Archiwa tagu: jaźń

Ramana Maharishi – nauki – Villemo

W pierwszej części artykułu poznaliśmy życie Ramana Maharishiego. Z poniższego tekstu dowiemy się, co chciał nam przekazać, co pokazać swoim przykładem oraz czego nauczyć.

Żaden GURU, czy święte księgi, nie oświeciły go i nie uczyniły Wielkim. Odkrył PRAWDĘ sam, własnym wysiłkiem, przekazując naukę opartą na własnym doświadczeniu, w sposób oryginalny i niepowtarzalny. Odsłonił prawdę kosmicznej świadomości w jej przyrodzonej, nagiej postaci, pełnej przebudzenia Siebie poza początkiem i kresem, wiecznie istniejącej poza kreacją i osiąganiem. To, co ma początek, musi mieć kres, stworzone ulega zniszczeniu, osiągnięte musi być utracone! Tylko świadek jest wieczny, jako najwyższe „JA – JESTEM” w sercu każdej żyjącej istoty.

BHAGAVAN wskazywał, iż samorealizacja oznacza zjednoczenie z Czystą Świadomością, stanem bezosobowym, pozaczasowym, pozaprzyczynowym, całkowitym porzuceniem Ego, darzącym WOLNOŚCIĄ i SPOKOJEM. Był on świadectwem wspaniałego objawienia otwartego dla każdego i dla wszystkich. Dlatego serce jego życia to serce życia wszechświata.

Dla SRI RAMANA MAHARISHI JEDNOŚĆ poza światem złud JEST wiecznym FAKTEM, boską kondycją łączącą wszystkie religie i wyznania, Jego fizyczna obecność między ludźmi promieniowała jak słońce mądrości, delikatnie i w ciszy, ponieważ milczenie było jego naturą. Jeśli używał słów, były one proste i jasne, pełne mocy – przerywające tamę rzeki powszechnej świadomości. Nie było tu żadnych dogmatów i doktryn niemożliwych do sprawdzenia. O prawdzie jego słów mógł się przekonać każdy, kto z odwagą pogrążył się w głąb swej świadomości, kto był w stanie uwolnić się ze świata pojęć, odczuć i znaczeń.

Życie MAHARISZIEGO było praktyczną demonstracją REALNOŚCI BRAHMANA, najwyższego JA, rozpraszającą niesubstancjalną ułudę zjawiskowego świata. Poznać BHAGAVANA można tylko stając się NIM, ponieważ według jego słów – wiedzieć o czymś w pełni, to być tym – – PRAWDZIWA WIEDZA JEST BYCIEM. Pojedyncze słowo, które padło z jego ust, zmieniało cały bieg naszego dotychczasowego życia, budząc duszę do wysiłku samooczyszczenia.

NAUKI Bhagawana

Naukę Maharishiego najlepiej przedstawiają notatki z jego odpowiedzi dawanych różnym ludziom przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, i parę jego własnych utworów o niezmiernej głębi filozoficznej; właściwie dwa główne – klasyczne, jak utwory pradawnych mędrców to: Upadeśa Saram, czyli Trzydzieści Wierszy o Prawdzie i Ulladu Narpadu lub Sat Widia, czyli Prawda Bytu lub Wiedza Bytu; zostały spisane przez uczniów łącząc w całość poszczególne strofy przez Maharishiego, na wzór mantram, w różnych chwilach tworzone; oczywiście z aprobatą i korektą mędrca. Jedynymi utworami, które samorzutnie, w przypływie ogromnej szczęśliwości – w młodzieńczych latach – stworzył, są hymny do Najwyższego pod imieniem Arunaczali.
Poglądy teoretyczne Ramany można by porównać do trzech stwierdzeń Siankary:

– Świat jest pozorny;

– Brahman jest jedyną rzeczywistością;

– Brahman jest światem.
Świat jest pozorny

Nie jesteś żadnym z obiektów, które mogą być ujrzane. Jesteś neti – nie tym, co może być wskazane (skr. neti neti – nie tym, nie tamtym). Nie powinieneś uzależniać swojego istnienia i wyzwolenia od tego, co skończone, chwilowe i przemijające, bo w ten sposób podlegasz ciągłemu cierpieniu.

Brahman jest jedyną rzeczywistością

Niewysłowiona świadomość-Duch (Brahman-Atman, Self, prawdziwe Ja/Jaźń) jest tym, co jest rzeczywiste. Jest to Czysty Świadek, wieczny, nienarodzony Widz.

Bezforemna promienna Pustka.

Pozaczasowa, wieczna esencja. Pełna i doskonała świadomość ciągłej teraźniejszości

Brahman jest światem

Po odkryciu dwóch poprzednich kroków, pojawia się zrozumienie, że względny świat (forma), nie jest różny od Brahmana (pustki). Świat istnieje tylko i wyłącznie w pierwotnej świadomości. Forma jest pustką, a pustka formą.

