Zauważyłem ostatnio z pewnym specyficznym zadziwieniem, że żyję w społeczeństwie, które ma głowy załadowane masą nikomu niepotrzebnych informacji. Stałem się uczestnikiem quizu, w którym zadawano najbardziej nonsensowne pytania świata, typu: „jak brzmi nazwisko pana, który wczoraj pojawił się w gazetach z tego powodu, że zamówił fish&chips w miejscowości odległej dziesiątki kilometrów od domu?” Ku mojemu zdziwieniu, na sali znalazły się osoby, które potrafiły na tak absurdalne pytanie odpowiedzieć.
Właściwie, to nie przeszkadza mi, że ktoś ma głowę zawaloną tego typu informacjami. W końcu, czy poznanie i zapamiętanie jakiegoś przypadkowego, zupełnie niepotrzebnego do czegokolwiek – oprócz pubowych konkursów – nazwiska komukolwiek może zaszkodzić? Jak najbardziej nie. Niemniej, jest pewna wiedza, która tworzy szkodliwe przekonania. Te szkodliwe przekonania mają wpływ na jakość naszej egzystencji – i tak samo jak szkodliwe substancje uwalniane z rur wydechowych samochodów zanieczyszczają powietrze, tak samo i one zatruwają nasze życia. I o dziwo, prawie wszyscy, z automatycznego pędu, te przekonania przyjmujemy jako swoje własne i co więcej, dla wielu stają się one marzeniami, ideałami i celami do realizacji. Jednym z takich szkodliwych, zatruwających życie przekonań jest iluzja małżeństwa.
Zdaję sobie sprawę, że w wyobraźni wielu osób, pań zwłaszcza, jestem za takie stwierdzenie właśnie biczowany, krzyżowany, torturowany, gilotynowany i palony na stosie – brutalnie i bez cienia litości ;) W końcu, ideał księcia na białym koniu, pięknej sukni ślubnej i wzruszającego marszu weselnego Mendelsona, zwiastującego chwile błogości i cudowności, to najpiękniejsza wizja zakorzeniona w głowie nie jednej przedstawicielki płci pięknej. A potem żyli długo i szczęśliwie…
…Ale czy naprawdę? W końcu, przysięga małżeńska, która ma łączyć ich dopóki śmierć ich nie rozdzieli, to jedno z NAJWIĘKSZYCH POWSZECHNIE SPOŁECZNIE AKCEPTOWALNYCH KŁAMSTW. Czy na takim kłamstwie można opierać długą, szczęśliwą i spełnioną relację partnerską? W moim przekonaniu – absolutnie nie. I już wyjaśniam, od podstaw, dlaczego.
Przede wszystkim, poprzez słowa przysięgi małżeńskiej deklarujemy partnerowi miłość, wierność, szczęście i zgodność, które w zależności wersji ślubu – ma trwać albo do śmierci (wersja Kościóła Katolickiego), albo po prostu ma być trwałe (przysięga w Urzędzie Stanu Cywilnego), co zasadniczo na jedno wychodzi. Tym samym składamy obietnicę, która sama z siebie jest potwornym kłamstwem – nikt z nas nie jest na tyle rozgarnięty, jasnowidzący i superświadomy, aby wiedzieć, co będzie robił powiedzmy za rok czy dwa, ale – z całą powagą gotowi jesteśmy przysiąc, że będziemy żywić przez całe życie – czyli za lat 5, 10 czy 50 dokładnie takie same szlachetne uczucia do drugiej osoby!
Cóż za straszne łgarstwo! Jeszcze nie poznałem osoby, która powiedziałaby mi: moje życie, poglądy, stosunek do świata i ludzi za dwadzieścia lat będzie wyglądał dokładnie tak a tak. Skoro całe życie się zmieniamy, zmieniają się nasze ciała, poglądy, przekonania, myśli, uczucia, ewoluuje cały system wartości – czy istnieje jakakolwiek przesłanka, która pozwala nam stwierdzić, że daną osobę będziemy w przyszłości traktować identycznie tak samo jak to robimy teraz? Szczera odpowiedź brzmi: nie, nie mamy najmniejszego powodu aby uznać, że tak faktycznie będzie. A skoro nie wiemy, kim staniemy się w przyszłości i co będziemy czuć, przysięganie czegokolwiek drugiemu człowiekowi jest zwykłym kłamstwem.
