to głęboko zakorzeniona potrzeba ego. Skupiona na jednej formie.

Informacje w kłótni

Informacje o sobie można czerpać nawet z kłótni – czy to tej, w której się uczestniczy czy tej, którą się obserwuje. Poniżej zamieszczę „analizę kłótni”, którą kiedyś napisałam. To pokazuje jak wyciągnąć cenne dla nas informacje o nas z kłótni.

Czym jest kłótnia, jak się zaczyna?

Zaczyna się od tego, że jedna strona sporu poruszy w drugiej stronie emocje. Jeśli mamy na coś emocjonalną reakcje znaczy, że dotknęliśmy w nas ropiejącego punktu, czegoś ważnego, co wymaga przyjrzenia się temu. Obecność emocji świadczy o gotowości i dojrzałości problemu do jego rozwiązania.

Gdy wywiązuje się kłótnia może ona przybrać różne tory.

Często nie chcąc przyjrzeć się sobie, walczymy z przeciwnikiem starając się mu udowodnić, że nasza emocja to jego problem. Czyli, że ktoś inny jest odpowiedzialny za nasze wkurzenie i złość – ja jestem ok, ale ty … mnie wkurzasz.

Czasem już wiemy, że nasza emocja to nasz problem. Czyli ty jesteś ok, a ja jestem wkurzony. Ja wybrałem wkurzenie, to mój stan, to wkurzenie należy do mnie, a ty tylko pomogłeś mi dostrzec co we mnie wrze.

Jeżeli obie strony odczuwają emocje – obie dotknęły wrzących, nie akceptowanych części siebie.

Czasem proces między dwiema osobami zamienia się w proces grupowy. Każda aktywna w sporze osoba jest emocjonalnie zaangażowana, co oznacza że spór dotyka ropiejącego punktu każdej z tych osób. Każda osoba uczestnicząca w sporze i przeżywająca emocje, ma szanse dotrzeć do ropiejącego punktu i uleczyć go. Temat sporu jest jeden, ale ropiejące punkty każdego uczestnika mogą być różne.

A co z uczestnikami sporu, którzy nie odczuwają emocji, a w sporze uczestniczą? Mogą być zablokowani na odczuwanie emocji albo ich ropiejący punkt może nie wyzwalać emocji. Czy maja ropiejący punkt? Mają, bo gdyby nie mieli, to zgodnie z zasadą: „uderz w stół, a nożyce się odezwą” siedzieliby cicho, bez emocji przyglądając się sporowi. Samo uczestnictwo w sporze świadczy o gotowości wewnętrznej na uleczenie problemu, który stoi za naszą motywacja by w sporze uczestniczyć.

Co jeśli ktoś odczuwa emocje, a nie uczestniczy w sporze. Odczuwanie emocji, świadczy o obecności problemu – bo „nożyce się odezwały”.

Co jeśli ktoś stara się kłótnie zakończyć? Znaczy, że kłótnia dotknęła jego ropiejącego punktu, że coś poczuł i możliwe, że nie chce tego czuć, więc stara się zakończyć spór. Ale „nożyce się odezwały”, pojawiła się emocja, jest więc też gotowość do uleczenia.

Brak gotowości uczestników kłótni do przyjrzenia się sobie, może sprawić że spór zamieni się w bezsensowną, do niczego nie prowadzącą, wymianą zdań. Gdy uczestnicy sporu są gotowi by przyjrzeć się sobie – następuje oczyszczenie, uleczenie i zrozumienie samych siebie.

Czasem nie potrzeba kłótni – wystarczy zaobserwować własne emocji i uleczenie ropiejącego punktu. Czasem potrzebne są silne emocje, by moc zidentyfikować temat tkwiący w ropiejącym punkcie.

Ktoś, kto się naśmiewa się z kłótni, tematu kłótni lub z jej uczestników, najczęściej śmiechem stara się zagłuszyć emocje i broni sobie dostępu do kolejnych informacji o sobie, o jego własnym ropiejącym punkcie. Czy jest gotowy na uleczenie? Wewnętrznie tak, bo kłótnia zaistniała i wziął w niej udział.

Ktoś, kto pokazuje uczestnikom kłótni głębokość i mechanizmy procesu kłótni, tak naprawdę, po prostu dotknął swojego ropiejącego punktu, a może tym być jego schemat nauczyciela, pomagacza czy przewodnika.

Jeśli kłótnia zaistnieje na jakimś obszarze – dotyczy wszystkich obecnych. Czasem tylko po to by pokazać niektórym jak wielkich zmian dokonali, że kłótnie ich nie dotyczą najczęściej po to by uleczyć ropiejące rany. To tak jak z tego dowcipu, gdy Bóg rzecze: Nie po to was przez 5 lat do kupy zbierałem, żeby wam teraz odpuścić.

Każdy z uczestników kłótni ma wolną wolę by uleczyć lub by zatrzymać ropiejący punkt. Jeśli uleczy – przeniesie się do innego poziomu. Jeśli nie – jego dusza przyciągnie do niego inną sytuacje, w której będzie możliwe uleczenie, czyli poznanie siebie i pozwolenie na zniknięcie problemu.

Uczestnik kłótni jest gotowy wewnętrznie, może natomiast nie być gotowy zewnętrznie (świadomość, duma, ego). Spowodowane jest to strachem przed zmianą.

Mam nadzieje, że w powyższym tekście pokazałam, że każda osoba uczestnicząca w kłótni lub jej się przyglądająca, może z zaistniałej sytuacji wyciągnąć jakąś cenną informacje na swój temat. Kolejny puzzel układanki zwanej JA.

…o związkach

„Wszystkie związki są jak lustra”

Osho

Wiedziałem, naprawdę wiedziałem, że w momencie kiedy napiszę o tekst małżeństwie – pojawią się interpretacje, że chodzi w tym wszystkim o mój stosunek do kobiet czy też do byłej żony. Niestety, albo i stety – nie w tym rzecz. Instytucja małżeństwa mi się totalnie nie podoba i w sumie jakoś nigdy nie byłem do niej za specjalnie przekonany, jednakże kobiety i związki z nimi – uwielbiam :) Zacznę ostro:

WSZYSTKIE PARTNERSKIE RELACJE JAKIE TWORZYMY SĄ WYNIKIEM NASZYCH WZORCÓW I PRZEKONAŃ (często nie uświadomionych).

To zdanie każdy, kto jest zainteresowany tworzeniem związków i relacji powinien wydrukować i zawiesić sobie nad łózkiem, gdyż ma ono ogromne konsekwencje i wynika z niego masa niezwykle ważnych i istotnych rzeczy.

I. Zębatka

Wzorce, które wpychają Cię w relacje przypominają koło zębate. Najlepiej uświadomić sobie to z użyciem owej analogii: twoje wzorce tworzą twoją wyjątkową zębatkę, wzorce twojej partnerki – kształtują jej zębatkę. Mechanizm działa harmonijnie i sprawnie tylko wówczas, kiedy zębatki są zgodne. Co więcej, im większa zgodność jednej i drugiej zębatki – tym większe wzajemne przyciąganie i wzajemna atrakcyjność.

II. Iluzja nieudanego związku

Nie istnieje coś takiego jak nieudany związek – zębatki do siebie pasują, przyciągając wzajemnie tylko takie jak najbardziej zgodne. Jeśli zębatka drugiej osoby będzie diametralnie różna – nigdy się sobą nie zainteresujecie. Znając tą regułę przyciągania podobieństw i mając świadomość, że świat jest lustrem twoich wyobrażeń, można śmiało ruszać na koniec świata i bez obaw płynąć z życiem, gdyż zwyczajnie nie ma takiej siły, która sprawiłaby, że znajdziesz się pośród niewłaściwych ludzi i w złym otoczeniu. Czasami jednak pozornie możesz mieć wrażenie, że otaczają cię niewłaściwi ludzie lub jesteś z niewłaściwą osobą – wynika to jedynie z tego, że nie rozumiesz podświadomych mechanizmów, które przyciągnęły cię w towarzystwo takich a nie innych ludzi.

Pojęcie „nieudanego” związku wynika z prostej, mechanicznej oceny dokonywanej przez nieświadomych ludzi, którzy dzielą związki na udane czyli takie, które trwają (idealnie do końca życia) i nieudane – czyli takie, które właśnie się zakończyły. Ci ludzie z reguły nie rozumieją mechanizmów tworzących związki i nie widzą co się dzieje w tle, stąd owe niezbyt rozgarnięte kryteria oceny. Tymczasem, każdy związek który kiedykolwiek zaistniał zawsze niesie ze sobą cenną i ważną lekcję oraz ma swoje, mniej lub bardziej jawne przesłanie.

III. Iluzja dysharmonii

Jak wspomniałem, mechanizm działa w pełni harmonijnie tylko wówczas, jeśli zębatki są ze sobą zgodne i wzajemnie dopasowane. Harmonia wzrasta wraz z rozwojej twojej świadomości. Pozornie jednak nieharmonijny związek jest tak naprawdę w gruncie rzeczy idealnie harmonijny – po prostu twoja dysfunkcja jako zębatki przyciąga inną zębatkę która posiada odpowiednio pasującą dysfunkcję.