Dopełnieniem urzeczywistnienia najwyższej świadomości, ostatecznego Ducha, bezforemnej i pozaczasowej, wiecznie świeżej podstawy wszystkiego, jest stan niedualny, w którym świat i duch nie są dwoma.

Ramana Maharishi zwraca także uwagę, że to czyste Self, najwyższa prawda, do której dążymy, nie jest czymś, co się osiąga. Jest to raczej coś, co istnieje faktycznie i co mamy jedynie odkryć.

Dlatego urzeczywistnienie jest czymś, co nie ma początku – to, co ma swój początek – nie jest urzeczywistnieniem, ale kolejnym obiektem – przemijającym i chwilowym.

Spoczęcie w tym, który robi, obserwuje, czy czegoś nie wie – jest właśnie tym prawdziwym Self (Ja).

Jedną z podstawowych rad i metod, które doradzał Maharishi było „zapytywanie siebie”.

Poszukując odpowiedzi na jakieś konkretne pytanie dotyczące urzeczywistnienia, Ramana zalecał skupić się na odczuciu „kto pyta?” i pójść właśnie tym torem.

Kto zna świat, ale sam nie może być poznany? Kto słyszy? Kto słyszy np. ptaki, ale sam nie może być usłyszany?

Kim jest widzący? Kto widzi np. chmury, ale sam nie może być ujrzany?
Zdaniem tego mistrza powinniśmy zadawać sobie pytanie: KIM JESTEM?

Widzę obiekty, ale nie jestem tymi obiektami. Kim jestem?

Doświadczam emocji (mam emocje), ale nie jestem tymi emocjami. Kim jestem?

Mam pragnienia, ale nie jestem tymi pragnieniami. Kim jestem?

Myślę, ale nie jestem moimi myślami. kto myśli? Kim jestem?

Dzięki takiemu zapytywaniu się człowiek (osoba, istota czująca) powraca do swojej własnej świadomości, do najgłębszego jej jądra, które jest podstawą wszystkiego.

Wszystkie tworzone przez nas koncepcje o czasie i przemijaniu powstają w świadomości.

Doświadczenie „ja-Ja” (pierwotnej świadomości) wykracza poza wszelkie takie koncepcje.

Jest to podstawa, na której możemy budować faktyczną harmonię. Nawet żyjąc codziennym życiem, możemy znaleźć swój fundament w odnalezieniu: „kto doświadcza tego wszystkiego?”
NAJWYŻSZA ISTOTA – Paraatman

Forma Jaźni jest kształtem Boga

On jest w postaci „Ja-Ja”.

Pomiędzy pojęciami wewnątrz a przedmiotami na zewnątrz możliwa jest wzajemna relacja [tylko dlatego], że u podstawy [tej relacji] znajduje się uniwersalna zasada, która jest prawdziwym znaczeniem [tego, co nazywamy] umysłem.

Dlatego ciało i świat, które pojawiają się wobec siebie jako zewnętrzne, są tylko mentalnymi odbiciami.

Tylko Serce manifestuje się w tych wszystkich formach.

W naturze wszechogarniającego Serca, a więc w przestrzeni czystego umysłu, ma swoją siedzibę zawsze [to samo] świetliste, samoświetlne „Ja”.

Ponieważ manifestuje się Ono w każdym, nazywane jest Wszechwiedzącym Świadkiem lub Czwartym Stanem.

Nieskończona Przestrzeń jest Rzeczywistością znaną jako Najwyższy Duch lub Jaźń,

która świeci bez [poczucia] ego wewnątrz Ja,

jako Jedno we wszystkich indywidualnych istotach.

To, co znajduje się poza Czwartym Stanem jest tylko Tym.

Należy [więc] medytować nad rozległą [przestrzenią] Absolutnej Świadomości, która wszechprzenikając świeci wewnątrz i na zewnątrz;

[należy medytować] nad świetlistością Czwartego Stanu, [która podobna jest do] przenikającej w najgłębszy niebieski rdzeń świetlistego płomienia i nieskończonej poza Tym przestrzeni.

Prawdziwym stanem jest ten, który świeci nad wszystkim

zawierając [w sobie] [płomień] i [nieskończenie przenikając] poza płomień.

Nie ma potrzeby zwracać uwagi na Światło. Wystarczy wiedzieć, [że] Rzeczywiste jest Stanem wolnym od ego.

Każdy wskazuje na pierś, gdy wskazuje na siebie i to jest wystarczającym dowodem, że Absolut jako Jaźń przebywa w Sercu.

Rishi Washistha mówi, że poszukiwanie Jaźni na zewnątrz siebie, bez pamiętania [o tym], że świeci ona nieprzerwanie jako „Ja-Ja” w Sercu, podobne jest do odrzucenia bezcennego klejnotu w zamian za błyszczący kamyk.

Wedantyści uważają, iż świętokradztwem jest traktowanie Jednej Stwórczej Utrzymującej i Pochłaniającej Jaźni jako oddzielnych bogów Ganapati, Brahmy, Wishnu, Rudry, Maheśwary i Sadashivy.