Co ciekawe, na iluzji tego małżeńskiego kłamstwa zasadza się grupa innych kłamstw, w które chcemy wierzyć tak głęboko, że pozwalamy sobie akceptować złudzenie przysięgi małżeńskiej jako prawdziwe i nie dostrzegać, że nasze życie coraz bardziej przypomina kruchy domek z kart. Cztery zasadnicze filary budowane na małżeńskim kontrakcie wyglądają następująco:
1. Iluzja trwałości – wynika bezpośrednio z treści przysięgi młżeńskiej i zasadza nas we fałszywym przekonaniu, że właśnie zakończyliśmy „łowy” i starania i zdobycz w postaci współmałżonka będzie naszą już na resztę życia. Samo to przekonanie często jest w miarę nieszkodliwe, choć mogą wynikać z niego mniej przyjemne konsekwencje. Przestajemy czuć potrzebę bycia atrakcyjnymi dla partnera – misiowi wyrasta z czasem mięsień piwny zaś cudowna księżniczka obrasta fałdami tłuszczu, jako że wreszcie może obżerać się bez ograniczeń słodyczami. Przestajemy adorować i dbać o partnera, pielęgnować to co najcenniejsze – czyli miłość i uczucie – i wszystko to z powodu fałszywej iluzji, że druga osoba, na mocy podpisanego cyrografu, należy nam się już na zawsze.
2. Iluzja bezpieczeństwa – to jeden z głównych motywów zawierania małżeństwa, mający swoje biologiczne korzenie w naszej zwierzęcej przeszłości. Poszukiwanie oparcia w partnerze to głównie cecha kobiet, przekonanych o własnej słabości, zagrożeniach w płynących z życia, nie potrafiących odnaleźć swojego miejsca i liczących na wsparcie partnera. Rzecz jasna układ jest obustronny – mężczyzna w zamian dowartościowuje się przez opiekowanie się słabszą istotą, także każdy pozornie odnosi korzyść. Do czasu. W pewnym momencie jedna ze stron znudzi się lub zmęczy odgrywaną rolą – znam kobiety które wyrastały na silne, samodzielne i niezależne osoby, jak i mężczyzn, którzy uświadamiali sobie, że „kula u nogi” w postaci uzależnionego partnera mocno podcina im skrzydła. W obu przypadkach zaprzestanie chęci odgrywania nieświadomych scenariuszy z reguły kończy relację, uświadamiając jasno najprawdziwszą z prawd – nie grożą nam już żadne dzikie zwierzęta i prawdziwe bezpieczeństwo możemy odszukać jedynie we własnej sile.
3. Iluzja własności – wiele osób żyje w przekonaniu, że kontrakt małżeński gwarantuje im kontrolę nad osobą współmałżonka i nad jego wolnością. O ile standardowe historie, jak np. koniec z wychodzeniem ze znajomymi na piwo są jeszcze do przyjęcia i zaakceptowania, o tyle zabijanie w drugim człowieku pasji i pragnienia samorealizacji ponieważ nie zgadzają się one z naszymi egoistycznymi wizjami życia jest często tragiczne w skutkach. W efekcie zamiast pełnej optymizmu, pasji i radości z życia pary otrzymujemy dwa automaty trzymające się wzajemnie w sidłach swoich ograniczających wyobrażeń, zaś wolność zostaje zduszona ciężarem lęku. I czy można zdziwić się, że w takim układzie z czasem miłość zamienia się w rutynę? Oto i pełna automatyka, kochani.
4. Iluzja szczęścia – wstępujemy w związek małżeński, aby dawać i otrzymywać szczęście. W rzeczywistości, przypomina to nieco handel wymienny, gdzie wymieniamy się obiektami, które uważamy za dające nam spełnienie – „dasz mi seks i ciepłe obiadki, to obiecuję przynosić do domu pieniążki i zrealizuję twoje marzenia o dzieciach”. To daje zadowolenie. Niestety, nasze potrzeby z czasem się zmieniają i wówczas handel przedmiotami szczęścia zwykle się załamuje, albo zaczynamy go manipulacjami naginać do naszych oczekiwań. Seks? Jak najbardziej, ale dopiero wtedy gdy (i tutaj lista żądań); pieniądze na fryzjera? Pewnie, rozkładaj nogi. I tak dalej. W efekcie szczęście które miało trwać na zawsze znika, zamieniając się w ciężki do udźwignięcia wór wzajemnych uzależnień i uwarunkowań.