Przykładowo, jeśli jesteś przekonana i wierzysz, że faceci w relacji poszukują tylko seksu, to z reguły:

a) będziesz spotykała mężczyzn, którzy będą chcieli się tylko i wyłącznie z tobą bzykać

b) Twoje postrzeganie mężczyzn będzie mocno skrzywione, czyli – spotkasz wrażliwego, inteligentnego i ciekawego mężczyznę, który w momencie kiedy zaproponuje Ci seks – zostanie z automatu zaklasyfikowany w tej samej grupie co reszta, czyli maniak seksualny (nawet, jeśli seks nie będzie jego głównym celem w relacji z tobą)

Jeśli jesteś mężczyzną, i jesteś przekonany, że kobiety lecą tylko na kasę – to będziesz spotykał tylko takie, które z automatu na początku znajomości będą się interesowały tym, gdzie pracujesz i ile zarabiasz. Jeśli nie masz takiego przekonania, nie będziesz trafiać na takie kobiety, lub nawet jeśli takie napotkasz – nie będą Cię one podświadomie pociągały i szybko będziecie wzajemnie tracić zainteresowanie.

Podam tutaj swój przykład – miałem kiedyś silne przekonanie i wzorce ratownika i w rezultacie trafiałem na biedne, za przeproszeniem, sierotki, które nie potrafiły stanąć same na nogach, będąc zatopione po uszy w rozmaitych problemach. Jak przystało na prawdziwego, pragnącego dowartościować się bohatera, którego rolę dumnie odgrywałem, ratowałem je i ratowałem, aż w końcu stwierdziłem, że mnie to strasznie męczy i pochłania zbyt wiele energii. Zainspirowany słowami pewnej mądrej osoby, która poleciła mi przestać być ratownikiem wdrożyłem to w życie – i był to początek końca mojego uwczesnego związku.

Jednym słowem – zębatka twojego partnera jest zwykle lustrzanym odbiciem twojej zębatki.

IV. Iluzja połówek

W duchowym światku straszliwie modne i popularne są rozmaite teorie połówek. Są one rozwinięciem pięknych wizji mężczyzn – rycerzy (na białym koniu, oczywiście) oraz bajki o królewnie Śnieżce, prezentując jeden główny motyw – gdzieś tam, hen za górami i za rzekami jest ta jedna, jedyna, idealnie pasująca do ciebie istotka, niemalże taki twój klon tylko z innymi genitaliami. Oczywiście, istota ta zawsze jest gotowa spełniać najbardziej absurdalne z twoich oczekiwań, kochać cię do samej śmierci i w ogóle, idealnie wpasowuje się w twój schemat życia, będąc ideałem szytym na miarę twoich mniej lub bardziej ograniczonych wyobrażeń.

Czyż to nie cudowna bajka?

Tymczasem wniosek, jaki wynika z iluzji dysharmonii i iluzji nieudanego związku mówi, że zarówno zębatka twoja jak i partnera są ze sobą bardzo dobrze dopasowane. Z tego powodu, można podarować sobie obawy o to, że przyciągniemy do siebie niewłaściwą osobę – nie ma takiej opcji! Osoba, która pojawia się w naszym życiu i tworzymy z nią relacje jest zawsze jak najbardziej właściwą. Stąd też, przekonanie o poszukiwaniu idealnych połówek jest głupotą – zawsze trafiasz na osobę, która ma ci do przekazania doskonałą lekcję. A naiwni ludzie, zamiast uczyć się kochać tu i teraz, przeżywać swoje życie jak najpiękniej potrafią, oszołomieni głupimi teoriami rezerwują swoją miłość dla nieistniejącego wyobrażenia.

V. Jeśli chcesz zachować związek.

Jeśli tworzysz relację, która w twoich oczach jest doskonała i chcesz, aby ona trwała jak najdłużej, to masz trzy drogi do wyboru:

a) przestać się świadomie rozwijać – spowoduje to, że przestajesz zmieniać swoją zębatkę wobec czego zostaje zachowana zgodność i kompatybilność z zębatką twojego partnera; wbrew pozorom, czasami to jest zupełnie nienajgorszym rozwiązaniem.

b) rozwijać się harmonijnie z partnerem – wtedy zarówno Twoje wzorce jak i wzorce partnera ulegają modyfikacji, przez co nadaj jesteście zgodni. To jednakże jest prawdziwym mistrzostwem, gdyż z reguły dynamika rozwoju jest różna, ale znam przypadki gdzie to się udaje.

c) kiedy partner się nie rozwija a ty tak – odczuwać będziesz coraz bardziej rosnącą dysharmonię; partner wówczas może ci coraz bardziej „ciążyć”. Można złagodzić i zrównoważyć ową stale rosnącą niekompatybilność i niezgodność zębatek poprzez rozwijanie bezwarunkowej miłości i akceptacji czakry serca. W takim układzie miłość jest środkiem balansującym dysproporcję w budowie zębatek. Przyznaję, że jak dla mnie jest to jeszcze większy wyczyn niż ten z punktu powyżej, ale znowu znam pary, które funkcjonują w związku lecz świadomie nad rozwojem osobistym pracuje tylko jedna osoba.

VI. Jeśli chcesz zakończyć związek – pomyśl dwa razy

Jako wolna istota zawsze masz do tego prawo, zastanów się jednak dobrze nad swoją motywacją, aby nie wpaść z deszczu pod rynnę, jak to mądrze mówi ludowe powiedzenie. Czy nie będzie to wyrazem twojego tchórzostwa i ucieczki od odpowiedzialności oraz zaistniałych problemów, które tak naprawdę współtworzyłeś? Chodzi w tym o to, że zmieniając partnera bez zmiany samego siebie – mamy 100% gwarancję tego, że przyciągniemy osobę, która wcześniej czy później pokaże nam dokładnie te same wzorce i przekonania, które w sobie nosimy. Często te same mechanizmy wychodzą dopiero po jakimś czasie, choć wydaje się że nowa partnerka jest taka cudowna i inna od wszystkich poprzednich. Tymczasem, nie ma miejsca na tym świecie czy jakichkolwiek innych, gdzie moglibyśmy uciec przed sobą samym!

Jednym z najbardziej wstrząsających przykładów, jaki dostałem w swoim życiu w tym temacie: kilka lat po rozstaniu się z żoną przenoszę się na drugi koniec świata i poznaję tam kobietę, która nie tylko z niektórych wzorców, ale także z wyglądu bardzo mocno przypomina mi byłą partnerkę. Co jeszcze bardziej mnie poruszyło – jej bardzo dobra przyjaciółka była bardzo podobna (także z wyglądu!) do najlepszej przyjaciółki mojej ex! Tym razem jednak nie chodziło o pokazanie mi całości, tworzenie nowego związku, lecz będąc wystarczająco świadomym skorzystałem z nauki, która uświadomiła mi działające jeszcze mechanizmy oraz przypomnieniała o nieprzerobionych wzorcach. O dziwo, kiedy to sobie uświadomiłem, straciliśmy wzajemnie zainteresowanie – i Bogu dzięki! :)

Jeśli jednak dzieje się to w wyniku zachodzących zmian w zestawie wzorców – patrz punkt „Koniec związku”

VII. Karma i jej wpływ na nasze wybory

Czasami konsekwencje naszych działań z dawnych czasów odnawiają się w tym życiu. Nie raz zdarzało mi się przeżywać zauroczenie jakąś kobietą tylko po to, abym chwilę później odkrył, że jest to efekt wmawianych mi w trakcie hipnoz w poprzednich wcieleniach przekonań, że owa kobieta jest dla mnie idealną partnerką. Jako że życ mamy w większości przypadków całkiem wiele, takich wkodowanych idealnych partnerek może nieco być. Jak to się objawia? Z reguły tak, że jedna strona nie jest kompletnie zainteresowana relacją podczas gdy druga wyje z „miłości” (emocjonalnego zaślepienia tak naprawdę) do księżyca, nie mogąc przestać myśleć o tej drugiej osobie, itd. Jak powiedział mi kiedyś kolega: „Czasami to trzeba dziękować Bogu, że pewne rzeczy się nie wydarzyły” – tak też polecam zrobić i odpuścić sobie wchodzenie na siłę w relacje z osobą, która nie jest tym zainteresowana. Nie zawsze jest to proste, bo podświadomość może głęboko wierzyć, że ta osoba jest tą wybraną i jedyną. Jeśli ktoś nie pamięta lub nie chce grzebać w poprzednich wcieleniach, to polecam modlitwy o uwolnienie, afirmacje czy inne praktyki, których celem jest zwrócenie wolności sobie i tej osobie. Czasami zdarza się tak, że kody trzymają dwie osoby – wówczas jesteśmy z kimś męcząc się i kompletnie nie wiedząc czemu; z reguły związek się rozpada po przełamaniu wkodowanych przekonań.

VIII. Magia i manipulacje

Uwaga – mogą być pokusy, aby w drodze manipulacji czy praktyk magicznych zdobywać partnerkę – jest to czasami możliwe w przypadku osób mało świadomych i czasami nawet działa, ale tak naprawdę jest to ślepa i totalnie zgubna droga, mająca swoje przykre konsekwencje w przyszłości. Odradzam, no chyba że ktoś jest prawdziwym fascynatem mnożenia problemów w życiu ;)

IX. Koniec związku

Jeśli rozbieżność w pracy dwóch kół zębatych przekracza pewien punkt krytyczny – nieuchronnie następuje rozpad związku. Można zadać sobie tutaj pytanie – jak to się dzieje, w końcu pisałem, że zębatki zawsze do siebie pasują? Otóż nie żyjemy w skansenie, nic nie trwa wiecznie, życie jest procesem ciągłych zmian. Przyciągają się podobne mechanizmy, ale z czasem następuje proces ich modyfikacji, naturalnego zużycia, wyczerpania i przekształceń. Siła miłości i akceptacji, o której pisałem powyżej, potrafi to wszystko scalić i zachować, ale jeśli nie możemy się na to zdobyć lub zwyczajnie pragniemy wyrazić się inaczej, pozostaje nam zakończyć relację.