Przez pierwsze lata Maharishi stale przebywał w samadhi, zachowując milczenie. Kiedy został rozpoznany, coraz więcej ludzi przybywało do niego po wskazówki i rady.

Z czasem zaczął odpowiadać na pytania i udzielać wyjaśnień. Odpowiadał na pytania opierając się na własnej wiedzy uzyskanej dzięki urzeczywistnieniu; dopiero później stwierdził, że daje się ona wyrazić w terminach hinduizmu i zgodna jest z wykładnią szkoły Adwajty.

Myśli różne

Problemem jest to, że człowiek uważa się za sprawcę wszystkiego. To błąd. WYŻSZA SIŁA wszystko umożliwia, człowiek zaś jest tylko narzędziem. Jeśli zaakceptujesz ten punkt widzenia, staniesz się wolny od kłopotów. W przeciwnym wypadku zniszczą cię problemy. Weź na przykład posąg podtrzymujący Gopurę (wieża świątyni). Zdaje się, że dźwiga całą budowlę na swych barkach. Jest realistycznym obrazem wielkiego wysiłku towarzyszącego dźwiganiu ciężaru. Lecz pomyśl – wieża stoi na ziemi, oparta na solidnym fundamencie, figura jest częścią wieży, czy to nie zabawne?! Taki sam jest człowiek podtrzymujący koncepcję „działającego”.

Jeśli dokonało się odkrycia, czym jest umysł? Umysł znika. Stanowi to spontaniczną reakcję, „kontrolę umysłu”. Jeśli jednak umysł pozostaje nienaruszony i pragniesz go kontrolować, spowodujesz fikcyjny proces. Tak jakby złodziej przebrał się za policjanta, aby się samemu schwytać!

Samo ciało, z natury bezwładne, nie mówi o sobie JA. Nikt też nie może stwierdzić „nie istniałem podczas głębokiego snu”. Myślenie wchodzi w byt tylko po zaistnieniu EGO. Dlatego szukaj istoty, szukaj, skąd EGO wypływa, skupiając na tym całą władzę umysłu.

Siastry stają się bezużyteczne, kiedy zrealizowano ich treść. Święte pisma są potrzebne jedynie, by wskazać egzystencję WYŻSZEJ SIŁY (JAŹNI) oraz drogę do niej prowadzącą. To wszystko. Kiedy treść została przyswojona, reszta jest bezużyteczna. Bezsensowne jest wymierzanie na skali „duchowego poziomu” — adepta, który przebył drogę do wyższego stanu świadomości. Kiedy cel został osiągnięty, tylko to pozostaje, cała reszta staje się zbędna. Oto stan, w którym siastry są bezużyteczne!

Autentyczne Siddhi — parapsychiczne MOCE — to twój stan naturalny, w którym wciąż jesteś prawdziwą jaźnią, osiągnięty przez bycie świadomie przebudzonym w tej JAŹNI, podczas gdy inne władze są jak te pozyskane w snach. Czy jakakolwiek rzecz otrzymana we śnie pozostanie prawdziwa na jawie?! Czy Mędrzec, który odrzucił fałsz przez wtopienie się w RZECZYWISTE, może być omamiony przez siddhi?

Dla kogoś ugruntowanego ostatecznie w błogim stanie naturalnym, poza zmianami, dla niedostrzegającego różnic, pozbawionego myśli – „Oto ja, a to ktoś inny”. Kto może znajdować się „na zewnątrz” JAŹNI?! Dla niego nie istnieją koncepcje „Jedności” i „Wielości”. Jeśli ktokolwiek powie o nim, co się dzieje? Będzie to dla niego to samo, jakby sam to o sobie powiedział.

Pytający siebie — „kim ja jestem” oraz „gdzie się znajduję” wciąż istniejąc jako JAŹŃ, przypomina pijanego człowieka, który zapomniał swego nazwiska i szuka drogi do domu, chodząc wokół jego ścian.

Ciało jest zanurzone w JAŹNI — ten, kto uważa, że to JAŹŃ zawarta jest w nietrwałym ciele, jest jak człowiek, który twierdzi, iż płótno, na którym namalowany jest krajobraz, należy do krajobrazu.

Pytasz o łaskę guru — łaska jest w tobie. Jeśli byłaby czymś zewnętrznym nie można byłoby jej użyć! Łaska to JAŹŃ. Nie jest to coś, co można od kogoś otrzymać. Wszystko, czego potrzebujesz to jej egzystencja w tobie. Nigdy nie znajdziesz się na zewnątrz jej działania. Łaska jest zawsze tutaj. Nie przejawia się z powodu ignorancji. Wraz z żarliwą wiarą (śraddhą) stanie się widoczna. ŚRADDHA, ŚWIATŁO, ŁASKA, DUCH to wszystko synonimy JAŹNI!