Prawdopodobnie po przeczytaniu tych słów, jesteś, szanowny Czytelniku, przekonany o tym, że autor jest zupełnym wrogiem trwałych związków. Wprost przeciwnie! Jestem jedynie przeciwny kłamstwom i fałszywym wyobrażeniom. Trwałe związki są dla mnie bardziej wartościowe niż romanse na jedną noc (choć przyznaję, że czasami relacja trwająca tylko kilka chwil potrafi wpłynąć na bieg życia). To w długotrwałych związkach kreujemy specyficzną, wyjątkową, dwuosobową subkulturę – dojrzewamy, dorastamy, poznajemy i odkrywamy siebie oraz partnera, doświadczamy porozumiewania się bez słów, realizujemy długofalowe cele czy stwarzamy dogodne warunki do wychowania potomstwa. Nie jestem też fanem kończenia związków jako ucieczki od problemów – doskonale bowiem wiem, że nie można uciec od samego siebie, a zamieciony pod dywanik problem prędzej czy później wyjdzie na wierzch, niezależnie od tego, czy obok mnie będzie Jadzia, Krysia czy Czesia ;) Tylko, czy naprawdę do tego wszystkiego potrzebne są nam fałszywe, publiczne deklaracje zakończone weselną pompą i zakrapiane ostro wódką? Przecież można to zrobić zupełnie inaczej, bez kłamstw, obietnic bez pokrycia i fałszywych przyrzeczeń, wystarczy oprzeć relację na wartościach, które są prawdziwie cenne i znaczące:
1. MIŁOŚĆ. Jedyny kontrakt, jaki nas łączy to miłość. Próbowałem kiedyś w raz z grupą osób, w ramach pewnego szkolenia, zdefiniować czym jest miłość. Różnych odpowiedzi było mniej więcej tyle, ile było osób na szkoleniu. Nie ma jednoznacznej definicji i określenia, którym można ten stan nazwać i ewidentnie wymyka się on jakimkolwiek próbom ograniczenia go i sprowadzenia do postaci słów. Nie można nikomu powiedzieć – „kochaj tak a tak” bez zabijania jego własnego doświadczenia. Skoro miłości nie można zawrzeć w słowach, zawieranie jakichkolwiek kontraktów nie ma większego sensu (no chyba, że komuś zależy np. na zniżkach z racji ulg podatkowych dla małżonków ;). Miłość między dwojgiem ludzi jest najcenniejszym doświadczeniem.
2. DZIELENIE SIĘ. Jesteśmy ze sobą po to, aby obdarowywać się wzajemnie tym, co mamy najlepsze i najpiękniejsze, dzielić się radością i szczęściem, inspirować i wnosić do relacji to, czym naprawdę jesteśmy. Nie jestem tutaj po to, aby spełniać Twoje zachcianki. Nie jestem podnóżkiem ani służącym, nie tresuj mnie jak psa, gdyż nie będę przynosił ci w pysku kapci. Nikt z nas nie jest lepszy czy gorszy, jesteśmy inni – ja mężczyzna, ty kobieta, wzajemnie zasługując na szacunek i uznanie. Jesteśmy równi.
3. DOJRZAŁOŚĆ. Dojrzałość to odpowiedzialność. Ja jestem odpowiedzialny za siebie, ty – za siebie. Mogę ci podać rękę kiedy będziesz w potrzebie, ale tylko po to, abyś sama stanęła na swoich nogach, a nie po to, abyś korzystała ze mnie już na zawsze. Jeśli masz zły humor lub napad agresji, to zauważ, że powstał on w tobie i twoim wyborem zawsze będzie co z nim zrobić. Niech każdy z nas będzie odpowiedzialny za siebie, swoje myśli i uczucia – i naprawdę będzie dobrze.
4. PRZEMIJANIE I ŚMIERĆ. Nic nie trwa wiecznie. Wszystko co ma swój początek ma i swój koniec – cóż za perfekcyjne słowa! Nie mogę ci obiecać, że będę kochać cię za 20 lat – gdyż to będzie kłamstwem. Ale mogę ci obiecać, że będę kochał cię teraz. Nawet nie muszę tego mówić, poczuj to, zobacz w każdym moim słowie, czynie i geście. I że budząc się jutro rano również zapragnę odnowić obietnicę miłości. I będziemy tą obietnicę odnawiać cały czas, tak długo, jak długo tego oboje zapragniemy.