Co wówczas? Kiedy wylejemy już morze łez lub skończymy wyżywać się na byłej poprzez zaliczanie wszystkiego, co się akurat nawinie – polecam na spokojnie wyciągnąć wnioski z owego doświadczenia. Jak mówił jeden z Mistrzów – doświadczenie, które nie zostało przeanalizowane i zrozumiane, jest potencjalnie stracone. To znaczy, należy wyciągnąć takie wnioski, które będą dotyczyły przede wszystkim mnie samego. Pokreślam – mnie samego – choćby nie wiem jaka pokusa była obwiniania drugiej strony o wszystko, co najgorsze.

Dlaczego? Ponieważ jedynie wyciągnięcie wniosków wobec własnej osoby oraz dokonanie zmiany WE WŁASNYM WNĘTRZU przekłada się w przyszłości na zmianę na zewnątrz nas. Jak pisałem, zębatki idealnie się przyciągają – jeśli masz wzorce ofiary, będziesz trafiać idealnie na osoby ci to pokazujące. I jeśli tego wzorca nie zmienisz – następny partner pokaże ci dokładnie to samo.

Znowu podam przykład z mojej własnej zębatki, tfu, znaczy, z mojego własnego podwórka ;) Otóż jednen z trybików zaprogramowany był kiedyś przekonaniem, że „kobiety są słabe i niezaradne finansowo”. Takie coś wyssałem z mlekiem matki, która była i jest nadal taką nieporadną osobą. Projektowałem to przekonanie na wszystkie moje związki, przyciągając kobiety, które idealnie mi to pokazywały – będąc ode mnie zależne i nie potrafiące sobie samodzielnie radzić w wielu obszarach życia, a także z wielką chęcią sięgając do mojego portfela. Tymczasem, po wizycie u pewnej terapeutki i zmianie swoich poglądów (również tych podświadomych, co jest niezwykle ważne), takie kobiety przestały pojawiać się na mojej drodze, ba, zacząłem spotykać kobiety, które czuły się niekomfortowo i niezręcznie, kiedy nie mogły za siebie płacić. Po prostu, zacząłem przyciągać kobiety silne, samodzielne i niezależne, które potrafiły o siebie zadbać w życiu, tak samo jak i zadbać o swoje finanse bez konieczności manipulowania partnerem i traktowania go jak karty kredytowej.

Jakie płynie z tego przykładu? Jak mówił Budda – „lepiej pokonać siebie niż wygrać tysiąc bitw”. Mógłbym poświęcić całe życie na narzekaniu i marudzeniu, jakie to kobiety są słabe, niezdarne i naciągające mnie na kasę – lecz nie przyniosłoby to żadnej, absolutnie żadnej zmiany w moich relacjach partnerskich. Mógłbym płakać nad sobą i jęczeć, że dostałem od kobiet w kość. Tymczasem, tak naprawdę przyczyna leżała we mnie samym i w tym, w co głęboko wierzyłem. Dopiero zmiana mojego poglądu – ucziwa zmiana samego siebie na każdym poziomie świadomości – spowodowała transformację w życiu. I myślę, że praca nad sobą, która może mieć różne formy – niekoniecznie trzeba stosować wyrafinowane techniki, czasami naprawdę wystarczy silna wola i chęć zmiany siebie (siebie, a nie partnera!) – jest drogą do osiągania i tworzenia coraz bardziej harmonijnych relacji.

I na koniec jeszcze jedna uwaga – ten tekst pisałem głównie z myślą o relacjach partnerskich, jednakże nie ma przeszkód aby je interpretować w kategoriach dowolnych relacji interpersonalnych – z rodzicami, bratem czy siostrą, szefem w pracy, itd

Pozdrawiam jak zwykle serdecznie ;)

Elijah

www.elijah-blog.info

…o iluzji małżeństwa

Zauważyłem ostatnio z pewnym specyficznym zadziwieniem, że żyję w społeczeństwie, które ma głowy załadowane masą nikomu niepotrzebnych informacji. Stałem się uczestnikiem quizu, w którym zadawano najbardziej nonsensowne pytania świata, typu: „jak brzmi nazwisko pana, który wczoraj pojawił się w gazetach z tego powodu, że zamówił fish&chips w miejscowości odległej dziesiątki kilometrów od domu?” Ku mojemu zdziwieniu, na sali znalazły się osoby, które potrafiły na tak absurdalne pytanie odpowiedzieć.

Właściwie, to nie przeszkadza mi, że ktoś ma głowę zawaloną tego typu informacjami. W końcu, czy poznanie i zapamiętanie jakiegoś przypadkowego, zupełnie niepotrzebnego do czegokolwiek – oprócz pubowych konkursów – nazwiska komukolwiek może zaszkodzić? Jak najbardziej nie. Niemniej, jest pewna wiedza, która tworzy szkodliwe przekonania. Te szkodliwe przekonania mają wpływ na jakość naszej egzystencji – i tak samo jak szkodliwe substancje uwalniane z rur wydechowych samochodów zanieczyszczają powietrze, tak samo i one zatruwają nasze życia. I o dziwo, prawie wszyscy, z automatycznego pędu, te przekonania przyjmujemy jako swoje własne i co więcej, dla wielu stają się one marzeniami, ideałami i celami do realizacji. Jednym z takich szkodliwych, zatruwających życie przekonań jest iluzja małżeństwa.

Zdaję sobie sprawę, że w wyobraźni wielu osób, pań zwłaszcza, jestem za takie stwierdzenie właśnie biczowany, krzyżowany, torturowany, gilotynowany i palony na stosie – brutalnie i bez cienia litości ;) W końcu, ideał księcia na białym koniu, pięknej sukni ślubnej i wzruszającego marszu weselnego Mendelsona, zwiastującego chwile błogości i cudowności, to najpiękniejsza wizja zakorzeniona w głowie nie jednej przedstawicielki płci pięknej. A potem żyli długo i szczęśliwie…

…Ale czy naprawdę? W końcu, przysięga małżeńska, która ma łączyć ich dopóki śmierć ich nie rozdzieli, to jedno z NAJWIĘKSZYCH POWSZECHNIE SPOŁECZNIE AKCEPTOWALNYCH KŁAMSTW. Czy na takim kłamstwie można opierać długą, szczęśliwą i spełnioną relację partnerską? W moim przekonaniu – absolutnie nie. I już wyjaśniam, od podstaw, dlaczego.

Przede wszystkim, poprzez słowa przysięgi małżeńskiej deklarujemy partnerowi miłość, wierność, szczęście i zgodność, które w zależności wersji ślubu – ma trwać albo do śmierci (wersja Kościóła Katolickiego), albo po prostu ma być trwałe (przysięga w Urzędzie Stanu Cywilnego), co zasadniczo na jedno wychodzi. Tym samym składamy obietnicę, która sama z siebie jest potwornym kłamstwem – nikt z nas nie jest na tyle rozgarnięty, jasnowidzący i superświadomy, aby wiedzieć, co będzie robił powiedzmy za rok czy dwa, ale – z całą powagą gotowi jesteśmy przysiąc, że będziemy żywić przez całe życie – czyli za lat 5, 10 czy 50 dokładnie takie same szlachetne uczucia do drugiej osoby!

Cóż za straszne łgarstwo! Jeszcze nie poznałem osoby, która powiedziałaby mi: moje życie, poglądy, stosunek do świata i ludzi za dwadzieścia lat będzie wyglądał dokładnie tak a tak. Skoro całe życie się zmieniamy, zmieniają się nasze ciała, poglądy, przekonania, myśli, uczucia, ewoluuje cały system wartości – czy istnieje jakakolwiek przesłanka, która pozwala nam stwierdzić, że daną osobę będziemy w przyszłości traktować identycznie tak samo jak to robimy teraz? Szczera odpowiedź brzmi: nie, nie mamy najmniejszego powodu aby uznać, że tak faktycznie będzie. A skoro nie wiemy, kim staniemy się w przyszłości i co będziemy czuć, przysięganie czegokolwiek drugiemu człowiekowi jest zwykłym kłamstwem.

Co ciekawe, na iluzji tego małżeńskiego kłamstwa zasadza się grupa innych kłamstw, w które chcemy wierzyć tak głęboko, że pozwalamy sobie akceptować złudzenie przysięgi małżeńskiej jako prawdziwe i nie dostrzegać, że nasze życie coraz bardziej przypomina kruchy domek z kart. Cztery zasadnicze filary budowane na małżeńskim kontrakcie wyglądają następująco:

1. Iluzja trwałości – wynika bezpośrednio z treści przysięgi młżeńskiej i zasadza nas we fałszywym przekonaniu, że właśnie zakończyliśmy „łowy” i starania i zdobycz w postaci współmałżonka będzie naszą już na resztę życia. Samo to przekonanie często jest w miarę nieszkodliwe, choć mogą wynikać z niego mniej przyjemne konsekwencje. Przestajemy czuć potrzebę bycia atrakcyjnymi dla partnera – misiowi wyrasta z czasem mięsień piwny zaś cudowna księżniczka obrasta fałdami tłuszczu, jako że wreszcie może obżerać się bez ograniczeń słodyczami. Przestajemy adorować i dbać o partnera, pielęgnować to co najcenniejsze – czyli miłość i uczucie – i wszystko to z powodu fałszywej iluzji, że druga osoba, na mocy podpisanego cyrografu, należy nam się już na zawsze.