Czym jest medytacja, jeśli nie mentalnym oglądaniem pewnych koncepcji? Jest to (japam), — powtarzanie zaczynające się słowami (mantra), kończąca się zaś w ciszy JAŹNI. Medytacja i kontrola umysłu są współzależne. Medytacja zawiera czujne śledzenie myśli — ,,kontrolę” nieustannego strumienia wyobrażeń. Na początku towarzyszy temu koncentracja, pewien wysiłek na rzecz utrzymania czujnej uwagi, zakłócający właściwy prąd medytacji. Lecz po pewnym czasie praktyki medytacja oczyszcza się i staje się bezwysiłkowa, spontaniczna. W fazie tej zbędne staje się unieruchomienie ciał i wyznaczanie specjalnego czasu dla medytacji. Zamienia się ona w ciągły cichy prąd, niezależny od aktywności ciała.

Jnani (mędrzec) widzi wszystkich wokół siebie jako mędrców — jnani. W stanie ignorancji osoba projektuje własną ignorancję na jnani, uważając, że jest on działającym sprawcą czynów (karta). W stanie jnany, jnani nie postrzega niczego oderwanego od JAŹNI. JAŹŃ jest całą świetlistością i jedyną czystą mądrością — jnana. Dwaj przyjaciele ułożyli się do snu. Jeden z nich miał sen o długiej podróży odbywanej wspólnie z drugim przyjacielem, w której przeżyli dziwne przygody. Po przebudzeniu będąc pod wrażeniem snu budzi towarzysza pytając, czy nie śnił czegoś podobnego?! Przyjaciel zaprzeczył stwierdzając, że przecież sen nie może przenieść się na innych. Tak samo jest z jnani — ignorantem, który przypisuje swoje złudne idee innym.

Na podstawie źródeł opracowała Villemo

——————

Źródła:

Ramana Maharishi – życiorys – Villemo


Osoba Sri Ramana Maharishi’ego przedstawiona została w artykule, który będzie miał dwie części. W pierwszej części dowiemy się między innymi o jego życiu, poszukiwaniu drogi, doświadczeniach duchowych oraz ciekawostka…jaki miał związek z Polską .. W drugiej części odkryjemy tajemnicę nauk Mistrza, co według Niego jest najważniejsze, jak odkrywać siebie oraz Boga.

 „A gdy się starało zbliżyć swą ludzką świadomość do Maharish’iego, spotykało się bezkres, nieskończoną, niemożliwą do ogarnięcia wielkość, jakby jego indywidualność nie istniała oddzielnie od Świadomości Kosmicznej; odczuwało się w nim Boga, niejako bezpośrednio, «dotykalnie»”

30 grudnia w 1879 roku na południu Indii, w Tamilskim kraju, niedaleko sławnego grodu Madury, urodził się w kulturalnej i bogobojnej bramińskiej rodzinie chłopak, którego nazwano Wenkataraman. Był silnie zbudowany, lubił sporty, zabawę, nie palił się do nauki, ale dzięki fenomenalnej pamięci – mógł powtórzyć każdą lekcję po jednokrotnym jej przeczytaniu lub wysłuchaniu – nie był uważany za złego ucznia.

W wieku 16 lat miał doświadczenie duchowe, które spowodowało, że porzucił dom i udał się do Tiruvannamalai, gdzie znajduje się wzgórze Arunachala poświęcone Śiwie.

Fakt zmieniający całe jego życie, a właściwie odsłaniający dokładnie jego przeznaczenie, wielkość i osiągnięte – zapewne w ciągu wielu poprzednich żywotów sadhany – szczyty. Sam Maharishi opisał to zdarzenie – oto w prostych słowach opis najdziwniejszego mistycznego przeżycia, które ze zwykłego, wesołego chłopca uczyniło świętego.:

 

„Ta wielka zmiana w moim życiu zaszła około sześciu tygodni przed moim definitywnym opuszczeniem Madury. A była zupełnie nagła. Siedziałem sam w pokoju, na pierwszym piętrze domu mego stryja. Chorowałem w ogóle niezmiernie rzadko, a w ów dzień absolutnie nic mi nie dolegało; aż oto nagle ogarnął mnie przerażający strach śmierci. W stanie mego zdrowia nic nie mogło być tego przyczyną; nie starałem się też przyczyny tej szukać i strach mój uzasadniać. Po prostu czułem: «zaraz umrę», i począłem zastanawiać się, co mam zrobić. Nie przyszło mi wcale na myśl, by zwrócić się do lekarza, czy do starszych z rodziny lub przyjaciół; czułem, iż mam stanąć przed tym faktem twarzą w twarz, zupełnie sam.”