5. WOLNOŚĆ. Ty jesteś wolna, ja jestem wolny. Wolność, swoboda i prawo samostanowienia to filary naszego ponadczasowego istnienia. Wspaniale jest w ramach bycia wolnym świadomie wybierać towarzystwo danej osoby. I ponawiać ten wybór, choćby przez lata, do końca tego życia a nawet i później, a nie tylko opierać naszą decyzję o prawny kontrakt zawarty w przeszłości. Jednakże, jeśli dwie osoby, zrobiły co mogły, aby naprawić zaistniałe przeszkody czy problemy i nie chcą być już razem, pozwólmy im się rozstać. Lepiej bowiem aby próbowały na nowo się zdefiniować i określić, niż toczyły niewolnicze życie siłą rozpędu, bo kiedyś sobie coś obiecały. Nie można nikogo przetrzymywać przy sobie na siłę, to odbiera wolność i zabija radość w życiu.
6. BYCIE SOBĄ. Bądźmy sobą. Nie grajmy, nie udawajmy ani nie czarujmy. Budujmy relacje na zaufaniu i otwartej komunikacji a nie manipulacjach. Rodzi to niezwykłą lekkość i swobodę w relacji.
I to tyle. Nie wygrałem quizu, niewiele znam nazwisk znanych aktorów czy reżyserów, nie wiem z kim aktualnie sypia Tom Cruise czy Doda. Nie mam też zielonego pojęcia co za mężczyzna zamówił owo danie. Za to w mojej głowie jest to, co napisałem powyżej i… zupełnie mi z tym dobrze :)
Pozdrawiam Cię serdecznie, o Dzielny Człowieku, który wytrwałeś do samego końca, zrozumiawszy, mam nadzieję, przesłanie tych słów :)
Elijah
myślę że wciąż tęsknisz za byłą żoną i żałujesz że wam się nie ułożyło bo według mnie jestes super dobrym i wartosciowym człowiekiem życzę Tobie szczęścia z całego serca
Dziękuję Ci Elu za życzenia, ale żona jest ostatnią kobietą, o której myślę. Po niej poznałem znacznie więcej cenniejszych, wartościowych i bardziej zrównoważonych emocjonalnie kobiet. Interpretowanie tego artykułu w kategoriach osobistych jest błędem, naprawdę – taki stosunek do małżeństwa miałem zawsze, zaś swoje zawarłem, przyznaję, pod presją rodziny i partnerki. Gdybym miał dzisiejszą wiedzę i mądrość, pozostałbym bez ślubu. Niemniej, niczego nie żałuję.
No właśnie, błędem jest nie słuchanie własnego ja i uleganie zachcianką innych.
:-)
Na stronę rozwójduchowy.net trafiłem z edgarcayce.hg.pl wydaje mi się, że autor tekstu jest poszukującą spokoju duszą. Można złożyć, że katolicka przysięga małżeńska o miłości, wierności, szczęściu i zgodności ma rację bytu. Według mnie warunek jest tylko jeden. trzeba na swojej drodze życiowej(ziemskiej) spotkać osobę, która będzie traktowała Małżonka jako „Cząstkę Bożą”(temet szerzej omówiony w książce „Cayce opowiada” John’a G.Fuller’a – odsyłam do lektury).
Rodzaj wyznawanej religii absolutnie nie ma znaczenia. Jest jeden warunek – Bóg jest miłością.
Jeżeli obie strony w związku wyznają tę prawdę, to znikają wszelkie problemy i imaginacje umysłu.
Pozdrawiam
Mateusz
Mateusz
ładne założenie Cayce’a o ktorym piszesz, ale… życie bywa życiem, żeby spotkać kogoś gotowego na taka deklaracje i bedacego na takim etapie rozwoju musisz być praktycznie oświecony. Tymczasem, poki to sie nie stanie, jakakolwiek przysięga na całe życie to zwykłe kłamstwo. Poza tym skoro miłość to po co jakiekolwiek przysięgi?
To najmadrzejszy tekst o malzenstwie,czy zwiazku miedzy dwojgiem ludzi, ktory ukazal sie od wieki wiekow!
Dziekuje i gratuluje:)
Wiesia Mataczynska
Widzę, że autor jest dosyć rozczarowany instytucją małżeństwa. Cóż, szkoda, bo ma ona sens i to duży, wbrew temu, co tutaj napisano. Nie będę się rozwodził na tym tematem (bo rozwód to grzech przeciw jedności małżeństwa ;P) – wystarczająco dużo już na ten temat napisano. Przeraża mnie tylko nieco (?) egocentryczna perspektywa tutaj przedstawiona – nijak się z nią zgodzić nie mogę.
