Powiedziałam kiedyś mojej przyjaciółce, że mam zamiar przefarbować włosy na blond – bo potrzebuję drastycznych zmian. I ona bardzo mądrze zapytała, czy ten nowy kolor włosów jest mi w stanie dostarczyć wszystkich tych zmian, które mam na myśli. Ja przede wszystkim chciałam być atrakcyjniejszą dla siebie, bardziej pewną, inną nową kobietą. No i wiedziałam, że kolor włosów tego nie zmieni. Że to są stany wewnętrzne, które tylko ja sama, w swoim środku mogę zmienić.
Pamiętam także, że siedząc w samolocie do USA rozmyślałam o wszystkim, co zostawiam za sobą, postanawiałam zmienić się w pożądanym przez siebie kierunku, czułam i wiedziałam, że wszystko będzie inne i takie, o jakim zawsze marzyłam. I? I nic !
Niestety wewnętrzne stany zabiera się wszędzie i to, co czujemy w środku jest w stanie przesłonić inność, bezgraniczność i możliwości nowego świata zewnętrznego. Bardzo szybko odkryłam, że nawet na drugim końcu świata wciąż jestem taka sama. I dalej zachowuje się tak samo i przyciągam podobnych ludzi jak w Polsce, bo taki był mój program, przyciągałam podobne prace dające mi dokładnie to samo poczucie niezadowolenia i niespełnienia zawodowego, przyciągałam podobnych partnerów, którzy mimo że obcokrajowcy traktowali mnie tak samo jak Polacy. I w końcu zrozumiałam, że Polacy czy nie, Polska czy Ameryka – osiągnę coś dopiero, gdy zmienię siebie. Że jeśli zamiast zmieniać siebie będę zmieniała miejsca zamieszkania, to tylko utwierdzę się w kłamstwie iż świat jest beznadziejny.
Teraz znowu ciągnie mnie do przeprowadzki, ale to tylko znak, że potrzebuje zmiany, znak, że jest coś we mnie, co chciałoby odejść. I zamiast wydawać tysiące dolarów na przeprowadzkę, może po prostu lepiej się przyjrzę sobie. Zadaje więc sobie ostatnio pytania, czego oczekuję po nowym miejscu, jak mi się wydaje że będę się tam czuła, co się zmieni. I szukam sposobów aby to, co przychodzi w odpowiedzi, zaistniało we mnie już teraz
O procesie zmiany
Proces zmiany obserwuję u siebie na dwóch poziomach: umysłu i serca. Gdy czuję zmianę w umyśle to oczekuje od świata, że mi udowodni moją zmianę. Gdy zmieniam się głęboko, aż na poziomie serca, to świat sam udowadnia mi, że się zmieniłam. Świat wtedy sam dostarcza mi dowodów w postaci nowych ludzi, ofert pracy, zmian. Nie muszę ich wymyślać, nie oczekuje ich – bo nawet nie wiem, że się zmieniłam. I wszystkie te zmiany są tak zaskakujące, że najczęściej wtedy mówię: „przecież właśnie zrealizowało się moje marzenie, o którym nawet nie śmiałam marzyć”. Dlatego ja już nie wysyłam CV na ogłoszenia o prace. Tylko praca sama przychodzi do mnie. Kilka tygodni temu przyszedł do mnie pan, opowiedział mi, co robi – i ja poczułam, że on ma pracę moich marzeń – pan na własną prośbę usiadł ze mną, wytłumaczył mi co i jak robi. Jakie to przynosi korzyści finansowe, nawet powiedział mi jak mam zacząć. I po tej rozmowie właśnie moja droga życiowa zaczęła się toczyć w zupełnie innym kierunku.