„Ów wstrząs przenikliwego lęku śmierci skierował całą moją uwagę i myśl ku głębi, w siebie; powiedziałem sobie wewnętrznie, bez formułowania w słowach: «0to przyszła śmierć, ale cóż to znaczy? Co ma umrzeć? To ciało umiera.» I od razu dramatyzując ten oczekiwany fakt i chcąc nadać jak największą realność swemu badaniu położyłem się wyciągając członki sztywniejące, jakby rigor mortis już mnie ogarniał; wstrzymałem oddech, zacisnąłem usta, aby żadne słowo się z nich nie wymknęło, ani «ja», ani żadne inne. Mówiłem sobie: «Ciało to już umarło; zaniosą je i spalą na popiół na stosie pogrzebowym. Ale czyż ze śmiercią tego ciała umarłem i ja? Czy to ciało to ja? Wszak jest ono nieruchome i nieme, a JA czuję pełnię sił mej indywidualności, a nawet słyszę głos mej Jaźni wewnątrz, w głębi, zupełnie poza ciałem i od niego niezależnie. A więc jestem Duchem, wyższym od ciała. Ciało umiera, ale Ducha, który jest ponad nim, śmierć nie może dotknąć. Jestem, więc nieśmiertelnym Duchem»”.

„A nie były to mgliste, niewyraźne myśli, były one jak błyskawice świadomości, żywej bezpośrednio przeżywanej prawdy, niejako poza procesem myślowym. «Ja» było czymś tak żywym i realnym, jakby to była w tej chwili jedyna rzeczywistość. Cała działalność świadomości, dotąd związana z ciałem, była teraz ześrodkowana w tym «Ja». Jaźń skupiła całą swą uwagę na sobie, została wciągnięta niejako w głąb siebie samej jakimś potężnym impulsem. Strach śmierci zniknął, aby nigdy nie wrócić.”

„To pogrążenie się w Jaźń-Ducha trwało odtąd nieprzerwanie wciąż. Inne myśli mogły pojawiać się i znikać, jak różne tony muzyczne, ale owa «Jaźń» trwała wciąż jak podstawowa nuta brzmiąca nieustannie, zlewając się z innymi tonami. Czy byłem zajęty rozmową, czytaniem, czy jakąkolwiek inną czynnością, wykonywało ją moje ciało, a «Ja» byłem wciąż skupiony w Duchu. Poprzednio przed owym krytycznym przeżyciem nie miałem jasnego pojęcia o swym Duchu, nie byłem świadom jego przyciągania; nie odczuwałem żadnego zainteresowania nim, a tym bardziej pragnienia, by się weń całkowicie i na stałe pogrążyć.”

Można sobie zresztą wyobrazić, jak trudne było dostosowanie codziennego życia do tej nowej, dotąd zupełnie nieprzeczuwanej świadomości, zwłaszcza przy braku jakiejkolwiek wiedzy z dziedziny jogi. Maharishi sam powiedział ciekawe i dla jogi znamienne słowa, oto, że dusza – będąca łącznikiem, pomostem pomiędzy Duchem, (z którym był się w owym przeżyciu zjednoczył) a świadomością fizyczną – „usiłowała znaleźć na nowo «miejsce» do zarzucenia kotwicy”; kto wie, czy następne lata samotności, milczenia i zupełnego zdawałoby się „odejścia” od fizycznego ciała nie były poświęcone właśnie tej pracy; bo jest to praca olbrzymia – jak uczynić z duszy i ciała fizycznego odpowiedni, najwrażliwszy przewodnik dla niezmiernie szybkich i potężnych wibracji Ducha, tak, aby jego moc mogła dosięgać przez ten instrument fizycznej sfery oraz całej ludzkości.

W dwa miesiące po owym przeżyciu, gdy jego zachowanie się coraz bardziej niecierpliwiło otoczenie, nastąpił „wybuch” – stryj zastawszy go pogrążonego w medytacji, z otwartą książką gramatyki angielskiej na kolanach, zauważył, iż te książki na nic się nie przydadzą „takiemu” chłopcu, czyli chcącemu prowadzić życie sannjasina, a nie człowieka świeckiego.

Zrobiło to na nim ogromne wrażenie, uderzyła go niezaprzeczalna słuszność tych słów i natychmiastowe zrozumienie jak błyskawica wychyliło się z wewnątrz – „oczywiście tylko sannjasa jest dla mnie właściwa.” Wstał z postanowieniem odejścia z domu zaraz. Dokąd? Ma się rozumieć do Tiruwannamalai, do Arunachali. Pozostawił charakterystyczny list:

„Wyruszyłem ku Ojcu, na Jego rozkaz. Przedsięwzięcie, które «to» podejmuje, jest słuszne, przeto niech nikt się nie smuci tym czynem i nie wydaje pieniędzy na szukanie «tego». Czesne w koledżu nie zostało zapłacone, resztę – 2 rupie – załączone.”