Życzę szczęścia :)
Mądry artykuł i dający do myślenia, ale obawiam się, że podejście do tematu za bardzo „egoistyczne”. Zastanawiałam się skąd się wzięła instytucja małżeństwa. Zdaje się, że to „wytwór” społeczeństwa z czasów gdy kobieta zależna była całkowicie od męża, bo to on zarabiał i łożył na życie. Gdyby społeczeństwo przyzwoliło na takie swobodne odchodzenie od partnerów to jeszcze kilkadziesiąt lat temu ulice zapełniłyby się zniszczonymi życiem i rodzeniem dzieci kobietami, które ich mężowie wymieniliby na nowe (młodsze i atrakcyjne fizycznie) miłości. Nie oszukujmy się, niewielu ludzi dorosło do dojrzałego partnerstwa, w większości miłość mylona jest z fascynacją fizyczną, a ta ulatuje z czasem niestety. Z drugiej strony, żyjąc obecnie za granicami kraju, widzę jakie takie podejście daje rezultaty we współczesnych czasach, w kraju, w którym instytucja małżeństwa dawno spadła już z piedestału. Rezultat tego jest taki, że młodzi ludzie rozstają się przy pierwszych oznakach problemów i nie podejmują wysiłku aby przejść razem przez „górki” i „dołki”, bo nic ich do tego nie nakłania. Pełno tu dzieci, które żyją w rodzinach składających się ze zwykle mamy i jej kolejnych partnerów, każde z tych dzieci ma z reguły innego tatę i czasem go odwiedza w jego nowej rodzinie, gdzie są już jego nowe dzieci i dzieci jego nowej partnerki z poprzednich związków. Te dzieci nie bardzo potrafią znaleźć sobie miejsce w takich rodzinach i stąd wynika później cała masa problemów, na których opisanie nie ma tutaj miejsca. Nie wydaje mi się, abyśmy jako społeczeństwo byli gotowi na rezygnację z instytucji małżeństwa, chociaż z punktu widzenia jednostki być może wygląda to zdrowiej niż obecny układ. Fajnie by było gdyby społeczeństwo składało się z samych dojrzałych i „oświeconych” jednostek, ale tak nie jest i jeszcze długo raczej nie będzie. Przepraszam za ten przydługi wpis i pozdrawiam autora. Z większością założeń chętnie się zgadzam, ale moim zaniem to utopia.
Wiesia,
dziekuje :)
Erathiel, Amber –
co rozumiecie przez „egocentryczna” czy „egoistyczna” pozycje?
W końcu, cały rozwój duchowy czy osobisty jest TYPOWO EGOCENTRYCZNY. W przeciwienstwie do postaw wielu ludzi, ktorzy probuja zmieniac caly swiat (a siebie na koncu albo wcale), w rozwoju osobistym postepujemy odwrotnie – zmieniamy siebie, zostawiajac swiat takim jest. I tedy droga – bo okazuje sie, ze „spoleczenstwo” to nic innego jak suma jednostek, ich przekonan, systemu wierzen, itd. Dlatego przemiana społeczna może odbywać się TYLKO i WYŁACZNIE poprzez zmianę jednostki. I to, jak kultura i poziom jednostki wpływa na obraz spoleczenstwa mozna przekonac sie zyjac i podrozujac za granica. Tam, gdzie wyzej rozwiniete osoby – tam wieksza harmonia i lad w panstwie. Im wiecej leku kultywuje jednostka – tam rodza sie systemy totalitarne, itd.
Erathiel,
moje rozczarowanie instytucja malzenstwa to rozczarowanie klamstwem, jakim ona jest. No chyba ze lubisz zyc w klamstwie i ludzic sie falszywymi obietnicami, no to wowczas Cie doskonale rozumiem :)
Amber,
to co piszesz potwiedza tylko, ze instytucja malzenstwa zwyczajnie schodzi na psy i przestaje funkcjonowac. Mysle, ze gdy dojrzejemy (INDYWIDUALNIE!!!) do wyzszego poziomu rozumienia zycia i relacji, to wymrze ona smiercia naturalna i bedzie traktowana jako relikt przeszlosci. Czy to utopia co napisałem? To zalezy. Do pani Kowalskiej zainsteresowanej modnymi ciuchami, brazylijskimi serialami i złapaniem na dziecko faceta z wielką kasą – na pewno tak. Dla osób świadomych to jednak coś zupełnie innego. Tymczasem, zauważ, że osób świadomych jest coraz więcej, choć zapewne, potrzeba jeszcze kilkaset lat abyśmy jako społeczeństwo osiągneli rzeczywiscie przyzwoity poziom rozwoju.