Gdy następuje we mnie głęboka, prawdziwa zmiana, to informacje same do mnie przychodzą. Ciekawe, że najczęściej są to mężczyźni, którzy po prostu otwarcie mówią mi coś, co zaskakuje mnie swoją prostotą i tym jak bardzo tego pragnęłam sama o tym nie wiedząc. Tak właśnie to działa u mnie. Dzieje się samo. Wiem też, że gdy pragnę dowodu zmiany, gdy czuję, że się zmieniłam, a świat mi tego mimo wszystko nie udowadnia, więc ja zaczynam kombinować jakby tu sobie udowodnić, że się zmieniłam i zastosować zmianę. Wtedy jest to znak dla mnie, że zmiana ta nastąpiła tylko w umyśle – co dla mnie oznacza, że uruchomiło się pragnienie zmiany – zobaczyłam że można żyć inaczej. Wtedy, gdy twierdzę, że się zmieniłam, to tak na prawdę, poczułam swoje ograniczenie i poczułam, że chcę się go pozbyć i oszukuję się że właśnie to nastąpiło. Bo gdyby faktycznie zmiana nastąpiła, to świat natychmiast by mi to udowodnił – jak to zawsze ma miejsce, gdy się prawdziwie zmieniam. I gdy tak staram się „ustawić” świat by mi udowodnił moja zmianę – to tylko wpycham się w jeszcze większe bagno – ale nie ma takiego gówna, które nie prowadziłoby do rozwoju :-) Tak, że wszystko jest dobrze. Taki mam punkt widzenia, co też popiera całe moje życiowe doświadczenie i obserwacje otaczającego mnie świata.
Co można zmienić
Czasem jesteśmy tak bardzo zmęczeni naszym obecnym życiem, że dajemy sobie na przykład rok na zmianę a potem… jeśli nic się do tego czasu nie zmieni, to zapewne ze sobą skończymy. Chcemy zmiany, ale czy wiemy w co, w kogo chcemy się zmienić? Jak ma wyglądać to nasze zmienione życie? Jak chcemy się czuć w tym nowym życiu? Czy wiemy, dlaczego nie mamy tego, czego tak pragniemy? Co nam tego zabrania? I co ta zmiany mają zaspokoić? Bo za potrzebą zmiany kryje się jakieś niezaspokojone pragnienie? Co to za pragnienie? Kiedy będziemy wiedzieć, że zmiany się dokonały?
A po tym roku, który dajemy sobie na zmianę, kto dokona oceny czy pożądane zmiany nastąpiły: nasz umysł czy nasze serce?
Czy te pożądane zmiany mają za zadanie sprawić by „twoje życie super wyglądało i było idealne w każdej dziedzinie” czy „żebym był szczęśliwy i spełniony”, bo to są dwie odmienne rzeczy, które zazwyczaj się wykluczają.
Przez całe moje życie znajomi oceniali mnie jako wielką szczęściarę, osobę, która wiele osiągnęła, może nawet niektórzy mnie podziwiali – a ja w środku czułam że ich oszukuję. Bo i owszem miałam dużą wiedzę i odpowiedź na każde pytanie i nawet całkiem niezłe zasługi w powiększaniu wiedzy świata – ale nie byłam szczęśliwa. Czułam, że ludzie dają się nabrać na pozory tego, jak się prezentuję. I właściwie zawsze chciałam, aby stało się coś, żebym zaczęła czuć, że ludzie mają podstawy do tego, by myśleć o mnie jako o wspaniałej osobie. Chciałam się czuć jako wspaniała osoba, a nie tylko tak wyglądać dla innych. I zawsze mi się wydawało, że osiągnę to mając lepszą prace, więcej pieniędzy, lepszego partnera, jakąś pasje. Wydawało mi się, że im więcej dowodów na szczęśliwe życie zaprezentuję sobie, tym szczęśliwsza będę.
A było coraz gorzej.
Z prostego powodu: ja zupełnie nie znałam siebie. Nigdy nie mówiłam o sobie szczerze. Cała byłam zaprzątnięta pokazywaniem siebie w określony sposób i robieniem określonego wrażenia. Tak jak bym chciała ukryć prawdziwą siebie, a zaprezentować siebie jako kogoś innego – jako tą osobę, która chciałabym być. Innych tak można oszukać, można udawać kogoś innego. Ale siebie się nie oszuka.