Arunachala – w miejsu tym spędził resztę życia. Góra Świętego Płomienia. Niemal samotna wśród szerokich równin, pólek ryżowych, zarośli zwanych dżunglą, lasków i jeziorek – wśród malowniczego krajobrazu o niebieskawych wzgórzach, o muzycznych liniach na horyzoncie – wznosi się wielka i majestatyczna. Choć obiektywnie niezbyt wysoka – około 800 m – góruje nad całą okolicą. Arunachala nie jest zwykłą górą, stwierdza to każdy wrażliwy człowiek, który ją zna. Promieniowanie gleby i skał jest inne, prąd spod ziemi odmienny… Odczucie wichru wieków i zaduma, unosząca się jak żywy obłok, ciągną w głąb.

Arunachala nie jest zwykłą górą. Wzięta przed wiekami za symbol Najwyższego, Niewysłowionego, zdaje się nosić na sobie odblask Jego majestatu i oczy człowieka kierować ku Niemu.

W tym okresie zewnętrzny wygląd Maharisziego mógłby przerazić każdego Europejczyka – bo Hindusi przyzwyczajeni są do widoku skołtunionych włosów, popękanej skóry, chudości przypominającej raczej szkielet niż człowieka, itp. Po prostu w krótkich chwilach, gdy powracał świadomością do fizycznego świata, zdawał się własnego ciała nie dostrzegać czy też nie być go normalnie świadomym. Ale właśnie taki wygląd przemawiał do wyobraźni licznie przeciągającego przed świątyńkami ludu i niejeden zatrzymywał się, oddawał cześć najgłębszym pokłonem, lub rozciągnięciem się na ziemi.

I tak młodziutki swami powoli stawał się znany. Ale nikt nie wiedział ani skąd przybył, ani jakim włada językiem

Dla rodziny zniknięcie Wenkataramana było zarówno niespodziewane jak i bolesne. Pewnego dnia wybrała się do niego jego matka. Błagała go o powrót do domu przez kilka tygodni. On nawet słowem się do niej nie odezwał. Któregoś dnia napisał na kartce taką dla niej odpowiedź:

„Najwyższy Zarządca kieruje przeznaczeniem dusz, zależnie od prarabdha karmy każdej. To, co nie jest przeznaczone, nie stanie się, choćbyśmy się o to najusilniej starali. A to, co jest przeznaczone, stanie się, choćbyśmy wszystko robili, by tego uniknąć. Jest to niezawodne i pewne. Najlepiej więc trwać w milczeniu.”

Maharishi zawsze podkreślał, że to, co się zdarza, jest wynikiem naszych przeszłych czynów, myśli i uczuć, wyrazem niezłomnego prawa przyczyny i skutku, a więc jest już przeznaczone (prarabdha karma), ale jednocześnie wciąż powtarzał, iż mamy pełną swobodę nie utożsamiania się z ciałem, podległym temu przeznaczeniu; a kto zdoła utożsamić się, tj. czuć się Duchem, a nie ciałem, ten jest od wszelkiej karmy (skutków) wolny. Mistrz powtarzał wyraźnie, że człowiek jest sam odpowiedzialny za to, jakie stwarza przyczyny, ale od logicznych i naturalnych ich skutków nie może się uwolnić, musi je „wyżyć”. Kiedyś powiedział:„Ponieważ ludzie zgodnie z prawem Boga zbierają tylko plon, który sami posieli, przeto odpowiedzialność jest ich, a nie Boga”. Najwyższy stwarzając wszechświat ustanawia pewne niezłomne prawa, tak fizykalne jak i moralne, i żadne błagania, prośby ni zaklęcia, działania tych praw nie są w stanie uchylić; ale mogą dodać człowiekowi w ciężkim położeniu więcej sił i rozumu o tyle, aby się nie buntował przeciw „przeznaczeniu” i nie chciał się uchylić od tego, co się już nie może odmienić.

O dalszym życiu Maharishiego jest stosunkowo niewiele do powiedzenia; o tyle, że poznawanie jego mądrości i potęgi dokonywało się powoli, ale stale. Zaczęło się od prostaczków, chłopów okolicznych, potem przychodzili inteligentniejsi i nabożni ludzie i różnego rodzaju sannjasiny, potem „biegli w Piśmie”, pandity, jogowie i swami, oraz intelektualiści – lekarze, prawnicy itd. itd., wreszcie zjawił się „przypadkiem” sławny już i wielce uczony Ganapati Muni, zwany też zaszczytnym mianem Kawiakanta, tj. „mistrzem w poezji”, dzięki jego wspaniałym improwizacjom sanskryckim.

Rzucił mu się do nóg z charakterystyczną bezpośredniością swej natury i drżącym ze wzruszenia głosem mówił: „Wszystko, co można było przeczytać (z filozofii i religii hinduizmu) – przeczytałem; nawet zrozumiałem w pełni Wedanta-siastry (trudne sławne księgi), praktykowałem bez końca dżapę (śpiewy i różańcowe modlitwy, jak i inwokacje), a jednak nie zrozumiałem jeszcze, na czym polega prawdziwy tapas. Po to przychodzę tu, naucz mnie, oświeć, powiedz, co jest treścią tapasu.