2. Iluzja bezpieczeństwa – to jeden z głównych motywów zawierania małżeństwa, mający swoje biologiczne korzenie w naszej zwierzęcej przeszłości. Poszukiwanie oparcia w partnerze to głównie cecha kobiet, przekonanych o własnej słabości, zagrożeniach w płynących z życia, nie potrafiących odnaleźć swojego miejsca i liczących na wsparcie partnera. Rzecz jasna układ jest obustronny – mężczyzna w zamian dowartościowuje się przez opiekowanie się słabszą istotą, także każdy pozornie odnosi korzyść. Do czasu. W pewnym momencie jedna ze stron znudzi się lub zmęczy odgrywaną rolą – znam kobiety które wyrastały na silne, samodzielne i niezależne osoby, jak i mężczyzn, którzy uświadamiali sobie, że „kula u nogi” w postaci uzależnionego partnera mocno podcina im skrzydła. W obu przypadkach zaprzestanie chęci odgrywania nieświadomych scenariuszy z reguły kończy relację, uświadamiając jasno najprawdziwszą z prawd – nie grożą nam już żadne dzikie zwierzęta i prawdziwe bezpieczeństwo możemy odszukać jedynie we własnej sile.

3. Iluzja własności – wiele osób żyje w przekonaniu, że kontrakt małżeński gwarantuje im kontrolę nad osobą współmałżonka i nad jego wolnością. O ile standardowe historie, jak np. koniec z wychodzeniem ze znajomymi na piwo są jeszcze do przyjęcia i zaakceptowania, o tyle zabijanie w drugim człowieku pasji i pragnienia samorealizacji ponieważ nie zgadzają się one z naszymi egoistycznymi wizjami życia jest często tragiczne w skutkach. W efekcie zamiast pełnej optymizmu, pasji i radości z życia pary otrzymujemy dwa automaty trzymające się wzajemnie w sidłach swoich ograniczających wyobrażeń, zaś wolność zostaje zduszona ciężarem lęku. I czy można zdziwić się, że w takim układzie z czasem miłość zamienia się w rutynę? Oto i pełna automatyka, kochani.

4. Iluzja szczęścia – wstępujemy w związek małżeński, aby dawać i otrzymywać szczęście. W rzeczywistości, przypomina to nieco handel wymienny, gdzie wymieniamy się obiektami, które uważamy za dające nam spełnienie – „dasz mi seks i ciepłe obiadki, to obiecuję przynosić do domu pieniążki i zrealizuję twoje marzenia o dzieciach”. To daje zadowolenie. Niestety, nasze potrzeby z czasem się zmieniają i wówczas handel przedmiotami szczęścia zwykle się załamuje, albo zaczynamy go manipulacjami naginać do naszych oczekiwań. Seks? Jak najbardziej, ale dopiero wtedy gdy (i tutaj lista żądań); pieniądze na fryzjera? Pewnie, rozkładaj nogi. I tak dalej. W efekcie szczęście które miało trwać na zawsze znika, zamieniając się w ciężki do udźwignięcia wór wzajemnych uzależnień i uwarunkowań.

Prawdopodobnie po przeczytaniu tych słów, jesteś, szanowny Czytelniku, przekonany o tym, że autor jest zupełnym wrogiem trwałych związków. Wprost przeciwnie! Jestem jedynie przeciwny kłamstwom i fałszywym wyobrażeniom. Trwałe związki są dla mnie bardziej wartościowe niż romanse na jedną noc (choć przyznaję, że czasami relacja trwająca tylko kilka chwil potrafi wpłynąć na bieg życia). To w długotrwałych związkach kreujemy specyficzną, wyjątkową, dwuosobową subkulturę – dojrzewamy, dorastamy, poznajemy i odkrywamy siebie oraz partnera, doświadczamy porozumiewania się bez słów, realizujemy długofalowe cele czy stwarzamy dogodne warunki do wychowania potomstwa. Nie jestem też fanem kończenia związków jako ucieczki od problemów – doskonale bowiem wiem, że nie można uciec od samego siebie, a zamieciony pod dywanik problem prędzej czy później wyjdzie na wierzch, niezależnie od tego, czy obok mnie będzie Jadzia, Krysia czy Czesia ;) Tylko, czy naprawdę do tego wszystkiego potrzebne są nam fałszywe, publiczne deklaracje zakończone weselną pompą i zakrapiane ostro wódką? Przecież można to zrobić zupełnie inaczej, bez kłamstw, obietnic bez pokrycia i fałszywych przyrzeczeń, wystarczy oprzeć relację na wartościach, które są prawdziwie cenne i znaczące:

1. MIŁOŚĆ. Jedyny kontrakt, jaki nas łączy to miłość. Próbowałem kiedyś w raz z grupą osób, w ramach pewnego szkolenia, zdefiniować czym jest miłość. Różnych odpowiedzi było mniej więcej tyle, ile było osób na szkoleniu. Nie ma jednoznacznej definicji i określenia, którym można ten stan nazwać i ewidentnie wymyka się on jakimkolwiek próbom ograniczenia go i sprowadzenia do postaci słów. Nie można nikomu powiedzieć – „kochaj tak a tak” bez zabijania jego własnego doświadczenia. Skoro miłości nie można zawrzeć w słowach, zawieranie jakichkolwiek kontraktów nie ma większego sensu (no chyba, że komuś zależy np. na zniżkach z racji ulg podatkowych dla małżonków ;). Miłość między dwojgiem ludzi jest najcenniejszym doświadczeniem.

2. DZIELENIE SIĘ. Jesteśmy ze sobą po to, aby obdarowywać się wzajemnie tym, co mamy najlepsze i najpiękniejsze, dzielić się radością i szczęściem, inspirować i wnosić do relacji to, czym naprawdę jesteśmy. Nie jestem tutaj po to, aby spełniać Twoje zachcianki. Nie jestem podnóżkiem ani służącym, nie tresuj mnie jak psa, gdyż nie będę przynosił ci w pysku kapci. Nikt z nas nie jest lepszy czy gorszy, jesteśmy inni – ja mężczyzna, ty kobieta, wzajemnie zasługując na szacunek i uznanie. Jesteśmy równi.

3. DOJRZAŁOŚĆ. Dojrzałość to odpowiedzialność. Ja jestem odpowiedzialny za siebie, ty – za siebie. Mogę ci podać rękę kiedy będziesz w potrzebie, ale tylko po to, abyś sama stanęła na swoich nogach, a nie po to, abyś korzystała ze mnie już na zawsze. Jeśli masz zły humor lub napad agresji, to zauważ, że powstał on w tobie i twoim wyborem zawsze będzie co z nim zrobić. Niech każdy z nas będzie odpowiedzialny za siebie, swoje myśli i uczucia – i naprawdę będzie dobrze.

4. PRZEMIJANIE I ŚMIERĆ. Nic nie trwa wiecznie. Wszystko co ma swój początek ma i swój koniec – cóż za perfekcyjne słowa! Nie mogę ci obiecać, że będę kochać cię za 20 lat – gdyż to będzie kłamstwem. Ale mogę ci obiecać, że będę kochał cię teraz. Nawet nie muszę tego mówić, poczuj to, zobacz w każdym moim słowie, czynie i geście. I że budząc się jutro rano również zapragnę odnowić obietnicę miłości. I będziemy tą obietnicę odnawiać cały czas, tak długo, jak długo tego oboje zapragniemy.

5. WOLNOŚĆ. Ty jesteś wolna, ja jestem wolny. Wolność, swoboda i prawo samostanowienia to filary naszego ponadczasowego istnienia. Wspaniale jest w ramach bycia wolnym świadomie wybierać towarzystwo danej osoby. I ponawiać ten wybór, choćby przez lata, do końca tego życia a nawet i później, a nie tylko opierać naszą decyzję o prawny kontrakt zawarty w przeszłości. Jednakże, jeśli dwie osoby, zrobiły co mogły, aby naprawić zaistniałe przeszkody czy problemy i nie chcą być już razem, pozwólmy im się rozstać. Lepiej bowiem aby próbowały na nowo się zdefiniować i określić, niż toczyły niewolnicze życie siłą rozpędu, bo kiedyś sobie coś obiecały. Nie można nikogo przetrzymywać przy sobie na siłę, to odbiera wolność i zabija radość w życiu.

6. BYCIE SOBĄ. Bądźmy sobą. Nie grajmy, nie udawajmy ani nie czarujmy. Budujmy relacje na zaufaniu i otwartej komunikacji a nie manipulacjach. Rodzi to niezwykłą lekkość i swobodę w relacji.