A mi się bardzo artykuł podoba, mądry, prawdziwy…wystarczy spojrzeć na to jak szybko małżeństwa się rozpadają!!!!! I na nic się mają nagle te obietnice. Wzajemny szacunek, dojrzałość, a przede wszystkim miłość to są fundamenty, na których można coś budować…
Elijah, lubię czytać twoje artykuły, są świetne.
Dzięki
ja żyję w związku bez ślubu od 18 lat z własnej woli, ale pomimo to uważam, że nie można wrzucać wszystkiego do jednego wora, tak jak pan pisze.
Jedno nie zaprzecza drugiemu. w małżeństwie też można zachować wszystkie zasady wspólnego życia w miłości, tolerancji czy odpowiedzialności. W związkach bez ślubu można ograniczać sobie wolność i manipulować sobą itd. itp. A kłamstwo przysięgi? Po pierwsze nie można z góry zakładać, że to kłamstwo, ani że to prawda. Jeśli nie przechodzi to komuś przez gardło, że ma kochać do końca życia, to powinien złożyć swojemu partnerowi własną przysięgę, własnymi słowami, coś co chciałby powiedzieć swojej ukochanej osobie, żeby nie bała się przyszłości, przeszła łagodnie w nowe życie u boku kochanej osoby, trzymając ją za rękę.
Dokładzie tak!! Dobrze mówisz. A nie jedna WYSWIECHTANA formułka DLA WSZYSTKICH
Treść:
Każdy osąd może być prawdą tylko w odniesieniu do aktualnie zaistniałej sytuacji i okoliczności. Każda decyzja może być poprawna tylko w odniesieniu do zaistniałej sytuacji i okoliczności. Zarzucając nowożeńcom kłamstwo autor automatycznie zarzuca je sobie, ponieważ tak jak oni nie może przewidzieć własnych poglądów w innych okolicznościach.
Szczerze wypowiedziana przysięga (zgodnie z przekonaniem w danej chwili) nie jest kłamstwem, nawet jeśli nie zostanie dotrzymana. Kłamstwem jest przysięga wypowiedziana wbrew własnym przekonaniom. (nie ważne czy pod presją, ani z jakich powodów).
Przysięga małżeńska nie ma nic wspólnego z jakością więzi, którą ludzie potrafią wytworzyć między sobą lub nie.
Iluzja własności i iluzja szczęścia nie wynikają z faktu małżeństwa, a jedynie z przedmiotowego traktowania partnera. Takie traktowanie ma miejsce, bez względu na to, czy ludzie ślubowali coś sobie, czy nie.
W tekście użyte wiele pozytywnych wartości, w negatywnym kontekście, całe przesłanie tekstu bardzo negatywne.
Egocentryczny oznacza: kierowany własnym Ego. Ego ma z rozwojem duchowym tylko tyle wspólnego, że stoi mu na przeszkodzie.
Forma:
Rażący jest sposób w jakim autor próbuje użyć siły (postawa przeciw czemuś). Wskazuje on (ten sposób) na rzeczywiście egocentryczne (manifestujące Ego) motywy. Używanie siły zawsze tworzy powstanie przeciw-siły. Stąd polemika autora w komentarzach. Nie wierzy on w Moc swoich słów i słusznie.
Juz nie broń tego archaicznego zwyczaju jakim są te wszystkie śluby.
To ile są one warte, widać na zalaczonym obrazku dookoła. Śmiechu warte!
Chyba nikt inteligetny i samodzielnie myślący, nie wierzy dziś że małżeństwo ma sens. Podobnie jak wysyłanie kuponow totka w nadzieji, że nikt nie wygrywa, ale ja na pewno trafię 6 Myślenie zyczeniowe i dziecinada
ja uważam że ilu ludzi tyle przypadków, jak ktoś chce sobie przysięgać, niech przysięga. Życie i tak to zweryfikuje.