Moje prawdziwe zmiany rozpoczęły się, gdy w końcu zaczęłam być prawdziwą sobą. Gdy się sobie przyjrzałam i gdy zadałam sobie pytanie:
Kim jesteś Moniko? Czego się boisz? Czego pragniesz? Czego nigdy nie zdobędziesz? Jakie masz ograniczenia? Co udowadniasz innym? Co musisz udowodnić rodzicom? Co musisz udowodnić sąsiadom? Co musisz udowodnić koleżankom? Kim jesteś Moniko i co śpiewa twoja dusza?
I po jakimś czasie dusza zaczęła śpiewać – i śpiewa rzeczy, o których nigdy nie pomyślał mój rozum. I chce ta moja dusza rzeczy, których nigdy nie chciał rozum. I nie chce ta moja dusza tego, do czego zmuszał mnie mój umysł.
Zrozumiałam, że poprzednio te zmiany nie mogły nastąpić, bo umysł chciał, czego innego niż dusza. I to, czego chce umysł, nie jest w stanie mnie usatysfakcjonować. I umysł także nie pozwala usłyszeć śpiewu duszy. Kiedyś powiedziałam to koledze i on stwierdził, że ma już dosyć tego, czego pragnie jego dusza, bo to muszą być jakieś pierdoły. I to właśnie jest gadanie umysłu „dusza chce durnych rzeczy” albo „dusza przyszła w tym wcieleniu pocierpieć” . Cierpienie to zabiegi umysłu mające na celu uciszyć duszę. Gdy dusza w końcu śpiewa, to non stop powtarzasz sobie: „dlaczego ja o tym nigdy nie marzyłem – przecież to tak oczywiste, że tego właśnie pragnę”.
Poszukiwanie tego, czego pragnie dusza, jest czasem, jak wypatrywanie jelenia na polowaniu. Wtedy każda gałąź i poruszający się krzak zdaje się być tym upragnionym jeleniem – ale dopiero jak się zobaczy prawdziwego jelenia to widać, że to jest jeleń i że na niego się czekało – i się wtedy człowiek zastanawia jak mógł pomylić jelenia z gałęzią.
Co wiec można zmienić? Uciekanie od siebie prawdziwego można zamienić na poznawanie siebie. Do pełnego szczęścia, do zaistnienia pożądanych zmian nie potrzebujemy niczego poza jedną rzeczą: znajomości siebie. To jedyna rzecz, która jest nam potrzebna – byśmy znali siebie.
Gdy nawiąże się kontakt z sobą prawdziwym, gdy potrafi się uczciwie, i prawdziwie odpowiedzieć sobie na pytania o siebie to dusza zaczyna przemawiać.
Uparcie staramy się by ludzie o nas myśleli w jakiś określony sposób – a jest to nic więcej jak zaspokajanie potrzeb innych, zaspokajanie potrzeb umysłu i podbudowywanie ego. Poznanie siebie polega na odrzuceniu tego, czym się nie jest. Nie jesteśmy naszymi ograniczeniami. Ale tak długo jak nie znamy naszych ograniczeń, tak długo pozwalamy by nami rządziły – i na te sztuczne ograniczenia nakładamy kolejne warstwy – „pokaże się na takiego, który nie ma ograniczeń”, „poudaje kogoś, kim nie jestem” I jeszcze bardziej oddalamy się od siebie. Wstydzimy się nas prawdziwych, a zupełnie nie wiemy kim jesteśmy. Mamy nikłe wyobrażenie o tym, kim bylibyśmy, gdybyśmy przestali udawać, prezentować się, podrasowywać. Ale zakładamy, że jest to nudne i nieciekawe. A przecież nie ma na świecie osoby, która zostałaby stworzona jako nudna i nieciekawa. „Nudny” i „nieciekawy” to tylko kolejne warstwy nałożone na siebie prawdziwego. Najczęściej ze strachu obawiamy się przyjrzeć się sobie. Boimy się ze ten „nudny”, „beznadziejny” są ostateczną prawdą o nas. A to nigdy nie jest prawda.