Maharishi zwrócił wzrok na uczonego i trwał bez ruchu; wreszcie rzekł:

„Jeśli badasz skąd pochodzi pojęcie «ja», cały umysł pogrąża się w TO; to jest tapas. Gdy powtarzasz mantry i badasz, jakie jest źródło, z którego powstaje głos, dźwięk, dusza pogrąża się w TO; to jest tapas”.

Dumny uczony rozpogodził się, poczuł światło w sercu a radość w duszy. Odtąd począł tworzyć pieśni sanskryckie ku czci Wenkataramana, którego czcił jako swego guru. To on nadał mu imię Bhagawan Szri Ramana Mahariszi – Błogosławiony, najczcigodniejszy wielki riszi Ramana; a imię to przyjęło się tak dalece, że mało kto dziś zna, jakim go nazywała matka. Uczony ten, gdy zmienił się w najgorętszego bhaktę, rozsławił imię Maharishiego na całe Indie.

Do Maharishiego zwracano się często „Bhagawan”. Dosłownie znaczy to w sanskrycie święty, wzniosły, szlachetny, Pan; są to przydomki Boga. W ten sposób zwracano się do wielkich świętych. Słowo „Śri”, umieszczane przed imieniem Maharisziego, znaczy „czcigodny”. Wenkataraman, nazwany później Ramana Maharishi (wielki riszi Ramana)

Ze wstępu książki „Słowa Ramany Maharishi” dowiadujemy się, iż BHAGAVAN SRI RAMANA MAHARISHI był uosobieniem niezależności, postawy najwyższego spokoju, nieskończonego oceanu wolności. Rozwiązał on tajemnicę przenikającą każdą formę życia na ziemi. Jego obecność unosiła nas poza ciała i mózgi do naszego prawdziwego JA. Jego życie na ziemi było głębokim wnikaniem w boską iluminację, bazującym na dynamicznej sile milczenia ciała i umysłu. Wszelkie światowe obawy i potrzeby rozpływały się w jego obecności, jak lód topnieje przy ognisku. Ramana odkrył na nowo zapomnianą, starożytną metodą przywracania człowiekowi jego boskiej świadomości, (atma vichara), aby poprzez swą obecność oraz wciąż żywe SŁOWO ofiarować ją całej ludzkości.

W rozmowie dotykał on wszelkich aspektów życia, bez żadnego skrępowania, bez pomijania czegokolwiek.

Nie można go też zaklasyfikować do żadnej szkoły filozoficznej, religii, kultu, czy specjalnej formy yogi. Sam żyjąc wolny, poza społeczeństwem i kastą, ciałem i duszą, życzył wszystkim wolności i spokoju. Święty, filozof, wyrzeczeniec, inkarnacja Boga czy bytu, żaden z tych terminów nie odpowiada adekwatnie MAHARISHI, nie był on produktem jakiejś dawnej tradycji.

POLSKA i Maharishi

Ramana dużo wiedział o Polsce; m.in. od Wandy Dynowskiej* , jak od wcześniej przybyłego do Indii i częściej odwiedzającego aszramę, bardziej „odważnego” w swych pytaniach, a wielce przez Maharishiego lubianego – Maurycego Frydmana. Nieraz pytał o Polskę, czytał i pomagał na odległość. Pani Wanda wspomina: „(…) gdy z grupą młodzieży uchodźczej objeżdżałam południowe Indie – dając wszędzie przedstawienia polskich tańców, i zawitaliśmy także do aszramy, chciał je zobaczyć; kazał mi stanąć tuż przy sobie i tłumaczyć każdą piosenkę, którą dziewczęta śpiewały. W sali przy jego tapczanie stał od 1935 r. huculski drewniany lichtarz, który służył do laseczek kadzidła palącego się cały dzień. Na Arunachali zostały zakopane kamyczki z Polski i wylana woda z Morskiego Oka. Łączność z Polską nie przerwała się i po jego odejściu; wiem, iż Maharishi jest bardzo aktywny w pomaganiu każdemu, kto się doń w Polsce zwraca, i… całemu krajowi.

Myślę, że doskonałym podsumowaniem postaci Mistrza będą wspomnienia, jakie po sobie pozostawił wśród ludzi, którzy go znali.

„Był on jednym z nielicznych dziś mędrców i świętych na miarę największych, jacy kiedykolwiek istnieli w historii, nawet starożytnych – tak bogatych w mędrców – Indii. Nazywano go również Dżnianinem i Dżiwanmuktą. Te słowa sanskryckie zawierają szerszą treść, wyrażają wyższe szczyty ducha aniżeli nasze określenia: mędrzec i święty. Dżniana – to najczystsza mądrość ducha, a ten kto w niej osiąga szczyt – Dżnianin, jest na wieki zjednoczony z Prawdą, o świadomości pogrążonej w Rzeczywistość jedną i nieprzemijającą. Trwa on w morzu niezmąconej światłości i bezgranicznej szczęśliwości (Ananda).”