Bardzo mądre teksty. Gdy mamy jeszcze x-naście lat ,czasem życie/lub presja/ zmusza nas do podjęcia decyzji o ślubie. Tak było w moim przypadku.W wieku, kiedy „Bóg całować każe i prowadzi na ołtarze” zaszłam w ciążę . Pamiętam,że mimo swoich 18 lat bardzo dojrzałam, przez ten fakt.Bardzo głęboko mi zapadły słowa przysięgi i w chwili ich wypowiadania miałam poważne obawy – skąd mogę wiedzieć,że będzie mi dobrze z tym człowiekiem.To przecież życie pokaże , czy spełnia nasze oczekiwania.Byłam przerażona,ale powiedziała TAK. Tkwię w tym nieudanym związku x-dzieścia lat, jest mi ciasno, duszę się.Poznałam dojrzałego człowieka, zakochałam się naprawdę, zatapiam się , mam zawroty głowy, czujemy połączenie duszy i ciała na wyższym poziomie , wzajemną telepatię,niewidzialne srebrne nici , połączoną aurę, zrozumienie , intuicję,RADOŚĆ, wspólne odczuwanie , połączenie w tańcu niewidzialną siłą bez trzymanki . Rozwinęłam się duchowo, jestem zupełnie inną osobą , otwartą na miłość, seks zmysłowy, na problemy , innych ludzi też. Mam w sobie łagodność i bardzo duzo tolerancji wobec zachowań męża.Tkwie w 2 światach.Z oczywistych warunków nie jestem w stanie przekazać wszystkich przeżyć. Spodziewam się : niezrozumienia tematu, uśmieszków, potępienia, tolerancji a może nawet akceptacji.
Tak piekny artykuł, ja w sumie czuje bardzo podobnie. Pewno dlatego , że nie mam juz marzeń o białej sukni i utopijnym związku, bo realia wszystko z czasem zweryfikowały.
Ludzie czesto trwają w nieudanych związkach poprostu z braku poczucia bezpieczeństwa.
Dla mnie świat jest moim domem, poczucie zaufania do Boga jest na tyle silne, że nie potrzebuje się zabezpieczać kolejnymi kontraktami.
Jesli miłość płynie wszystko jest rozświetlone, jest sama radośc doświadczania, nie potrzeba gwarancji bez pokrycia, nie musimy sie wzajemnie oszukiwać.
A z resztą po co być z kimś kto na tyle się zmienił( albo nienadążył za naszą przemianą) że nam nim nie podrodze, albo byc z kimś kto się chcę od nas uwolnić.
Czytając ten artykul tylko jedno przyszlo mi na mysl. Dokladnie to co napisal PiotrZet. Sam lepiej bym tego nie ujął:)
Cóż wymagać od ludzkiej miłości, była ona w założeniu niedoskonała ,zaborcza , egocentryczna , kontraktowa – co za coś…
Miłość ludzka przez swoją niedoskonałośc staje się wspaniałym narzędziem do demontażu ega i innych naszych aspektów blokujących wejście na poziom harmonii.Partner jest doskonałym lustrem naszych ograniczeń..Jego ogranczenia wzmagją nasze ,przez to możemy je usunąć I wejść w przestrzeń spokoju , bez potrzeb ,oczekiwań otwarci na dawanie i branie …I dopiero wtedy możemy mówić o miłości dwojga nieuwikłanych w emocje ludzi. Bez manipulacji , bez spełniania oczekiwań pozwalamy miłości płynąć..
Artykul potwierdzil moje obawy.Zgadzam sie z Panem w 100%.Jestem juz 6 lat w zwiazku malzenskim, i ciagle szukam SIEBIE.Ostatnie zmiany jakie we mnie zaszly, odkryly gola prawde o mnie i moich pragnieniach.Mezowi jest dobrze jak jest,nic mu nie brakuje.Czasem mysle czy to ja nie szukam dziury w calym.Ale od pewnego czasu mam pomysl na siebie,a maz?- tradycyjnie mnie blokuje.To on wie lepiej.wypalam sie…
dziekuje za artykul
Pięknie napisałam w marcu 2010r.było , minęło, znów jestem w domu… i niech tak zostanie
Czytam ten tekst już chyba nasty raz z rzędu. Coś niesamowitego. To takie mądre i takie przecież oczywiste. Zresztą uwielbiam blog Elijaha. Pozdrawiam!