Więc kim jesteśmy? No właśnie. Kim jesteś? Dla kogo żyjemy? Dla kogo przyszliśmy na ten świat? Po co przyszliśmy na ten świat? Czy po to, by wywierać jakieś wrażenie na innych? By udawać kogoś, kogo nam się wydaje, że społeczeństwo, rodzice, znajomi oczekują? Czy udawać kogoś, kim bardzo chcielibyśmy być? By udawać bardziej i bardziej przekonująco i więcej, by udawać 24 godziny na dobę licząc, że tym udawaniem przekonamy sami siebie.
A siebie nie da się oszukać. I nie dziwi mnie, że tak bardzo chcemy zmiany. Chcemy drastycznej zmiany, zupełnej zmiany, całkowitej zmiany.
Kluczem do zmiany jest by przestać oszukiwać siebie i innych i by w końcu poznać siebie.
Monika
San Diego, California
Moniko-ciekawy a zarazem bardzo inspirujący jest Twój artykuł.Sposób w jaki piszesz może naprawdę oddziaływać na wiele dusz.Powodzenia na drodze samopoznania:)
Też zadaję sobie te pytania… kim jestem i po co tu jestem
dziękuję Ci za ten tekst.
Jak zwykle dużo o niczym….
Temat jest jak najbardziej dzisiejszy . Wydaje mi s ie ze kiedyś ludzie mieli inne podejście do siebie lecz teraz – jak łatwo ludzie mogą manipulować ludźmi. Sama nie raz tak sie poczułam że musze nie tyle dzielić sie innymi soba co tym kim oni chcieliby żebym była . A najgorsze jest jak zaczniemy wierzyc w to co myslą i mówia o nas . A kto by pomyślał że oni wszyscy mogą po prostu nam zadzrościć ?? :))
Dziękuję!Moniko Twoje odczucia są moimi.Pozostaje pytanie-jak poznać siebie?
Mam ciut inne spojrzenie na temat oszukiwania siebie. Odczucie 'udawania kogoś, kim nie jesteśmy’ to nic innego, jak realizacja siebie i swoich potrzeb w taki a nie inny sposób. Jak możesz nie być sobą w danym momencie? Jesteś cały czas sobą, tylko odgrywasz określoną rolę, dopasowując się do otoczenia. W pracy – jesteś pracownikiem na określonym stanowisku, w domu – domownikiem, żoną/partnerką/córką/matką/etc. Zawsze wchodzi się w pewną rolę, ale cały czas jesteś sobą. Tu nie ma możliwości oszukiwania się. Jeśli wierzysz, że jesteś taka a nie inna – to właśnie taką Cię ludzie będą odbierać.
Ale zupełnie inną sprawą jest odnalezienie swojego celu w życiu, źródła swojej energii życiowej. I pewnie to dokładnie miałaś na myśli – że rola, w jaką weszłaś nie odpowiadała Tobie i pomimo oczekiwania, że staniesz się w określonej roli szczęśliwsza – okazało się, że tak nie jest. Więc poszukujesz innych ról, które być może zaspokoją Twoje pragnienia.
'Kim naprawdę jestem?’ – to pytanie, które daje Ci odpowiedź na tę chwilę, bo ludzie się zmieniają i odpowiedź sprzed roku będzie zupełnie inna niż ta, którą udzielisz sobie za kolejny rok. Lepszym według mnie pytaniem jest 'Czy to co obecnie robię sprawia, że czuję się dobrze? Czy jest coś innego, co sprawia, że mogę poczuć się lepiej?’