Dżiwanmukta – to dusza (Dziwa), która osiągnęła bezwzględną wolność – Mukti lub Moksza (zbawienie w terminologii chrześcijańskiej). Jest to więc człowiek – ściślej mówiąc nadczłowiek – tak w Bogu pogrążony, iż Jego światłość – mocy, mądrości, miłości – świeci przezeń nieustannie, niezmącona i potężna.

„Istotnie, każdy, kto widział Maharishiego, musiał to odczuć silniej lub słabiej, zależnie od własnego rozwoju i «pojemności duszy»; ale w ciągu mego wieloletniego kontaktu z aszramą nie spotkałam ani jednego człowieka, który by nie doświadczył tego niewymownego promieniowania. A przybywali tam ludzie o najwyższym wykształceniu europejskim, różnych narodowości i wyznań, ze wszystkich części świata. Wielu, zarówno hindusów, jak chrześcijan lub muzułmanów, Europejczyków czy Amerykanów, pozostawało tam przez szereg miesięcy, a nawet lat, wgłębiając się w nauki Mistrza, usiłując stosować wskazywane przezeń metody samopoznania i odkrywania Boga; niejeden odjechał istotnie przemieniony. Setki i tysiące ludzi doznawało przedziwnej pomocy w jego obecności; milczące jej promieniowanie uleczyło niejedno, zarówno fizyczne jak psychiczne schorzenie. Trudno jest oddać słowami atmosferę aszramy, ten nieskończony spokój, głębię ciszy, a jednocześnie dynamicznej mocy.”

„A gdy się starało zbliżyć swą ludzką świadomość do Maharishiego, spotykało się bezkres, nieskończoną, niemożliwą do ogarnięcia wielkość, jakby jego indywidualność nie istniała oddzielnie od Świadomości Kosmicznej; odczuwało się w nim Boga, niejako bezpośrednio, «dotykalnie». Osobiście widziałam w nim «soczewkę» bożej światłości, żywą, nieskończoną Prawdę, a nie człowieka. Takim pozostał dla mnie zawsze. Nie byłam zresztą bynajmniej odosobniona ani w tym odczuciu, ani w wyrażaniu go w poetyckiej formie; w wielu, bardzo wielu, budziła się samorzutna twórczość, wypowiadająca się, u ludzi Zachodu w wierszach, u Hindusów zaś w najłatwiejszej dla nich formie – w pieśni.”

„Maharishi nieraz powiadał, iż żadna wyobraźnia ludzka nie może sobie wytworzyć najsłabszego pojęcia, czym jest ta przepastna głębia, ta bezgraniczna intensywność Szczęśliwości – Anandy – jaką zna, którą nieustannie żyje ten, który się zjednoczy z Rzeczywistym. Myślę również, że trudno sobie wyobrazić, czym mogą być doznania tych, którzy mieli możność znalezienia się w obecności Człowieka promieniującego takim, szczęściem.”

„Milczenie było jego żywiołem; ale odpowiadał chętnie na wszelkie ustnie, pisemnie lub myślowo stawiane mu pytania; gdyż czytał w myślach ludzi jak w otwartej księdze. Niejednokrotnie najtrudniejsze zagadnienia męczące ludzi latami rozwiązywały się nagle «same», już w pierwszych godzinach cichego skupienia w obecności mędrca. Słuszna okazywała się w tym wypadku tradycja hinduska, iż wystarczy tzw. darśan – tj. milczące, choćby krótkie, przebywanie w obliczu świętego i wewnętrzne oddanie mu czci, by promieniowanie jego mocy mogło dokonać w nas wielkich i doniosłych przemian. Byłam sama świadkiem niejednej…”

———————

* Wanda Dynowska urodzona 12 lipca 1888 w Petersburgu, dzieciństwo i młodość spędziła w majątku nad jeziorem Istal na Łotwie. O wykształceniu panny Dynowskiej wiemy, że w 1908 nauczyciel guwerner przygotował ją do egzaminu z łaciny na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiowała literaturę romańską i filozofię, pogłębiała studia w Lozannie i na paryskiej Sorbonie. współtwórczyni Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. W 1919 wyjechała, jako członek włoskiego Towarzystwa Teozoficznego, na kongres do Paryża i tam uzyskała od Annie Besant upoważnienie do powołania polskiej sekcji TT, której cele sformułowano tak: 1. utworzenie związku wszechludzkiego braterstwa bez różnicy ras, narodowości, płci i wyznania, 2.prowadzenie studiów porównawczych nad religiami, filozofią i nauką, 3. badania nie znanych praw natury i ukrytych sił człowieka. Dewizą było: Nie ma religii wyższej nad Prawdę. W 1935 Wanda Dynowska wyjechała do Indii, gdzie przez szereg lat przebywała w ashramie Mędrca z Góry Arunachala Ramany Maharshi, z którym, jak sama wspomina, wielokrotnie rozmawiała o Polsce.

——————–

Źródła:

Villemo