W pełni świadomości zawarte małżeństwo nie jest kłamstwem, lecz przysięgą dla przyszłego potomstwa. Bo to właśnie dojrzała odpowiedzialność za powołane życie jest tu najważniejsza, a nie egocentryczne pójście na łatwiznę. Rozwój duchowy może poczekać, ale dziecko dla prawidłowego rozwoju potrzebuje dwojga rodziców i nie może z tym poczekać. Akt małżeństwa powstrzymał wiele par od przedkladania egocentryzmu nad dobro potomstwa. Powodzenia w przopagowaniu świadomości NWO – bez żadnych wartości moralnych, tylko konsumpcja i samozadowolenie. Cos się Eljahowi pomyliło, Boska świadomość nie zna czasu. Skoro powolujesz nowe życie jesteś jego częścią i ono jest częścią ciebie i jesteś za nie odpowiedzialny tak samo jak za siebie. Dlatego w małżeństwie, gdzie są już dzieci i dopóki one nie dorosną rozwód jest sprzeczny z boskim porządkiem życia. Bo rodzice i dzieci są JEDNYM CIAŁEM, a nie duchem ! Życie ma swój porządek: wzrost, prokreacja, rozwój duchowy. Czyli najpierw konieczność, potem obowiązek, a na końcu przyjemność. Nie wiem w jakim wieku jest autor Eljah, ale powinien przy swoich publikacjach zaznaczać, że są przeznaczone wyłącznie dla osób bez zobowiązań zwłaszcza wobec potomstwa. Prawdziwie oświecony służy innym, ale nie propaguje egoizmu w najczystszej postaci.
Bardzo dobrze napisane i skoncentrowane w jednym artykule tyle mądrości tez tak uważam ale do tego typu wniosków trzeba dojrzeć,być ze sobą jako dwie wolne istoty którym jest to bycie razem dobre miłe i kochane nic z przymusu ja i ty jesteśmy wolni ale chcemy być razem bo tak czujemy .A jak długo ? Jak długo będziemy chcieli ,może do końca świata i dłużej bo tak chce ty i ja
Absolutnie zgadzam się z tekstem. Małżeńtwo to sztuczny wymysł, od zawsze związany wyłącznie z handlem wymiennym – coś w rodzaju: ja mam tytuł ty masz pałac i łączymy to świętym węzłem małżeńskim albo ja mam 3 krowy, ty masz świnie i żyjemy długo i szczęśliwie. No może tylko długo….
Dawno temu kobiety nauczono myśleć: Będę starą panną i bardzo się tego boję! Ale czego właściwie? Czas wyciągnąć trupa z szafy i przestać się go bać. Małżeństwo to przeżytek! Problem polega tylko na tym, że polskie prawo nie daje wspomnianego w tekście poczucia bezpieczeństwa i własności bez małżeństwa a nasi politycy wciąż uważają, że związek partnerski to zboczenie (nawet jeśli mówimy o kobiecie i mężczyźnie)
Tekst ciekawy, ale nie do końca się z nim zgadzam. Może problemem nie jest instytucja małżeństwa jako taka, a bajka o małżeństwie tworzona przez społeczeństwo (i to nie tylko przez osobniki płci żeńskiej, jak to autor wielokrotnie podkreślił. Ciekawe dlaczego?). Od dwóch lat już nie jestem mężatką, ale w pełni zgadzam się z mark7271, że to właśnie małżeństwo dało moim dzieciom poczucie przynależności i miłości. Bo to niestety właśnie mężczyźni mają zwyczaj szukać przyjemności nie przejmując się odpowiedzialnością za swoje czyny. A małżeństwo tę odpowiedzialność wymusza.
Aha. Z tego co napisałaś droga „jen” wynika jasno ze wzięłaś sobie jakiego przypadkowego potencjalnie nie odpowiedzialnego kolesia za męża i dzięki temu ze go „splątałaś” węzłem małżeńskim to mogłaś z nim na siłę wychować dzieci ? Czy ty się słyszysz ? Totalna dziecinada. Gdybyś była dojrzała i mądra to byś szukała odpowiedzialnego partnera nie łapała byle kogo na ślub i dzieci. Co to za związek gdzie coś a w tym przypadku odpowiedzialność musi być wymuszona ? Paranoja ! Nie wiem teraz czy współczuć jemu czy tobie.
Jestem cudownie zaskoczony tym, ilu ludzi potwierdza że instytucja „małżeństwa” to mit który został stworzony przez zniewalającą ludzkość instytucję KK! Ta piękna „zagrywka” odbiera ludziom prawo do wolności, prawdziwej miłości i samostanowienia o sobie! Tylko wolna, indywidualna i spełniona jednostka, która ma kontakt ze swoja duszą, może przyczynić się wolności i niezależności wszystkich innych jednostek. Ale jest to nie na rękę włodarzom tego świata, bo wolny człowiek jest niebezpieczny dla systemu i dla tych którzy go stworzyli na swoje potrzeby do rządzenia nami. Pozdrawiam serdecznie autora:)