I to tyle. Nie wygrałem quizu, niewiele znam nazwisk znanych aktorów czy reżyserów, nie wiem z kim aktualnie sypia Tom Cruise czy Doda. Nie mam też zielonego pojęcia co za mężczyzna zamówił owo danie. Za to w mojej głowie jest to, co napisałem powyżej i… zupełnie mi z tym dobrze :)

Pozdrawiam Cię serdecznie, o Dzielny Człowieku, który wytrwałeś do samego końca, zrozumiawszy, mam nadzieję, przesłanie tych słów :)

Elijah

www.elijah-blog.info

…o manipulacji poczuciem winy

Uwielbiam życie. Podróż, wchodzę na górę, przyspieszona akcja serca, pot na plecach i radośnie oddycham pełną piersią. Czuję wiatr i deszcz na twarzy – tylko po to, aby chwilę później zlizały to pomruki słońca. I tak dalej… Setki życiowych doświadczeń związanych z ciałem, tak dobrze każdemu znanych. Czasami jednak zamykam się w sobie – po to, aby się lepiej poznać. Świat zewnętrzny przestaje mieć znaczenie, schodzi na drugi plan, a cała moja istota skupia się na wnętrzu i jego, hmm, „skarbach”. Owe skarby to nie zawsze „złoto” niestety. Tym razem w swoim wnętrzu odkrywam podatność na manipulacje.

Temat manipulacji emocjonalnych, a zwłaszcza manipulacji poczuciem winy (zwanej przeze mnie dalej MPW), od dawna wywoływał we mnie irytację i agresję – do zupełnie niedawna byłem jego niewolnikiem. Czułem wewnętrznie, że coś jest nie tak, niemniej, nie potrafiłem tego dokładnie zdefiniować i poznać – dlatego też, pozwalałem, aby otoczenie miało na mnie wpływ, poprzez mechanizmy tak niezwykle perwersyjne, głęboko zakorzenione i powszechnie akceptowalne, że aż… uznawane przeze mnie za niemalże naturalne. Pozostawało jednak niezrozumiałe rozdrażnienie. W końcu się temu bliżej przyjrzałem – i oto co zauważam.

Podstawa: cały mechanizm MPW zasadza się na fundamencie ludzkiej tożsamości. Rodząc się na tym świecie, nie do końca wiemy i rozumiemy, kim jesteśmy – w naturalny zatem sposób dążymy zatem do samookreślenia się. Ramy dualnego świata dopuszczają dwa zasadnicze bieguny egzystencji – „dobry” i „zły”. Oczywiście, nikt z nas nie chce być „zły”, każdy pragnie być „dobry”, więc dążymy do realizacji i przejawiania tego, co dobre. I niekoniecznie tego, co dobre w naszych własnych oczach, początkowo – wykorzystując system wartości najbliższego otoczenia w którym dorastamy – czyli rodziny. Przykładów nie trzeba daleko szukać – wystarczy moment pobyć z matką zajmującą się kilkuletnim dzieckiem, aby doskonale zauważyć, jak jest ono przez nią kodowane w celu uzyskania „pożądanych” zachowań. Jesteś „dobry” kiedy wykonujesz rzeczy aprobowane i „zły” kiedy robisz coś, co nie podoba się Twoim opiekunom. Oczywiście, ten mechanizm nie dotyczy tylko dzieci – nagminnie stosowany jest także przez dorosłych ludzi.

Tutaj zauważam dwie klasyczne strategie, stosowane zwykle przez manipulantów. W pierwszej – manipulant odgyrwa rolę „pozytywnego”, „dobrego” bohatera, przypisując Ci wprost negatywne zachowania i postawy. Kilka typowych przykładów:

1) „Tak Cię mocno kocham a Ty nawet nie chcesz dla mnie (…)” i tu w miejsce kropek wstawiamy nazwę dowolnego zachowania, jakie oczekuje od nas manipulant. Oczywiście, aby nie być tym „złym”, wypełniamy wolę „dobrego”. Niezwykle często spotykane w stosunku do dzieci – oferowanie „miłości” w zamian za spełnienie określonych warunków. Nie ma to jak uderzać w najsłabszy punkt, nieprawdaż? Jak dla mnie to chyba najbardziej brutalna forma manipulacji jaką można stosować wobec dzieci.

2) Bardzo podobne do powyższego, i równie często spotykane, choć już mniej perfidne – „Tyle dla Ciebie zrobiłem, mogłabyś chociaż dla mnie (…)”. Z poczucia winy, wykonujemy co nam kazano.

3) „Mamusia cały dzień spędziła w kuchni przygotowując jedzenie, a Ty teraz nie chcesz jeść?” – ktoś się dla Ciebie napracował, a Ty to odrzucasz, podły niewdzięczniku? Przecież powinieneś być akurat głodny i mieć ochotę na to, co Ci właśnie przygotowano. Często ta manipulacja wiąże się z mniej więcej takim szantażem: „Jeśli nie zjesz, to…” i tu lista gróźb.

Jak widać na załączonym obrazku, strategia w swojej formie bardzo prosta, niemniej, często bardzo skuteczna, zwłaszcza w przypadku najmłodszych. Mam jednak silne wrażenie, że wraz z wiekiem ludzie jakby rzadziej się na nią nabierają.

Druga strategia jest bardziej wyrafinowana. Pozornie, nie jest ona kierowana w naszą stronę, gdyż obiekt manipulujący sprytnie się kamufluje… kierując ku sobie całą uwagę, zamiast na cel manipulacji, jak to było w powyższych przykładach. Ciekawe jest również to, że w tej strategii to obiekt manipulowany gra rolę tego „lepszego”!

1) „Jestem taka zmęczona, czy mógłbyś (…)” – ponieważ jesteśmy silniejsi, bardziej wypoczęci, itd. – manipulant zmusza nas do określonej aktywności

2) „Przecież masz tyle pieniędzy i dobrze zarabiasz, powinieneś Ty zapłacić/pomóc mi finansowo” – manipulant stawia się w roli biednej sierotki Marysi, jakby zapominając, że drugiemu człowiekowi pieniądze z nieba nie spadają. Będziemy „gorsi” jak nie zapłacimy, bo czyż nie należy się dzielić? Tylko, czy naprawdę będzie to słuszne i sprawiedliwe?

3) Bardziej wyrafinowana manipulacja z punktu 2 wygląda tak: „Ja gdybym miała tyle pieniędzy co Ty… (i tutaj lista jak można wg manipulanta lepiej wykorzystać pieniądze)”. Za tym kryje się ukryte przesłanie – „jesteś skąpym zgredem, powinieneś wykorzystać swoje pieniądze w sposób jaki mówię”. Pięknie zamaskowane i przebiegłe podejście do tematu.

4) Równie inteligentna manipulacja „Jesteś taki mądry, pomóż mi proszę z (…)” albo „Znasz tak dobrze język angielski, pomóż mi przetłumaczyć…”. Inteligentna dlatego, że przyjemnie łaskocze i rozpieszcza nasze ego, stawiając obiekt manipulowany w uprzywilejowanej pozycji… tylko po to, aby spełnił żądania manipulanta.

5) Manipulacje mogą dotyczyć nie tylko działań, ale także słów czy sposobu myślenia, jaki stosujemy. „Nie powinieneś tak o niej mówić” – niby dlaczego nie? Jeśli nie mam wyrażać w danej sprawie/sytuacji swojego zdania, to przepraszam, czyje zdanie mam wyrazić? Manipulanta oczywiście. Podobnie bywa z myśleniem – przykładowo, spotykałem nawiedzone duchowo indywidua, które przekonują, że wszystkie złoto się świeci – dlatego mamy obowiązek kochać i miłować wszystkich i wszędzie. Zdumiewające jednakże, że pewne niewątpliwe duchowe autorytety postępowały jednakże inaczej – Jezus bez oporów nazywał faryzeuszy „obłudnikami” czy rzucał określenia typu „plemię żmijowe”, zaś w przypisywanej Buddzie Dhammapadzie jest cały rozdział pt. „Głupiec”… Kto ma serce, niech kocha… ale kto ma rozum, niech myśli.

Manipulacje w tej kategorii często cechują się użyciem dwóch kluczowych słów – pierwsze to „powinieneś” drugie zaś… to „proszę”. O ile znowu w pierwszym przypadku manipulacja jest zauważalna, to druga zaś już znacznie mniej, sprytnie chowając się pod płaszczykiem miłej i uprzejmej prośby. Problem tylko, że prośba nie zakładająca możliwości odmowy niczym tak naprawdę nie różni się od rozkazu… Na szczęście, w miarę łatwo takie prośby rozpoznać – przede wszystkim, ich realizacja uzależnia od nas innych ludzi i zamiast pomagać dusi ich potencjał, utwierdzając w słabości, niemocy, bezsilności, itp; dwa – odmowa prośby spotyka się często z agresją pod naszym adresem – zostałem kiedyś nazwany „skurwielem” gdyż odmówiłem pomocy osobie, która w zupełnie nieodpowiedzialny sposób wpakowała się na własne życzenie w kłopoty i zupełnie nie chciała wziąć za to na siebie odpowiedzialności… Obiektywnie rzecz ujmując, nie ma co wpadać w skrajności – nie każda prośba jest manipulacją. Manipulacja występuje wówczas, kiedy działania jakie podejmujesz pod wpływem innej osoby są sprzeczne z Twoim interesem, Twoją nie zawsze jasno wyrażoną wolą, poglądami czy systemem wartości albo zwyczajnie są to dla Ciebie działania szkodliwe.

Oczywiście, wspomnieć należy o genialnym manipulancie, jakim jest Kościół Katolicki. Paradoksalnie instytucja ta ostrzega w rozmaitych publikacjach przed manipulacjami ze strony sekt, gdy tymczasem manipulacja poczuciem winy to piewsze i zasadnicze narzędzie, które stosuje do sprawowania kontroli nad swoimi wyznawcami! Jego dwa główne narzędzia to te oto dwa fundamentalne przekonania:

– wiara w Zbawienie, największa obietnica… i manipulacja Kościoła – dostąpisz Nieba tylko wówczas, jeśli przez całe życie będziesz postępował wg naszych oczekiwań i standardów; w przeciwnym wypadku czeka Cię wieczne potępienie;

– wiara w grzech pierworodny – od urodzenia jesteś „zły” i „skażony”, my zaś poprzez chrzest przynosimy Ci uwolnienie – oczywiście, nie za darmo, od dzisiaj masz obowiązek postępować wg naszych nakazów.

Rozmaitych mechanizmów MPW w kościele jest znacznie więcej, niemniej nie jest celem tego artykułu rozpisywać się na ten temat.

Na koniec, ważna informacja – jeśli znaleźliśmy się w pozycji osoby manipulowanej, warto zastanowić się nad wzorcami, które nas w takiej pozycji postawiły: poczuciem winy przede wszystkim, poczuciem wartości, samooceną i zachłannością na cudze opinie, poczuciem bycia pokrzywdzonym i wykorzystywanym przez innych (oraz prowokowaniem innych do takich działań), także przyjrzeć się wzorcom związanym z DDA.

www.elijah-blog.info/

…o wolnosci w seksie

Ten temat – ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poruszałem, wzbudzał w ludziach najwięcej emocji.

Chodzi o wolność w związku – wolność seksualną. W miarę jak dojrzewamy, coraz jaśniejsze i wyraźniejsze staje się to, że partner nie jest naszą własnością, coraz głębiej bierzemy odpowiedzialność za siebie w rozmaitych aspektach oraz coraz głębiej zaczynamy doceniać znaczenie osobistej wolności – nawet pozostając w związku. Zostawiając jednak temat innych aspektów bycia wolnym na boku, skupmy się na tym, co, jak widzę, rozumie i akceptuje bardzo niewiele osób.

Wolność seksualna. Wspomniałem o tym kilkukrotnie różnym osobom i odebrane zostało z reguły jednoznacznie i zawsze dość podobnie – facet ma ochotę latać z „pędzlem” po całym mieście i pieprzyć wszystko, co na drzewo nie wchodzi. Tymczasem dla mnie, takie zapatrywanie na sprawę to kompletny anarchizm i niezrozumienie tematu, zaś sam postrzegam wolność seksualną jako… niezwykle cenną i korzystną rzecz, jaką możemy dać zarówno sobie jak i partnerowi.

Wróćmy zatem do punktu wyjścia, czyli klasycznego układu, w którym dwie zakochane w sobie osoby stają po raz pierwszy przed sobą, w powietrzu wiszą niebiańskie emocje, pulsuje miłość, świat nagle staje się cały różowy, a w objęciach partnera znikają wszelkie problemy. Nagle życie staje się bajką – oto znaleźliśmy tego jednego, jedynego, wybranego, najukochańszego! Czyż nie jest to piękne? Oczywiście, że jest! Dlatego staramy się zachować status quo i w imię wiecznej miłości, zakładamy sobie smycze. Smycz założona na organy płciowe siłą rzeczy musi być bardzo krótka – tak, aby druga strona sięgnąć mogła jednie nas i nikogo więcej. Tak więc, mamy dwie kochające się osoby, krępujące się wzajemnie w imię wzniosłych uczuć. Przypomina mi to trochę psa na łańcuchu – jest zupełnie wolny… w obrębie jego 2 metrowego zasięgu, ale, niech tylko spróbuje się od budy oddalić!

Płynąc dalej na oceanie miłości, para staje w końcu na ślubnym kobiercu i przyrzeka sobie miłość i wierność do końca życia. Jest pięknie i romantycznie, dla wielu – najwspanialszy moment w życiu i wówczas z ich ust pada… z reguły kłamliwa przysięga. Dlaczego? Prosta sprawa – w większości wypadków, żadne z nich nie jest na tyle samoświadome, aby potrafić przewidzieć: co będzie działo się za 30 lat, jak będzie wówczas wyglądał ich system wartości oraz kogo wówczas naprawdę będą obdarzały uczuciem. Przyrzekanie sobie wierności na całe życie jest niestety – romantycznym kłamstwem.

Oczywiście, nie jest to widoczne w 1, 2 czy 3 roku związku. Niemniej, po 10 czy 15 latach relacji niektóre rzeczy zaczynają jasno wychodzić na dzienne światło. I co się wówczas okazuje?

Przede wszystkim, czasami kilkanaście lat współżycia to wystarczający czas, aby seks z jedną osobą znudził nam się na tyle, aby zacząć rozglądać się za innymi partnerami. Początkowo przybiera to łagodne formy – nie znam mężczyzny, który będąc w związku z kobietą, NIGDY nie spojrzałby pożądliwie – choćby raz – na inną atrakcyjną kobietę, przechodzącą akurat obok w mini-spódniczce. Po prostu, takich facetów nie ma. Zresztą, statystki pokazują ciekawą rzecz – 75% osób kochając się wyobraża sobie, że robi to… z kimś innym. I wcale się nie dziwie – sidła założone, partner jest nasz tak więc… po co jakkolwiek się starać? Atrakcyjna dziewczyna nagle staje się 25 kilogramów cięższa (powodem oczywiście ciąża albo hormony, bo przecież kalorie nie biorą się z jedzenia), mężczyźnie rośnie mięsień piwny i dziwnym trafem zapomina drogę na siłownię. Kult obojętności – bo jaką mamy mieć motywację, skoro czy coś zrobimy, czy nie – i tak jesteśmy skazani na jedną jedyną osobę do końca życia?

No ale póki co – paniki nie ma i dobrze, jak temat kończy się na oglądaniu czy marzeniach. Sprawa komplikuje się wówczas, kiedy rzeczy z płaszczyzny wyobrażeń przenoszą się do realnego życia. Statystyki, które oglądałem na jednym z popularnych portali mówią – 60% kobiet zdradza. Pewnie i podobna liczba mężczyzn. Rośnie też liczba rozwodów – co mnie nie dziwi, gdyż nie ma się co czarować – w końcu, ile możemy żyć będąc związanym kłamliwymi obietnicami? To oczywiście rodzi życiowe klęski, płacz i zgrzytanie zębów, nieprzespane noce, stres, problemy zdrowotne, alkoholizm i inne kryzysy – bo jakże to, MOJA stokrotka rozkłada nogi przed innym? Albo, MÓJ jedyny i wybrany misiu nagle zauroczył się 20 lat młodszą, zgrabną koleżanką z pracy?

Wytłuściłem w powyższym akapicie zaimki dzierżawcze zupełnie nieprzypadkowo. Takie bowiem nastawienie hołdowane jest w większości związków – MÓJ partner, MOJA partnerka. Czujemy się właścicielami i posiadaczami drugiej strony, rościmy sobie prawo – tak powszechne, że dla wielu zupełnie naturalne – do podejmowania za nią decyzji i wyborów. Tymczasem, genialny mechanizm Życia skonstruowany został tak, aby powolutku otwierać nas i zapoznawać ze swoimi prawdziwymi fundamentami. I niestety, im głębszy sen – tym trudniej nam się przebudzić i otworzyć zaspane oczy – i bywa to też nieco bolesne.

Wszystko powyżej doprowadziło mnie do jednej, zasadniczej konkluzji – tradycyjne podejście do seksu w związku zwyczajnie się nie sprawdza, rodząc w miarę upływu czasu frustracje, napięcia, zniechęcenia, konflikty, zdrady i szereg innych problemów. Z tego powodu, zwrócenie partnerowi wolności w sferze seksualnej jest jednym z kolejnych etapów budzenia się świadomości i prawdziwej dojrzałości. W dojrzałym wykonaniu – przynosi ono niezmiernie wiele korzyści.

1. Odpada temat zdrady – kogo zdradzać, skoro jesteśmy wolni?

2. W pewnym sensie, każdego dnia – na nowo – dokonujemy wyborów. W klasycznym układzie, taki wybór – przypieczętowany urzędowo lub kościelnie – dokonuje się tylko raz, co zdaje się uwalniać większość ludzi od uciążliwego procesu podejmowania decyzji i wysiłku. W otwartym układzie – każdego dnia tworzymy nowy związek… nawet jeśli co dzień z tą samą osobą! To przynosi niezwykły powiew świeżości w relacji.

3. Niestety rozbija to jednocześnie iluzję poczucia zewnętrznego bezpieczeństwa, której tak mocno pragniemy (zwłaszcza kobiety), angażując się w związki. Bo co, jeśli partner wybierze inaczej? I tu rodzi się dla wielu ludzi problem, bo nagle okazuje się, że włożyć nieco wysiłku i starać się należy się nie tylko kiedy się poznajemy, flirtujemy i zaczynamy, ale przez… całe życie. I pisząc o staraniu, nie mam na myśli ciągłe zabieganie o to, jak zaspokoić partnera – ale o to, kim ja jestem, jak myślę i co robię – i to każdego dnia, nie tylko przed ślubem!

4. Przestajemy demonizować seks. Jedną z najbardziej chorych sytuacji w związku jest, kiedy po kilkunastu latach szczęśliwego, udanego związku wszystko sypie się w gruzy z powodu tego, że dowiadujemy się o wyskoku partnera podczas wyjazdu na delegację. Czy naprawdę jednorazowy seks z obcą osobą jest aż tak niesamowicie ważny i doniosły w skutkach, że potrafi przekreślić lata budowania relacji w harmonii, miłości, radości, wzajemnym zrozumieniu i szacunku? Analizując głębiej rozumiemy, że taka powszechnie przyjęta postawa… nie ma sensu.

5. Nastawienie jak powyżej nie występuje u ludzi decydujących się na otwartą relację z prostego powodu – dojrzewają oni do zrozumienia, że seks nie jest najważniejszym aspektem związku. Nie mówię też, że jest zupełnie nieistotnym – oczywiście, jest, niemniej, nie plasuje się powyżej wartości takich jak wolność, miłość, szacunek, akceptacja, harmonia, itd.

6. Pozwalając sobie na otwarty seks uwalniamy się od obawy, że może być on przyczyną rozpadu związku. Nie może, gdyż jak już wiemy, w naszej hierarchii wartości są ważniejsze rzeczy. Jeśli jednak, będąc w otwartej relacji, seks rozkłada związek… to bardzo dobrze! Oznacza to, że strona była niewystarczająco dojrzała, aby doceniać bardziej subtelne i wyrafinowane rzeczy, jakie mamy jej do zaoferowania, trochę jak w tym dowcipie – „Jeśli pożyczysz komuś 10zł i więcej go nie zobaczysz… to było warto” ;)

7. Odpada zainteresowanie, często bardzo silne i prowadzące do zdrad w klasycznym układzie, „owocem zakazanym” – po prostu, skoro jesteś wolny to nie ma już dla Ciebie niczego zakazanego. Jest to niezwykle paradoksalne i aż zdumiewające, jak wówczas może to zmienić nasze reakcje.

8. Kolejnym ciekawym paradoksem jest to, że w otwartym układzie seks poza związkiem może pogłębić więź między partnerami. Z prostej przyczyny – seks pełen miłości, z wolnego nieprzymuszonego wyboru ma zupełnie inną głębię i smak niż ten z przypadkową osobą. Rodzi się zatem sensowne pytanie – po co nam seks z innymi osobami, skoro się kochamy i jest nam dobrze? Powodów może być wiele. Przykładowo, znam kochającą się parę, która jest ze sobą od wielu lat i byli dla siebie jedynymi partnerami. Obojga od wielu lat zżera zwykła ludzka ciekawość, jak to jest z inną osobą, ale póki co, są sobie wierni – kosztem wybuchających co jakiś czas konfliktów i napięć w sferze seksu.

9. Inna sprawa, że otwarty związek wcale nie musi oznaczać, że będziemy uganiać się za nowymi doświadczeniami jak pies z wywalonym jęzorem i wciągać do łózka każdą napotkaną osobę. Takie nastawienie oznacza skrywane gdzieś głębiej problemy – i jeśli tak rzeczywiście jest, to warto się temu bliżej przyjrzeć. Wprost przeciwnie – brak kajdan i ograniczeń powoduje, że z radością wracamy i wybieramy tego samego partnera, gdyż oferuje nam jedną z najbardziej cennych rzeczy we Wszechświecie, wpisaną dogłębnie w naszą naturę: wolność.

10. I chyba najważniejsza ze wszystkich rzecz – w klasycznych układach to nie seks z innym partnerem bywa przyczyną rozpadu związku, ale to, co jest jego przykrą konsekwencją – gierki, kłamstwa, oszukiwanie siebie i drugiej strony, manipulacje, co w rezultacie prowadzi do zachwiania jednego z najważniejszych fundamentów związku – zaufania. Związek bez zaufania traci prawo bytu. W otwartym związku nie ma miejsca na takie naruszenie – gdyż będąc wolni, mamy prawo wyrażać się tak, jak nam się podoba, bez fałszywego ukrywania naszych rzeczywistych intencji. Po co zatem kłamać i manipulować? Przecież, jesteśmy wolni, nieprawdaż? Wolność w seksie oznacza również wolność i otwartość w komunikowaniu rzeczy z nim związanych. W otwartym związku seks nigdy nie naruszy fundamentu zaufania – i to jest największa korzyść otwartej relacji.

Czytając ten artykuł, można mieć wrażenie, że pominąłem jedną ważną kwestię – co, jeśli będąc w otwartym związku, partner zdecyduje się na seks z kimś innym? Przede wszystkim, jak już wiemy, nie oznacza to końca związku. Jest to doskonała okazja do wzrostu i rozwoju, przyjrzenia się swoim odczuciom z tym związanym, motywom stojącym za tym wydarzeniem oraz weryfikacji własnych poglądów, albo po prostu i zwyczajnie – nowe, interesujące i wzbogacające nas doświadczenie.

Oczywiście, otwarty związek wymaga sporej pracy nad… samym sobą, nad swoim poczuciem wartości i samooceną. W otwartych związkach nie ma miejsca na przypadek, polowanie na partnera czy desperackiego chwytania się brzytwy. Otwarty związek nie jest też – przynajmniej w moim widzeniu tematu – sytuacją, kiedy zmieniamy co drugi dzień śpimy z kimś innym – w takiej sytuacji, po co w ogóle jakikolwiek związek, skoro naszym celem są jedynie seksualne doświadczenia? Otwarty związek to związek dwojga świadomych ludzi, respektujących swoje wybory i wzajemnie szanujących prawo do wolnego, nieskrępowanego przejawiania i wyrażania się.

www.elijah-blog.info

Miłość – na zawsze?

Poniższy tekst zawiera stwierdzenia z dziedziny ezoteryki, niepotwierdzone naukowo, z którymi nie każdy musi się zgadzać. Tekst dotyczy karmicznych uwarunkowań i przeszłych wcieleń. Większość może potraktować to jako jedną wielką bajkę i będzie miało rację. Jednak jest grupa osób, których problem dotyczy i odpowiednie podejście może mieć zasadnicze znaczenie terapeutyczne.

***

Któż z nas nie słyszał romantycznych historii o kochankach, którzy przyrzekali sobie wieczną miłość? Takich sytuacji było na tym świecie naprawdę wiele i do tej pory takie przyrzeczenia są praktykowane. Miłość wieczna, miłość bez końca – miłość, która przetrwa nawet śmierć. To bardzo romantyczna i emocjonalna wizja miłości. Najczęściej ta wizja jest przejmowana przez ludzi zauroczonych sobą, chcących by ten stan trwał wiecznie, w końcu taki jest wspaniały. Również ludzie tęskniący za miłością pragną spotkać wreszcie taką osobę, która by potrafiła kochać po wsze czasy.

Stan zakochania jest tak piękny, że człowiek chce go za wszelką cenę utrzymać. W takim stanie można składać wszelkie obietnice i przyrzeczenia dotyczące ciągłego partnerstwa. W ogóle najlepiej byłoby, żeby ten związek trwał wiecznie i był zawsze tak samo doskonały. Umysł pragnie się zabezpieczyć, dlatego też wymyśla przyrzeczenia, które wiążą ze sobą ludzi. Co więcej, te obietnice są faktycznie skuteczne. Nie chodzi nawet o przysięgę małżeńską, w której mowa o dotrzymywaniu towarzystwa „aż do śmierci”. Ślubowanie kościelne jest tu akurat bardzo trafnie sformułowane, ponieważ „wygasa” wraz ze śmiercią jednego z partnerów. Szczęśliwi ci, którzy brali ślub kościelny.

Poza tym są o wiele ciekawsze ślubowania. Chodzi o osobistą obietnicę między partnerami, która jest wiążąca na wieczność. Wiele było takich praktyk i nadal takie są. Taka obietnica może być wypowiedziana nawet w umyśle, jako osobiste przyrzeczenie, może też być uzgodniona z partnerem. Sam rytuał nie jest tak ważny jak sam fakt złożenia takiej obietnicy. Po takim akcie może być wszystko w porządku przez pewien czas, jednak potem mogą się zacząć karmiczne schody.

Po szczerym wyznaniu sobie miłości na wieczność istnieje ryzyko, że taki związek faktycznie będzie wieczny, a przynajmniej rozciągnie się na wiele wcieleń. Cóż w tym złego? – spytają niektórzy. Przecież o to chodzi, by być ze sobą razem. Cała kwestia w tym, że wyobrażenia tkwiące w podświadomości nie są czyste i taka obietnica przybiera różne niekorzystne oblicza.

Często dusze powiązane obietnicami wiecznego partnerstwa rodzą się posiadając ciała w zupełnej dysharmonii. Wtenczas nawet jak się spotkają nie potrafią stworzyć udanego związku, choć podświadomie do tego dążą. Taka sytuacja przynosi jedynie cierpienie, a odejść od siebie nie zbytnio można, ponieważ podświadomość utrzymuje starą obietnicę. Oczywiście ciała mogą być w harmonii, jednak cele na to wcielenie mogą się różnić, taki związek też może być trudnym.

Przy takich ślubowaniach pojawia się najczęściej więcej problemów, ponieważ wprowadzają dodatkowe ograniczenia. Dusza jest ze swojej natury wolna, człowiek ma chęć doświadczania różnych rzeczy. Nie chce być niczym ograniczany i związany. Niestety przyrzeczenia z poprzednich wcieleń wiążą i to bardzo skutecznie. Na tym opiera się wiele związków karmicznych, czyli związków opartych na pragnieniach lub awersjach.

Związki karmiczne mogą przybierać różną postać. Wszystko zależy od podświadomych programów. Może to być pragnienie jednej osoby, by związać się z drugą (i tak przez wiele wcieleń). Często spotyka się osoby, które wydają się bliskie i czuć do nich silny pociąg (niekoniecznie seksualny) i pragnienie by być razem. Jednak druga osoba nijak nie chce tworzyć związku. Po prostu jedna strona pamięta podświadomie obietnicę wiecznej miłości, a druga zupełnie nie wie o co chodzi. Jedna strona oczekuje cudownego związku, a druga zupełnie nic nie czuje. Tu przychodzi najczęściej cierpienie.

Ból pojawia się również wtedy, kiedy obie strony czują, że spotkały „bratnią duszę”, jednak związek w ogóle się nie układa. Taka trudna relacja może trwać bardzo długo, aż jedna ze stron nie postanowi się od tego uwolnić. Większość negatywnych i karmicznych relacji przynosi cierpienie, od którego można się w łatwy sposób uwolnić, trzeba być tylko tego świadomym.

Takie uwolnienie zawsze jest możliwe poprzez użycie modlitwy czy prośby o uwolnienie od niekorzystnych związków. Można ułożyć sobie modlitwę w taki sposób, by unieważnić i uwolnić się od wszystkich obietnic złożonych w przeszłości. Przykładowym zdaniem do takiej modlitwy może być:

„Za pomocą Boskiej mocy, uwalniam się teraz od wszelkich przyrzeczeń, ślubowań i obietnic złożonych w przeszłości. Jestem wolny, całkiem niewinny i bezpieczny.”

Warto również poprosić boskość o pomoc w odnalezieniu faktycznie harmonizującego partnera na to wcielenie. To da podświadomości sygnał, że nic nas nie wiąże z przeszłością i możemy otworzyć się na coś nowego. Ważne tu jest wewnętrzne przyzwolenie, otwarcie na nowy związek.

Czasem przyrzeczenia wiecznej miłości dają bardzo trudne sytuacje w następnych wcieleniach. Przykładowo partnerzy rodzą się jako bliźnięta, które są bardzo blisko, jednak nijak nie potrafią stworzyć związku. To powoduje często trudne problemy w życiu.

Jeszcze ciekawsza sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy jedna dusza wycofuje się z tego świata (człowiek umiera), a dusza partnera zostaje. Wtenczas mogą zdarzyć się opętania. Po prostu zagubiona dusza po śmierci nadal czuje się związana ze swoim partnerem i zwyczajnie wchodzi w jego pole. Oczywiście żyjący partner na to pozwala, a nawet tego pragnie. Wtenczas dochodzi do bardzo dużego zjednoczenia. Jednak taka sytuacja jest bardzo niekorzystna dla obu stron. Po pierwsze dlatego, że od żyjącego człowieka brana jest energia. Po drugie dusza opętująca jest bardzo ograniczona (nie ma takich możliwości rozwoju jak we własnym ciele). Po pewnym czasie wszystko obraca się w czarny związek i sytuacja stale się pogarsza. Oczywiście do momentu egzorcyzmu lub wyrażenia woli uwolnienia. Z punktu widzenia terapeutycznego taka osoba powinna sobie uświadomić, że już nie musi nikogo „utrzymywać”, może być całkowicie wolna i może stworzyć związek z realnym partnerem/partnerką.

Warto tu również wspomnieć o innych intencjach powodujących opętanie. Często jest tak, że ludzie zawiedzeni życiem, czujący brak miłości, nie widzący możliwości znalezienia ziemskiego partnera, zaczynają szukać partnera na innych planach istnienia. Tak można znaleźć partnera na przykład w świecie astralnym. To wydaje się bardzo kusząca propozycja. Po pierwsze dlatego, że partner już tu jest (nie trzeba szukać), po drugie to partner totalnie lojalny, po trzecie bardzo blisko… wręcz w ciele. Czy można kochać istotę astralną? Owszem, tylko ten związek jest również szkodliwy i niekorzystny dla obu stron. Taka osoba „kocha” wyobrażenie, jest zamknięta na zdrowe związki z innymi ludźmi. W takim wypadku warto uświadomić sobie, że o wiele korzystniejszy jest związek z realnym partnerem. Aby to zrobić warto poczuć się bezpiecznie w relacjach z innymi.

Wiele astralnych istot wykorzystuje samotność i zagubienie ludzi. Najczęściej nie są to przychylne istoty, jednak zrobią wszystko by tylko móc dostać się do pola człowieka. Jeśli tylko człowiek na to pozwoli, stworzy się związek z astralem. Taka istota może obiecywać wiele rzeczy, może zapewniać o swojej miłości, lojalności, może obiecywać wsparcie, może nawet twierdzić, że jest drugą połówką (a czasem może być drugą połówką, związaną obietnicą). Nie jest ważne czy jest to dusza drugiej połówki czy jakiegoś tworu astralnego, takie istoty stawiają zawsze jeden warunek – chce dostać energię. I tu mogą zacząć się różne manipulacje. Od wyzwalania niskich uczuć na tle seksualnym, do lęków, tworzenia poczucia winy, pogrążenia w smutek i depresję. Takie energie są bardzo miłym podarunkiem dla takich istot. Jakby korzystny wydawał się związek z takim astralem – nie warto go utrzymywać. Choćby nawet obiecywał miłość wieczną, nie jest w stanie jej zapewnić, a co więcej doprowadzi do upadku świadomości. Warto uświadomić sobie naturę takich związków. One nie mają nic wspólnego z czystą miłością. Prędzej z zamknięciem serca.

Co zrobić, jeśli się ma w polu taką istotę? Można ją odesłać do światła samemu, wyrażając taką wolę. Można użyć modlitwy uwolnienia i prośby o oczyszczenie, można też poprosić o pomoc egzorcystę. Każda metoda może okazać się skuteczna. Ważne by oczyścić się z takiego toksycznego związku astralnego.

Żadna obietnica wiecznej miłości nie przyniosła jeszcze oczekiwanych efektów. Co najwyżej przynosi zagubienie i problemy karmiczne, od których czasem nie tak łatwo się uwolnić. Szczególnie jeśli nie jest się świadomym o co chodzi.

Pytanie więc – jak stworzyć czysty związek? Wystarczy postrzec na czysto relację miedzy dwoma istotami. Wyobrażenia o partnerze i związku tworzą wszelkie pragnienia i najczęściej powodują tworzenie różnych obietnic. Wszelkie myśli tworzą filtry, przez które postrzegany jest partner i związek, są to najczęściej filtry idealizujące. Na tej podstawie człowiek pragnie by taki „doskonały” związek nigdy się nie kończył.

Kluczem jest tu spojrzenie ponad wyobrażeniami. Po pierwsze zauważa się, że wszystko jest jednością. Nie ma tu Mnie i Partnera jako oddzielonych od siebie jednostek. Dlatego też nie trzeba się specjalnie wiązać czy tworzyć obietnic. Warto zauważyć, że wszystkie istoty są przejawem tej samej świadomości. Dlatego nie jest ważne z jaką istotą tworzy się relacje, z jaką istotą aktualnie się jest. Tu opada wielka presja i związanie z partnerem. Pozostaje tu wewnętrzna wolność i sama radość bycia w tej chwili z daną osobą. Gdy ta osoba odejście, przyjdzie inna… i również będzie można czuć radość. W każdym momencie. Nie ma tu warunków. Można kochać każdą istotę. To natura miłości, natura oświecenia.

Oczywiście jeśli jest miło i przyjemnie z aktualnym partnerem, to nie trzeba szukać nikogo innego. Może to z zewnątrz wyglądać jak normalny związek, jednak wewnątrz pozostaje wolność. Kiedy partner odchodzi, nie ma już bólu, ponieważ nie ma uwarunkowania. Wszystko jest naturalne i jasne. Nie trzeba tworzyć obietnic nieskończonej miłości, ponieważ miłość i tak jest nieskończona i może być odczuwana wszędzie. W następnym wcieleniu może być inny partner, to nie przeszkadza. Uświadomienie sobie tego daje wolność i uwalnia od wielu powiązań karmicznych.

Kiedy podświadomość myśli, że tylko z tym partnerem może być szczęśliwa, to powstaje ograniczenie. Podświadomość warunkuje się i ogranicza tylko do jednej istoty (a właściwie do wyobrażeń o niej). To najczęściej przynosi cierpienie, ponieważ jest wewnętrznym ograniczeniem i przywiązaniem.

Kiedy człowiek wie, że wszystko jest jednością, nie ważne z jaka istota będzie aktualnie najbliżej, zawsze można kochać. To naturalna wolność istoty ludzkiej. Choć nie brzmi tak romantycznie jak osobowa i wieczysta miłość, to jednak jest o wiele bardziej czysta i pełna światła.

Czy miłość może być wieczna? Miłość wszechświata już taka jest. :)